8 lipca2008 wtorek
Z Zatwarnicy wyruszam PKS-em o 8.20, na krzyżówce łapię stopa do Bereżek, by za chwil kilka stanąć przy punkcie kasowym BPN. Chcę kupić bilet ale okazuje się, że nie jest tak sobie prosto... kupić i iść dalej. Przyczyna tkwi w człowieku który sprzedaje te bilety. Padający deszcz, a co za tym idzie i mała ilość turystów idących na szlak pozwala natychmiast i płynnie z tym panem nawiązać rozmowę, która przeciągnęła się w czasie. Ten zbieg okoliczności pozwala wsłuchać się prawie z rozwartą moją gębą w monolog tego człowieka o... kamieniach wszelkich na których, jak później też się okazało, są w nich samych zaklęte twarze ludzi, odczucia, tęsknota, żal... Opowiedział jakim jest miłośnikiem tych poszukiwań i pokazał całkiem niezłą kolekcję kamieni... dwa lica (smutne i z tęsknotą), twarze kobiet, twarze mężczyzn, zaklętą łzę w kamieniu. Słowo „pokazał” w tym przypadku nic nie znaczy bo o każdym kamieniu snuł długą opowieść, szedł go z namaszczeniem schować i następny z namaszczeniem wynosił, jak skarb. Po jakiejś chwili spojrzałem na zegarek i patrzę, że duża wskazówka przesunęła się o 40 minut, nawet nie wiem kiedy. Jestem „miastowy”, przesiąknięty wskazówkami zegara, kalendarzem w outlooku, spotkaniami, tempem, sprawami na już, na wczoraj, uczestnikiem wyścigu szczurów, a tu Bieszczady i ich spokój i ten człowiek, który pokazuje mi w kamieniu ich rysy, które stają się niecałkiem przypadkowe, bo jak się okazuje odciska się w nich tak wiele ale... odkrywa tylko dla nielicznych.
Przy fajnym kamieniu potrafię się zatrzymać, czasami dostrzegę zarysy słoi skamieniałego drzewa ale nigdy nie szukałem czegoś więcej. Dobrze, że spotykam takich ludzi, oni czasami więcej uczą niż na najlepiej prowadzonym szkoleniu ludzie biegli w nauce. Tych już nie pamiętam a takich jak na przykład „człowiek od kamieni” zapamiętuję. Wspomnę jeszcze, że miał jeszcze białego sympatycznego pieska... Murzyna J
Musiałem iść dalej, czas 7 godzin i 55 minut wyznaczony na przejście do Zatwarnicy już biegł. Żal mi było żegnać się z „człowiekiem od kamieni”.
Już w połowie drogi do Przysłupia Caryńskiego deszcz przestał padać, słońce wyszło zza chmur i można było zdjąć kurtkę.
Doszedłem do miejsca budowy nowej Koliby, podpiwniczenie już stygło, materiał budowlany czekał na położenie i jakoś smutno bez tego schroniska z takim fajnym tarasem. Widziałem, że go nie zastanę ale gdy siedziałem przy stoliku jaki się jeszcze ostał, zobaczyłem jak wielce zdziwiony turysta przecierał oczy ze zdziwienia na to co ujrzał. Szedł od rana z bacówki Pod Małą Rawką i liczył na odpoczynek i jedzenie. Odpoczynek znalazł, bo słońce było, cień też, tylko brak było wiktu.
Czy trudno gdzieś na początku szlaków dać tabliczkę z informacją o braku schroniska?
A swoja drogą w dobie internetu warto by każdy wyruszający w góry jednak przed wyjściem na szlak sprawdził „co aktualnie w trawie piszczy”. Turysta został odpocząć by później iść do Chaty Socjologa i oby kupił coś po drodze bo tam też sobie nie poje.
Dalej to już powolne zejście w dolinę Caryńskiego potoku. To trzeba zobaczyć i podejrzewam, że wielu z Was to widziało. Ci co nie to czas sobie zacząć snuć plany. Po drodze zwiedziłem dawną wieś Caryńskie z ruinami kaplicy Św. Jana, zachwycałem się sporym urwiskiem tuż za cmentarzykiem tych co zostali w ziemi. Pusto, tylko zostawione samochody na poboczu dróżki i gdzieś w oddali ludzie zbierający jagody, mogli bo... to już nie BPN.
Później mozolne wejście na Przełęcz Nasiczniańską z górą 842 na której znajdują się dwie jaskinie szczelinowe. Kiedyś nie mogłem ich znaleźć bo miałem mało czasu. Rok musiały poczekać. Zawsze u mnie musi coś rok poczekać w Bieszczadach. Te góry nie oddają mi wszystkiego co na dany rok zaplanowałem zobaczyć. Doświadczone góry, wiedzą jak należy podtrzymywać miłość
Na Nasiczniańskim potoku widzę nowy mostek, przechodzę przez Nasiczne by tuż za zejściem z drogi tuż za potokiem, na ławeczce i przy stoliczku dłużej odpocząć. Mam trochę czasu w zapasie a przede mną podejście pod Dwernik-Kamień.
Podchodząc spotykam dwie rodzinki (chyba z tych 2 samochodów stojących na parkingu) które zapewne weszły i zeszły tą samą drogą.
Przed samym podejściem tabliczka „Uwaga! ostoja niedźwiedzia” co niektórym zapewne da trochę wyobraźni na szlaku J
Przytoczę teraz przy okazj... „Zarząd pewnego Parku Narodowego, w którym ataki niedźwiedzi zdarzały się częściej niż sporadycznie opracował instrukcję objaśniającą jak uniknąć spotkania z grizzlym. Czytamy w niej m.in., że turyści powinni nosić ze sobą urządzenia wywołujące dźwięki np. małe dzwoneczki, które można przypiąć do ubrania albo plecaka. Zalecane jest także zaopatrzenie się w gaz pieprzowy w sprayu. Według instrukcji dobrze jest także nauczyć się rozpoznawać oznaki ostatniej aktywności niedźwiedzi. Ludzie powinni umieć rozróżnić odchody czarnego niedźwiedzia od odchodów grizzly.
Odchody niedźwiedzia czarnego są mniejsze i zawierają jagody, a czasami także kawałki futra wiewiórki. Odchody niedźwiedzia grizzly są znacznie większe, zawierają małe dzwoneczki, a ich zapach przypomina gaz pieprzowy”.
Apropos odchodów, tak z 20 minut przed szczytem coś zaczęło śmierdzieć strasznie, bynajmniej nie pieprzem, idąc dalej napotkałem wielkie świeże odchody, ale dzwoneczków w niej nie widziałem.... kurcze teraz sobie uprzytomniłem, że przecież grizzli nie ma w Bieszczadach więc po jakie licho szukałem dzwoneczków?
Ciekawe czy te rodzinki też to widziały? J
Na szczycie spotkałem małą grupkę młodych ludzi i schodząc jeszcze trzy osoby... kurcze chyba najwięcej w całej mej wędrówce? Obowiązkowe „cześć” każdemu i szedłem dalej. Ze szczytu trochę zdjęć, pobyczenie się i napawaniem widokiem niedalekich Połonin, fotografia tabliczki upamiętniającej śmierć Artura Nowotarskiego (zdjęcie zrobiłem by później w google znaleźć kto to i w jakich okolicznościach zginął) położonej przez jego przyjaciół.
Później już samo zejście, nudne jak flaki w oleju na stokówkę, która na początku strasznie jest zryta przez ciężki sprzęt drwali. Droga ta kończy się tuż przy drewnianym moście na Sanie w Sękowcu. Tam robię znowu kilka zdjęć i jeszcze 2 kilometry do BARR-u. Po drodze zakup piwka zimnego w jedynym zatwarnickim sklepie. Nigdy mi tak nie smakuje żywiec jak po zejściu z gór... jest jak złoty nektar![]()
Cdn...
Zakładki