A ja tam najbardziej nie cierpię hipokryzji.
Coś pięknego walnąć jakieś piwko albo łyk "żołądka" na rozsłonecznionej polanie , z widokiem na jesienne Bieszczady.
Niewykluczone że jacyś orędownicy trzeźwości na szlaku patrzyli na nas w łykend 10-12.10 z potępieniem albowiem m.innymi w jeden dzień, w 19 osób napieralismy czerwonym przez Chryszczatą. A że było cieplutko i słonecznie, a że nam się nie śpieszyło to już się boję komentarzy.
Następną razą usiądziemy w krzakach, ślubuję
Zakładki