Mnie to że coś jest "popularne" wcale nie przekonuje.
Góry to są jednak góry i chodzenie po nich wiąże się jednak z pewnym ryzykiem (różnym, w zależności od tego jakie to są góry).
Jeżeli ktoś góry lekceważy - to jest pierwszy krok do zrobienia sobie kiedyś kuku.
Pogoda może się w każdej chwili zmienić, alkohol, który na krótszą metę powoduje złudzenie ciepła, na dłuższą powoduje wychłodzenie organizmu (ponieważ powoduje rozszerzenie naczyń krwionośnych i szybszy odpływ ciepła z organizmu).
Tak że picie "dla rozgrzewki" w czasie marszu w zimie lub w czasie gwałtownego ochłodzenia kompletnie mija się z celem i powoduje właśnie wychłodzenie.
Co innego po dojściu do celu wędrówki, wówczas przemarzniętemu (ale nie wychłodzonemu) czlowiekowi można podac w ciepłym schronisku kieliszek czegoś mocniejszego do poduszki i zaraz wpakować go do ciepłego śpiwora.
Poczytaj artykuły o hipotermii i o postępowaniu z człowiekiem wychłodzonym, jest ich trochę w sieci.
Ja nie piszę bynajmniej, że ktoś co wychyli kielonka na szlaku jest degeneratem, ale piszę o tym, ze picie alkoholu w górach może być w niektórych wypadkach bardzo szkodliwe i czasem może się skończyć tragicznie.
I to też trzeba mieć na uwadze.
Nawet jeśli się tego kielonka wychyli - to na prawdę nie ma się czym chwalić i nie należy tego propagować.
A poza tym - osobiście bardzo nie lubię, kiedy ludzie piją na szlakach. Tak samo jak mój niesmak budzi picie alkoholu na ławce w parku.
Wolę zasiąść z przyjaciółmi przy ognisku, lub ewentualnie za stołem i tam spełnić kilka toastów.
A już propagowanie picia alkoholu w górach przez osobę, która jest przewodnikiem górskim - to jest coś co mi się po prostu nie mieści w głowie.
Pozdrowienia
Basia
Zakładki