Cóz, nadszedł czas urlopu... Oczywiście obowiązkowo nasze bieszczady. Oprócz popularnych i doskonale znanych zakątków tego pięknego regionu starczyło mi i mojemu kumplowi czasu na przejście tej wyjątkowo łatwej i przyjemnej trasy. Postanowiłem zdać z niej relację, gdyż nie za wiele można o niej wyczytać w sieci. Tyle tytułem wstępu...
Wycieczkę znacznie uprościliśmy. Dzięki uprzejmości mojej małżonki zostaliśmy podwiezieni do miejsca w którym zaczyna się właściwy szlak, tzn. do stacji nr 15 ekomuzeum "trzy kultury" - "na szlaku filmowców - Chreptiów" czyli tam gdzie z drogi z płyt betonowych odbija się w lewo, w kierunku zachodnim.
Pogoda - lekko jesienna, na początek lekkie "40% wzmocnienie" no i w drogę! Lekko błotnistą ścieżką przez łąki, teren praktycznie płaski. Po chwili wchodzimy w las, gdzie ścieżka przechodzi w trakt. Trochę błota, wciąż płasko. Po lewej ścinka drzew. Dochodzimy do stokówki (droga ze Smolnika do okolic Hulskiego - ścieżka rowerowa). Przy niej tabliczka "Leśnictwo Rosochate". Zaraz za drogą piękna drewniana ławeczka, która wyraźnie mówi nam abyśmy na chwilę siedli. Ponieważ w miejscu tym wyraźnie widać, iż od tej pory szlak idzie mocno w górę, postanowiliśmy usłuchać ławeczki. Cóż przed wspinaczką kolejne "wzmocnienie", w końcu żony daleko...
Zaczynamy podejście. Mozolnie i stosunkowo stromo w górę. Ścieżka "płynie" - w nocy padało. Od czasu do czasu bardzo okazałe "wiekowe buczki" o fantazyjnych kształtach. W końcu po ok. 1 godz. (od wiaty) dochodzimy do "szlakowskazu" - oznacza to, że jesteśmy już na grzbiecie otrytu. Po kolejnych 20 min. Dochodzimy do kolejnego węzła szlaków - na dół do Dwernika - prosto jeszcze jakieś 200 metrów do chaty. Szczególnie groźnie brzmi napis informujący o groźnym psie... Za chwilę delikatne prześwity na Magurę Stuposiańską (?)
cdn.
Zakładki