15 maj 2009 Ustrzyki Górne
Tuż po śniadaniu, wypad do Lutowisk by tuż za nimi skręcić w lewo na Skorodne, droga całkiem całkiem. Zatrzymuję się, by co chwila zerknąć na potok Głuchy, który meandruje razem z drogą czasami czule się łącząc. Woda w nim jakaś ciemna, zmącona, cicha… głuchy nie na darmo. Widać w niektórych miejscach żeremia, pościnane bobrowymi siekaczami drzewa, mostki wymagające trochę naprawy. Zatrzymuję się na dłużej w Skorodnem, jakoś nie widzę dzikiego czosnku*, oglądam betonowe kikuty pozostałe po PGR-ze i zakładzie karnym. W głębi bocznej drogi widać budynek oazowy. Nie doszedłem tam, bo zatrzymałem się na dłuższej pogawędce z panią grabiącą ziemię, koło już nowego drewnianego domku stojącego na początku odnogi drogi. Dalej dolina zaznaczona siedmioma stawami. W tym pierwszym multum kijanek, co też tu musi być za koncert wieczorem, gdy nastanie ich czas godów? Pani, z którą rozmawiałem wspomniała o innej ciekawej wtedy sytuacji, wielkie łażenie żab i szukaniu sobie partnera… „panie, wtedy tutaj jest, co oglądać”. Teraz kijanki jeszcze o tym nie myślą… jest cisza, spokój, świeci słonko, wszędzie żółte kaczeńce, w górze latają ptaszki… no nie wiem gdzie patrzeć… „panie, mieszkam pod Stalową Wolą, ale tutaj to błogostan istny”. Ano, istny błogostan! Niedaleko jest urokliwa kamienna kapliczka a trochę w bok przepiękna, duża, zielona polana, ukwiecona wiosennymi kwiatami, czuć wiosnę wszędzie. Maj to piękny miesiąc.
Szedłem tędy chyba z 9 lat temu i teraz cały czas łapałem się, że idę tutaj po raz pierwszy. Jednak nie mogę na zapas wchłonąć w umysł wszystkich widoków, zacierają się po latach, inne biorą górę… dobrze wracać do miejsc, w których się było.
Teraz skręcam w prawo w boczną drogę w stronę Polany Ostre a dalej już w stronę Czarnej. Na początku tej bocznej drogi, po jej lewej stronie, budowany jest jakiś kompleks turystyczny, widać rozmach jak na tutejsze warunki. Dalej droga już nie jest ciekawa, typowa leśna droga aż do asfaltu.
Teraz w lewo do punktu widokowego, z którego widać Otryt a dalej już przez lornetkę nawet Chatkę Puchatka. Tutaj fajnie słoneczko świeci, rozleniwia wprost… ech, pięknie jest!
Teraz już do Polany, a tam drogą z betonowych płyt do Rosolińskiej Jaskini. Daleko jej do jaskini, ale ładne wgłębienie w skale jest. Po drodze dwa brody, które przechodzę z buta by przy jaskini jednak je ściągnąć i ochłodzić nogi. Cała radość to teraz wdrapać się na szczyt i oczami zwycięzcy spojrzeć w dół Czarnego, a ze skraju 25 metrowego urwiska jest co pooglądać, jest też szacunek dla tej wysokości gdy się podejdzie do samego brzegu. Potężne drzewo, rosnące obok, musi mieć chyba dość już tego widoku mając perspektywę bliskiej śmierci. Walczy jednak zawzięcie o życie, rozciągając w bok korzenie, by utrzymać pion. Skała mu pomaga, ale jak długo jeszcze?
Teraz przepiękna łąka w Rosolinie, ogrodzona elektrycznym pastuchem. „Dzień dobry” dwóm panom pracującym chyba przy wycince i znowu brody z buta. Po przejściu ostatniego słyszę za sobą traktor, przejeżdża bród i… mogę wskakiwać na przyczepę. Jak maluch macham sobie nogami w powietrzu, patrzę na uciekającą drogę, podskakuję na d…e i myślę czy tym razem będzie taki podskok, że opadnę na betoniki. Ha… udało się, dowieźli do prawie samej drogi.
Teraz trzeba zobaczyć starą dzwonnicę, cerkiew i nowy kościół. Czemu nowy? Tamten był zły?
Jadę następnie zobaczyć Zawóz i Werlas… no co? No nigdy tam nie byłem. Tam już nie są moje klimaty, aż boję się pomyśleć, co tam się dzieje w wakacje.
Wracam do Czarnej, koniecznie do Baraku, qrcze muszę poznać naszego Forumowego kolegę Krzysztofa Franczaka. Nie znam go osobiście, ale Forum zbliża, więc czemu nie?
Na drzwiach Baraku mała karteczka „zaraz wracam”, obok podany jest telefon do wywołania z domu. W Warszawie zaraz to góra 5 minut a tu, jest inny wymiar czasu… siadam na ławeczce i „zaraz” mija 20 minut, no nie przyszedł. Myślę sobie… co się odwlecze to nie uciecze. W Czarnym Kogucie obiad i siur do Ustrzyk Górnych. Przeca ZpC czeka z gwiazdami.
* skoroda – dziki czosnek
Cdn…