Tak mi się przypomniało. Kiedyś podczas jednej z wypraw w Bieszczady byłem nad pewnym strumieniem, właściwie rzeczką gdzie była ciekawa grota. Taka niezbyt głęboka ale dość duża – usadowiona na wysokiej skale. Ponoć w grocie pomieszkiwali upowcy. Dziś widać niektórzy w niej biwakują. By ją zwiedzić trzeba było się przeprawić przez owy potok po kamieniach. Niestety zabijcie mnie, ale nie pamiętam nazwy tego miejsca – zapewne ktoś tu wie o czym piszę. Idzie się do owej groty ścieżką wzdłuż strumienia, skręcając przed brodem w prawo. Niedaleko są też ruiny (fundamenty właściwie) dworu i obory. Malownicza grota obmywana potokiem jest miejscem urokliwym. Byłem tam z przyjaciółką. Siedzieliśmy sobie naprzeciwko groty na zwalonym pniaku i jedliśmy chleb. Minęło nam tak kilkanaście minut, a może i pół godziny. Pogoda była piękna. Nagle słyszę jak wyraźnie i dość głośno rozmawiają dwie kobiety. Głos dobiega zza zakrętu strumienia zza skały. Mówię do mej przyjaciółki – o ho mam towarzystwo. Ona to potwierdziła. Nawet przez chwilę podsłuchiwaliśmy co mówią te kobiety mówią, ale głos się dziwnie zlewał z szumem wody i nie mogliśmy zrozumieć słów. Czasem nam się nawet zdawało, że nie rozmawiają w naszym języku tylko jakby po słowacku.Tak czy tak głosy dość młode były i wyraźne. Posiedzieliśmy jeszcze jakiś czas, w końcu wstaliśmy, patrzymy, a za zakrętem ani nigdzie w pobliżu żywego ducha nie ma. Głosy też nagle przestały gadać. Włos się nam równocześnie na całym ciele zjeżył. Słyszeliśmy to wyraźnie i oboje i nie był to szum wody.




Odpowiedz z cytatem
tu ludzie bardzo wrazliwe 
Zakładki