W szczególnym miejscu w dolinie Łopienki, na terenie nieistniejącej wioski, w ocalałej i odrestaurowanej cerkwi, jak co roku od 10 lat, w pierwszą niedzielę października odbywa się odpust.
Odpust w Tym miejscu jest kontynuacją wiekowej tradycji. W tym roku przypadło to 5 pażdziernika . To, że w ogóle istnieje piękna i kultowa cerkiew jest zasługą Wspaniałych Ludzi (nie wymieniem nazwisk) i Wspaniałego Człowieka z Górzanki, księdza Bartnika.
Od godzin porannych Uczestnicy odpustu przybywali różnymi środkami lokomocji ze wszystkich kierunków .
Pieszo , samochodami , a co niektórzy na koniach.
niewidomy pielgrzym
Atmosfera jak zwykle szczególna, prawie rodzinna.
Jak to na odpuście można było coś kupić i to z górnej półki
Msza ,główny punkt uroczystości, rozpoczęła się o godz 10 ’30 .
My przybyliśmy tam o 9 i mieliśmy czas na spotkania ze znajomymi i na „otwarcie " barku kawowo –herbacianego.
zaproszenie na herbatkę
Po uroczystościach odpustowych po godz 12 postanowiliśmy z kol. Robertem wyjść na Łopiennik . Między innymi sprawdzić jak się „ miewa” pamiątkowa tablica ,w której to ponownym wmurowaniu współuczestniczyliśmy.
http://forum.bieszczady.info.pl/show...?t=4210&page=5
Nie lubię wchodzić i schodzić z gór tymi samymi szlakami. W związku z czym, postanowiliśmy wejść na Łopiennik na tzw. azymut, chaszczując przez krzaczory . Ja to po staremu nazywam na „szage”.Zejście planowaliśmy ścieżką na bazę studencką .
Wejście odbyło się bez mapy , kompasu , a tym bardziej GPS-u. Rozpoczęliśmy z placu na końcu drogi od Łopienki, za wypałem węgla .
Obraliśmy kierunek południowo-wschodni, przewidywany czas na dotarcie na szczyt Łopiennika ok.2 godziny. Na początku trzeba było „zbudować przeprawę” przez potok, bo poziom wody po wcześniejszych tygodniowych opadach był dość wysoki … ale się udało przejść bez zamoczenia butów.
Tu z 10 lat nikogo chyba nie było
Wszystko szło Ok. , po upływie ok. 1,5 godziny coś nam na „nosa” nie grało. .Chaszczujemy ..chaszczujemy , a Łopiennika jak nie widać tak nie widać .
Dopiero …,jak na chwilę pokazało się słońce, to stwierdziliśmy, że idziemy na południowy zachód w kierunku prawie przeciwnym, na Baligrodu. Słońce jest kochane , nie tylko grzeje ..ale wniosek z tego taki, jak idziesz na „szage” nie licz tylko na słońce i nosa , ale weż też i kompas.
Dokonaliśmy zwrotu w lewo i po chwili doszliśmy na grań Łopiennika .Tak przynajmniej nam się wydawało sądząc po skalnych wychodniach podobnych do tych z docelowego szczytu. Przypuszczenie okazały się słuszne. Po ½ godz dotarliśmy do celu.
Powrót ścieżką ,bardzo dobrze oznakowaną, na bazę studencką był już bezproblemowy (poza błotem).
Bazowe instalacje wodne
Baza jest już „zakryta na zimu „ tylko miśki pewnie przed zimowym snem buszuję tam , szukając co by jeszcze zjeść (a może kogo?). Nikogo na tym pięknym terenie nie spotkaliśmy, co świadczy dobrze o miśkach.
Ps. a pełnia kolorków to chyba będzie za tydzień
Zakładki