to i ja wtrącę swoje 3 grosze.
Zeszłego lata poszukiwałem ze znajomymi Źródła Sanu po UA stronie. Wiadomo, teren przygraniczny, zezwolenie z zastawy trza mieć. Jakoś się załatwiło tę zgodę na dotarcie do obelisku na granicy przy tym rzekomym źródle; docieramy do szlabanu na Użockiej, a tu klops, nie wolno nam iść do granicy, nacialstwo cofnęło zgodę zastępcy itd. Ale na Opołonek możemy iść ?
-a na zapad to możecie.
Poszliśmy, chaszczując, w kierunku Piniaszkowego, kilka razy pokrzykując pogranicznikom, że do pamiatnika nie idziemy, tylko na zapad...
Oglądamy sie na wszystkie strony, czy nas już nie szukają (parę lat wcześniej w Siankach, jak przeszliśmy za sistiemę, by zobaczyć metrowej szerokości San z bliska, zatrzymano nas na parę godzin aby razbirat sprawu ) .
Źródło prawdziwe w końcu znaleźliśmy, szukamy miejsca na nocleg, zeszliśmy z 500 m na pd od granicy. Namiot, jedzonko itd. Jak dotąd nas UA pogranicznicy nie znaleźli (i pewnie nie szukali )
Kładziemy się... fajnie się wyciągnąć... pociąg słychać ! . OK linia do Użgorodu ze 200 m stąd. Parę minut później stąpanie ! Nie jakieś szelesty, trzaski tylko wyraźne. Lewa, prawa, lewa, prawa...
Wydaje się, że 1 m od namiotu ! Wyglądam na zewnątrz; nic, kładę się... parę minut; znowu KTOŚ CHODZI...
i druga przygoda dwa dni później:
śpimy pod namiotem nad wsią Lubna (to po drugiej stronie granicy niż Wołosate) . Wcześniej z trudem przekonaliśmy UA pogranicznika, że nie chcemy przez zieloną do PL przejść, a tylko przenocować i śmigać w głąb Ukrainy. W końcu zgodził się na biwak w prikordonnej smudze i obiecał, że nas wieczorem odwiedzi, bo miejscowe chłopaki mogą na browara i fajki się wpraszać.
Skoro tak nas postraszył , to zbudowaliśmy sobie wokół namiotu sistiemę z gałęzi bukowych. Leżały obok nacięte i miały suche szeleszczące liście, więc jakby się ktoś chciał przedrzeć, spoko, obudzimy się
W końcu śpimy. Kolo 12-ej przebudzamy się...
ktoś kurna chodzi tuż przy namiocie (sistiema nie zaszeleściła); nie trzaski, nie szelesty, tylko WYRAŹNE kroki Najodwaźniejszy wygląda z latarką - NIC .
Tylko księżyc świeci i się trochę jakby śmieje
W moim przekonaniu w obu przypadkach gryzonie, jeże, bądź jakieś inne licha buszowały przy tych naszych biwakach, a my spodziewaliśmy się - raz pograniczników, drugi raz kwiatu lubniańskiej młodzieży, więc "słyszeliśmy" ich "kroki"
Aby nie było to jednak takie oczywiste :) , to muszę przyznać, że biwaków było dużo, dużo więcej, w rozmaitych miejscach, a kroki słyszeliśmy tylko w tych dwóch przypadkach...
Zakładki