02.07.2018 poniedziałek
Dziś w planie Sine Wiry + miejsce w którym jeszcze nigdy nie byłem a świętej pamięci Bertrand wytłumaczył mi jak tam dojść. To dojście (i jeszcze jedno też) zawdzięczam Tobie Bertrand… wieczne odpoczywanie racz Ci dać Panie a światłość wiekuista niech Ci świeci wiecznie. Odpoczywaj w pokoju.
Samochód parkujemy tuż przed szlabanem, w pobliżu też jakiś stoi. Zmieniamy buty i o 9.25 ruszamy. Chód z górki daję radę, czuwam tylko aby nogi sobie nie przeszkadzały… taki banał, ale taki był fakt. Pod górkę nadchodzi zmęczenie, zwiększa się tętno, nogi stają się ciężkie, muszę regulować marsz. Trwa walka ze swoim organizmem, z własnymi słabościami i wspomnieniami, gdy kiedyś lepiej mi się szło. Pozwalam, aby mnie zostawiono w tyle i zapewniam, że dojdę. Po drodze mijam powracającą rodzinkę (to chyba ten samochód sprzed szlabanu), idę, odpoczywam, idę.
Po 1 godzinie i 25 minutach jestem przy Sinych Wirach.
Jakiś czas tam przebywamy, ja odpoczywam. Gdy odzyskuję siły ruszamy dalej do wiaty „Okrąglik” i gdzie jest wyznaczone miejsce na ognisko. Docieramy tam około 11.30. Po odpoczynku muszę wykrzesać trochę sił, by odszukać cmentarzyk. Chyba to ostatni bieszczadzki cmentarzyk, którego nie widziałem. Z 20 lat temu szukałem go w miejscu bardziej wypłaszczonym. Wtedy nie spodziewałem się, że trzeba się gdzieś do niego wdrapywać. Kiedy ostatni raz widziałem się z Bertrandem w Bieszczadach wspomniałem mu o tym a on wszystko mi wytłumaczył.
Ewa z psem zostają a ja niczym Syzyf zaczynam wchodzić pod mokrą górkę, tylko odwrotnie niż u niego, mi udaje się osiągnąć cel. Spojrzałem na zegarek, na hejnalicy mariackiej zaczęto grać hejnał.
Mam rozkaz szybko wracać... tylko jak można szybko wejść na cmentarz i szybko z niego wyjść? Przecież jest tam tyle miejsc zadumy nad którymi trzeba się w cichości pochylić.
Zejście było trudniejsze od wejścia, było dość ślisko a z tyłu głowy strach przed upadkiem. Każde postawienie nogi było przemyślane a miejsce gdzie laska miała mieć oparcie, musiało być dobrze sprawdzone.
Zszedłem, po Ewie było widać zdenerwowanie a za chwilę wielką ulgę.
Chwila odpoczynku i powrót do samochodu, do Bystrego na obiad i solidny odpoczynek.
Było już dobrze po 18 gdy rzucam hasło by ruszyć tyłki i pójść śladami naszej kochanej Kolusi. Wszystkim hasło się spodobało, więc do samochodu.
DSC_1391.jpg DSC_1392.jpg DSC_1393.jpg DSC_1394.jpg DSC_1395.jpg DSC_1396.jpg DSC_1397.jpg DSC_1398.jpg DSC_1399.jpg DSC_1400.jpg
CDN
Zakładki