05 lipca 2018 czwartek.
Dzień wybitnie towarzyski. Ewa umówiła się na cały dzień do znajomych w Natura Park. To właściciele, bardzo sympatyczni i pracowici ludzie. Cały wysiłek wkładają by ich ośrodek dobrze funkcjonował.
Miła niespodzianka przy wyjeździe z Bystrego, mijamy… Zbyszek czy to… Ewa czy to była… na bank to ona, tylko co ona tu robi? Zawracamy sprawdzić. No tak, teraz już wiemy na pewno, to Róża z Baraku. Dobrą chwilę rozmawiamy i umawiamy się, że wpadniemy do nich w sobotę.
Teraz już kierunek Natura Park. Wracamy do Bystrego po zachodzie słońca.
CDN

06 lipca 2018 piątek
W planach jest dojechać do Kołonic, zaparkować tam samochód i iść czarnym szlakiem aż do miejsca gdzie odbija ścieżką w prawo. Dalej chciałem iść drogą, odbić w prawo, przeciąć szlak czarny i dojść do drogi która wije się wzdłuż strumienia Zenowaty. Dalej w dół aż do samochodu.
Strasznie dawno mnie tu nie było, ponad 20 lat, widać ogromne zmiany w zabudowaniach. Z jednego z nich wyjeżdża do nas chłopiec na rowerze. Popisuje się przed nami, kręci ósemki i kółka, cieszy się z pokazów. Podziwiam jego jazdę, lecz bardziej jestem zaintrygowany tym w jaki sposób on kieruje tym rowerem. Zamiast kierownicy rowerowej ma samochodową. Czegoś takiego nigdy nie widziałem i chyba nigdy bym nie wpadł na taki pomysł. Zapewne inwencja twórcza lub potrzeba chwili. Jakiś czas rozmawiam z tym fajnym chłopcem i ruszamy dalej.
Mijamy już zarastający wypał z pustymi retortami, ale są oznaki, że został opuszczony tylko na jakiś czas.
Czarny szlak odchodzi w prawo a my idziemy dalej drogą, która mocno kręci, odbijamy w mniejszą drogę i dochodzimy do miejsca gdzie się niestety kończy. Stoi woda, trawy na wysokość 2 metrów. Ewa stwierdza, że nie będziemy się przebijać. Pies też nie jest zbyt chętny. Postanawiamy wracać. Gdy jesteśmy na wysokości wzgórza 745m, jedzie naprzeciw nas motor… jak nic jakaś stara WFM-ka z dwoma młodymi chłopakami i masą bagaży… plecaki, namiot, torby, torebeczki. Minęli nas a ja pomyślałem sobie, że skręcą wyżej w lewo i pojadą dalej w dół do Jabłonek. Jednak za chwilę widzimy, że wracają. Z 300 metrów przed nami zatrzymują się i sporym wysiłkiem jeden z nich schodzi z motoru, idzie w bok, coś podnosi, znowu pakuje się z mozołem na motor i dość szybko wyprzedzają nas.
Gdy odjechali, zaczynamy rozmawiać co tam takiego znaleźli na tej drodze? Wtedy dopiero spostrzegłem brak Oregona i urwaną szlufkę do której był przymocowany.
Postanawiam wracać aż do miejsca gdzie zawróciliśmy. Szukam po poboczach drogi, nie ma.
Straciłem Oregona. Ewa pyta się… a jest ci on potrzebny? Po chwili olśnienie i spokój… no nie!
Oregon miał wpisane moje imię, nazwisko i numer telefonu. Albo sobie gdzieś dalej leży, albo już raduje kogoś, komu jest bardziej potrzebny.
Tyle tego dnia.
W sobotę nigdzie nie chodzimy, tylko jazda samochodem. Jednak na ten dzień czekam, bo jedziemy zobaczyć pewne wydarzenie, które zawsze gdzieś mi uciekało.
CDN
DSC_1432.jpg DSC_1433.jpg DSC_1434.jpg