...spaciba... tawarisz... bud zdaroff
...spaciba... tawarisz... bud zdaroff
@ Autor prosżę przekaż przy okazji pozdrowienia i buziaki naszemu Towarzyszowi wędrówki.
Chciałbym oficjalnie podziękować Stałemu Bywalcowi za to, że dzięki jego inwencji twórczej mogłem na nowo przeżywać ostatni(jak również zeszłoroczny) pobyt w Bieszczadzie. I już tęsknię za następnym.
I jeszcze ostrzeżenie:
Na jedną żmiję w Bieszczadach
Wszedł pan o licznych wadach
Nie przeżył przygody
Zszedł, chociaż był młody
Nie chodźcie w Bieszczadach po gadach
Pozdrówka toruńsko- bieszczadzka!
Piskal
Piskal, a może to gdzieś pod Otrytem, w naszych stronach, zginął kniaź Oleg ?
"(...)
Poznaję to miejsce
Tu rumak mój padł,
Pożegnam się teraz
Z mym druhem.
Wyrzekłszy te słowa
Oparł nogę o gnat
I w jednej sekundzie
Był trupem.
To ugryzł go wąż,
Że też musiał tam wleźć!
Nie żyje kniaź Oleg !
Nie żyje, i cześć.
(...)"
Z pieśni o wróżbitach, którzy wywróżyli kniaziowi Olegowi, że "koń ukochany przyniesie mu śmierć". Długo się ta wróżba nie sprawdzała, aż po latach ...
Nie pytajcie o autora słów i melodii, bo - nie wiem.
Ostatnio edytowane przez Stały Bywalec ; 30-11-2008 o 19:57
Serdecznie pozdrawiam
Stały Bywalec.
Pozdrawia Was także mój druh
Jastrząb z Otrytu
Miałeś napisać coś w rodzaju refleksyjnego podsumowania, a tu "cisza jak w kościole".
Stały Bywalcze, czekamy.
Pozdrówka toruńsko-bieszczadzka!
REFLEKSJE KOŃCOWE
I znów mija kolejny rok, a wraz z nim odpływa w dal mój tegoroczny bieszczadzki urlop, utrwalony tylko elektronicznym tchnieniem w Internecie.
Upłynęło 21 dni pobytu, podczas których zorganizowałem 7 całodniowych pieszych wycieczek oraz 3 krótsze. A także przejechałem samochodem 905 km po Bieszczadach (nie wliczając podróży z i do Warszawy).
W okresie od 15 do 23 września (9 dni) trwała istna pora deszczowa, poza tym było zimno.
Nie tak dalej jak w sobotę 6 grudnia, czyli parę dni temu, wybrałem się solo na pieszą wycieczkę po Puszczy Kampinoskiej (20 km) i miałem lepszą pogodę. Jedynie zachód słońca nastąpił dużo wcześniej. Ale za to go widziałem, czego nie można powiedzieć o tych pochmurnych dniach wrześniowych.
Dni "bezdeszczowe" również nie były rewelacyjne. Chłodno, słońca niewiele, pogoda zdecydowanie bardziej październikowo - listopadowa niż wrześniowa.
Reasumując, pogodowo wrzesień w Sękowcu wypadł mi najgorzej od 10 lat. Bo w tym roku odchodziłem taki mały sękowiecki jubileusz, pierwszy raz spędziłem tu urlop w 1999 r.
Jakby na pociechę, towarzysko było inaczej, zdecydowanie lepiej. Dzięki opisanym powyżej osobom. Tym, które być może teraz to czytają, dziękuję za mile spędzony wspólnie czas.
No i ta żywa pamiątka z Bieszczad. Koci hultaj zachował dużo bieszczadzkich przyzwyczajeń. Chowany przez pierwsze 3 miesiące swojego życia przy knajpie żywił się chyba głównie tym, co mu ze stołów skapnęło. Podobnie jak te biedne kotki w Tarnawie Niżnej.
Teraz, pomimo że ma swoje kocie miski, a w nich "Royal Canin" i "Felix" (w wersji dla młodych kotków), to zawsze nam asystuje przy posiłkach. Oczywiście też zawsze go coś obleci, jest zresztą prawie wszystkożerny. Nie pogardzi i całym plasterkiem żółtego sera.
I jest przy tym niebezpiecznie aktywny, trzeba na niego bardzo uważać. W ostatnią niedzielę (7 grudnia) podczas naszego domowego obiadu usadowił się na poręczy kanapy, blisko talerza córki. Przysuwał się do tego talerza, przysuwał ... Gdy już uznał odległość za wystarczającą, wykonał łapką szybkie i silne machnięcie, niczym tenisista rakietą, a kotlet mielony poszybował z talerza córki ponad stołem na podłogę. Równocześnie (jeszcze kotlet nie zdążył spaść) wystartował nasz Sabinek, porwał zdobycz i w nogi. Wszystko to trwało dużo krócej, niż o tym teraz czytacie.
Aby oddać mu sprawiedliwość, pochwalę go, że jest bardzo czysty i schludny. To, co "wyprodukuje", dokładnie zagrzebuje w kuwecie. Dziś rano słyszałem, że grzebie dłużej niż zwykle. Co on tam, u diabła wyprawia, dziurę chce w kuwecie wygrzebać, czy co ?
Okazało się, że zwierzątku przytrafiło się małe "foux pais" - narobił tuż poza krawędzią kuwety. I wtedy, aby wyjść z twarzą (a raczej z pyszczkiem), zaczął wywalać drewienka ("Pinio") z kuwety i mozolnie usypywać spory kopczyk nad tym, co nieopatrznie zrobił niedokładnie tam, gdzie należało.
I tym optymistycznym akcentem pozwólcie, że już zakończę moje tegoroczne bieszczadzkie refleksje.
Serdecznie pozdrawiam
Stały Bywalec.
Pozdrawia Was także mój druh
Jastrząb z Otrytu
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki