Planując już w styczniu (wtedy odbywa się w mojej firmie planowanie urlopów) wypad w Bieszczady wybrałem termin 6-19 lipca 2008. Lubię lipiec w Bieszczadach, choćby ze względu na długie jeszcze dni. Wstępnie wtedy ustaliłem, gdzie i ile dni będę przebywał. Mogłem wtedy też już podjąć decyzję o zarezerwowaniu miejsca na nocleg. Czasy wyjazdów z plecakiem i namiotem jakoś mi przeszły, chociaż jak potrzeba by przycisnęła to... się tego nie boję. Plecak zastąpiłem torbą The North Face którą mogę nosić zarówno w ręku jak i na plecach... co w moim przypadku jest dobrym rozwiązaniem. Namiot zastąpiłem trwalszym dachem i też komfortem. Nie będę się wdawał w różnice, w za i przeciw bo każdy je zna co liznął i tego i tego. Tutaj zwyciężył komfort... i proszę bez docinków
Jadąc w Bieszczady nie miałem pewności jak się będą sprawowały nowo nabyte buty Meindl Wales Men MFS?, czy się wpasują?, czy się sprawdzą? Same nie będą chodzić ale czy pomogą na tyle, że głowa nie będzie o nich myślała, co w Bieszczadach dla mnie jest ważne... tutaj mam się wyciszyć. Poprzednie zostawiłem rok temu w Ustrzykach Górnych gdy zobaczyłem na wylot zdarte obcasy.
6 lipca 2008, cel – baza wypadowa w Zatwarnicy.
Pierwszą z dwóch tegorocznych baz wypadowych była Zatwarnica i hotel BARR w którym dokonałem rezerwacji oraz musiałem nawet wcześniej dokonać małej wpłaty.
Sam dojazd z Warszawy nie jest ważny, ale jadąc wstąpiłem po drodze zobaczyć w Ustianowej Górnej na Zabłociu drewnianą cerkiew z 1792 roku, także drewnianą cerkiew z XVIII wieku w Równi i z 1930 roku także drewnianą w Hoszowczyku. W Równi dzięki uprzejmości i nawiązaniu dłużej rozmowy z panem który się opiekował miejscem sakralnym mogłem wejść na chór.
Pokój w BARR-ze czekał i jak się szybko okazało, coś cienko tutaj z turystami, bo były zajęte tylko 2 pokoje a przez kilka dni do weekendu byłem sam. Miało to też dobre strony bo mogłem wynegocjować pod siebie pory śniadań i obiadokolacji, nawet raz czekano specjalnie na mnie aż do godziny 20.30. Mogłem nawet delikatnie kaprysić. Pustką byłem tym bardziej zdziwiony, bo przecież niedaleka Ostoja została wcześniej zutylizowana. Co prawda w Suchych Rzekach Terenowa Stacja Edukacji Terenowej BPN posiada pokoje do wynajęcia ale i tak byłem zaskoczony pustką. Zresztą, jak się później okazało, gdzie nie szedłem to wiało pustką. Dla mnie to fajnie, ale czy dla ludzi żyjących z turystyki też? Może na płocie BARR-u wystarczyło powiesić „wolne pokoje” ? Zauważyłem problem marketingowo-organizacyjny. Ciekawe czy szef tego hotelu długo się utrzyma? Podsumowując ten hotel to w pokojach można by przynajmniej zebrać padłe muchy i ćmy. Luksusu nie chciałem, ale muszę docenić panie związane z kuchnią i dałbym im w ocenie maxa. W pokoju jest, to już standard, łazienka a w hotelu zepsuta sauna, czynna wanna z hydromasażem i piłkarzyki. Ja niczego nie potrzebowałem z wymienionych.
W hotelu byłem ok. godziny 16 i po obiadokolacji zrobiłem mały rozruch nad wodospad na Hylatym. Słoneczko zachodziło więc nad zdjęciami musiałem dłużej pomarudzić by złapać trochę światła. Drzewa i ciemny wąwóz zmuszał do tego. Wodospad sobie przypomniałem, bo chyba z 10 lat temu tutaj byłem gdy szedłem na Dwernik-Kamień przez przełęcz 825, a dalej Nasiczne, Przysłup Carński, wzgórze 983 i Widełki. Wtedy mając mało czasu nie udało mi się znaleźć jaskiń koło Nasicznego na wgórzu 842. Musiały poczekać na moje odkrycie jeszcze rok.
Wieczór w Zatwarnicy jest piękny tylko czemu w całej wsi przez dwie moje pierwsze pełne doby paliły się lampy na słupach? Chyba nie na mój przyjazd i aby później nawet w nocy drucik się w nich nie zajarzył? Jan Kaczmarek śpiewał swego czasu... „pero, pero - bilans musi wyjść na zero”, tutaj to wspaniale pasowało.
Budziłem się czasami przed godziną 5, i nie zważając na jednak chłodne wtedy powietrze nasycone wilgocią, cieszyłem oko wstającym słońcem i mgłami znad Kiczery i Dziążkowca (czy tak się odmienia Dziążkowiec?).
Następny dzień ma być też rozruchowy jak to na mieszczucha przystało. Plan był - dojść do dawnego miejsca Ostoi i baczniej obejrzeć punkty przystankowe na ścieżce przyrodniczej. Kiedyś wracając z Wetlińskiej najwyraźniej zmęczenie już nie pozwalało zatrzymać się nad niektórymi takimi punktami a jak z autopsji wiem, wiele z tych przystanków/stacji ma swój urok.
Urok wodospadu jak zresztą i innych tego typu większych Bieszczadzkich kaskad może nie powala ale potrafi nacieszyć wzrok i ucho. Kochającego Bieszczady wszystko w nich cieszy. Późna niedzielna pora wyprosiła weekendowiczów, brak ludzi pracy w pobliskiej stolarni, także brak przy budowie domku dla jakiegoś leśniczego. Cisza, pies nie szczeka, nawet kot siedzący w trawie koło domku z nudów ziewa. To lubię w tych górach... ciszę. Buty nie uwierają dopasowują się (mają niby taką opcję), może będą dobre? Można iść spokojnie do hotelu spać, jutrzejszy dzień bardziej rozrusza nogi i ciało. Nie odpalam nawet kompa i nawet nie wiem czy mobilny Orange zadziała, dziś tylko ma być cisza... i jest. Po drodze nikogo nie spotykam, nawet nie mam komu powiedzieć dobry wieczór.
CDN (ten „cdn” może nie być następnego dnia, powrót do pracy, zaległości... więc „cdn” będzie bez określonego czasu J
Zakładki