Witam wszystkich.
Może ktoś wie coś więcej o tym:
A tak w 1973 roku Roman Izbicki pisał w miesięczniku "Poznaj Swój Kraj" (4/73) w swoim bloku artykułów "Bieszczady - kraina prawie egzotyczna" o grasujących w Serednim Małym niedźwiedziach.
"Na styku Pogórza Karpackiego i Bieszczadów, kędy wartko spływa potok Głuchy, kędy serpentynami wiedzie nowa doga od Czarnej, przez Polanę, Bukowiec, Wołkowyję, do połączenia z tzw. obwodnicą, gdzie na ogół po ludnych ongiś wioskach pozostały zdziczałe sady i rozmaitym chwastem zarosłe pola – tam od niedawna terror sprawowały dwa zwyrodniałe niedźwiedzie.
Zwyrodniałe, albowiem „działające” wbrew ustalonej na świecie wiedzy o zwyczajach niedźwiedzi. Profesor Szafer stwierdził swego czasu, iż niedźwiedź stać się może krwiożerczy jedynie w okresie kilku miesięcy wiosennych, kiedy jest wygłodniały po zimowej drzemce, a runa leśnego, czym przeważnie się odżywia, jeszcze nie ma.
Tymczasem nasze niedźwiedzie bieszczadzkie i pogórzańskie zaczynają krwawy rozbój – na przekór nauce – właśnie u schyłku lata i jesieni. zabijają w ciągu roku przeciętnie piętnaście sztuk bydła domowego.
Szczególnie sterroryzowana była wieś Polana, tam bowiem od łapy niedźwiedzi zginęło kilkadziesiąt jałówek, krów i byków. Zrazu czynił on to ukradkiem, nocą, z dala od siedzib ludzkich, potem coraz śmielej zapędzał się aż do zabudowań, ostatniego zaś rozboju dokonał w obecności ludzi.
Oto pewnego dnia pod wieczór w połowie września 1970 roku na bitej drodze koło Smolnika nad Sanem niedźwiedź zabił krowę i nie ustępował gromadzie ludzkiej, która starała się drągami, kamieniami i krzykiem odpędzić zbója Uszedł dopiero przed samochodem ciężarowym i ostrymi światłami jego reflektorów.
We wsi Polana osiadł przed paru laty przybysz z Poznańskiego z czterema na schwał synami. Kupili 8 ha gruntu, wydzierżawili na miejscu nie istniejącej już wsi Serednie rozległe pastwiska, pobudowali tam krytą zagrodę dla bydła wypasowego, wiosną kupili kilkadziesiąt cielaków.
Ale oto pierwsze uderzenie. W pogodny dzień sierpniowy 1970 r., po południu, pomiędzy pasące się na zboczu bydło wpada z olszynowych zarośli ogromny niedźwiedź, uderzeniem łapy w kręgosłup zwala byka wagi prawie pół tony, niemal w biegu rozrywa go i ściąga w gęstwinę leśną nad potokiem.
Najmłodszy z Jezierskich, bo tak się zwą owi przybysze, zapędził struchlałe bydlęta do zagrody pod dachem, zamknął je i co sił popędził do odległej o 2 km siedziby rodzinnej. Kiedy niebawem zjechali całą siłą, z byka została ledwie połowa. Strata co najmniej 10 000 zł.
Mijają dwa tygodnie. Jest piątek 20 sierpnia. Dzień pogodny, godzina 16. Dwóch braci pilnuje stada. Dwa psy: owczarek i wilczur u nogi. I nagle z gęstej olszyny wypada olbrzymi morderca. Uderzeniem łapy powala byczka. Reszta bydła instynktownie ustawia się rogami do dzikiego zwierza. Psy zjeżyły sierść, lecz struchlałe nie ruszyły z miejsca.
Od spłoszonego stada odbija byk okazały, jak tamten sprzed dwóch tygodni, kryje się gdzieś w gąszczu nad potokiem. Bracia podnoszą wrzask, biegną z kijami w dłoni ku zbójowi, ten zaś, widać to i słychać, zły, bo warczy i porykuje, a nadto gwałtownymi ruchami łamie gałęzie po drodze. Niezbyt spiesznie uchodzi jednak między stare śliwy, które już poprzednio obżarł z owocu do szczętu, a potem w gęsty las bukowy.
Bracia szukają jakiś czas byka, który odbił się ze strachu od stada, ale go nie znajdują. Zabierają bydło do obory w Polanie. Ciężko zraniony byczek (250 kg) powlókł się jeszcze na własnych nogach, ale niebawem padł – łopatkę miał zgruchotaną.
Wrócili szukać byka. Jednak ani tego wieczoru, ani dnia następnego nie znaleźli. Dopiero na trzeci dzień. Leżał w potoku, podobnie jak pierwsza ofiara, zżarty do połowy.
Strata Jezierskich w ciągu owych dwóch tygodni sierpnia wyniosła 25 000 złotych.[1])
Nad razem trzeciego września inny niedźwiedź 9ten sam jednakże, który po zabiciu krowy w Smolniku w ub. Roku ustąpił z pobojowiska dopiero przed reflektorami samochodu) zabił w Lutowiskach uwiązanego na łańcuchu konia chłopskiego, następnego zaś dnia, znowu w Smolniku –jałówkę ze stada PGR.
Skończyły się wreszcie ich zbójeckie wypady. Po kolei wytropili je leśnicy, skusili podrzuconą w odpowiednie miejsca padliną. Przynętę przywiązali łańcuchami do pnia buka. Niedźwiedź podszedł, czuł jednak pismo nosem, bo gdy urwał połeć koniny, umknął w głąb lasu. Łakomstwo go zgubiło. Kiedy bowiem wrócił po resztę i długo mocował się z łańcuchami – z ukrytej „ambony’ padł strzał. Inżynier Władysław Pepera, słynny w Bieszczadach „wilczarz”, to znaczy mający na sumieniu najwięcej ubitych wilków – otrzymał zezwolenie ministra leśnictwa na zlikwidowanie zbójów. Jeden zginął późnym wieczorem, drugi innego dnia nad ranem. Od tego czasu spokój nastał na Pogórzu Karpackim, a więc po północnej stronie Otrytu."
[1] ) Wprawdzie otrzymuje się pewne odszkodowanie, ale kłopotu z tym i straty wiele mimo wszystko.
http://www.odkryjbieszczady.pl/index...ednie_male.htm
?W internecie znalazłem taką informację:
W 1971 roku w Polskich Karpatach Wschodnich duży samiec niedźwiedzia zabił ponad 70 sztuk bydła i koni.
http://assets.panda.org/downloads/be...vakia_2007.pdf
Serednie Małe - nieistniejąca już wieś w Polsce, położona w województwie podkarpackim, w powiecie bieszczadzkim, w gminie Czarna.
Osadzona na prawie wołoskim przed 1580 przez rodzinę Kmitów, ziemia sanocka. Dawne nazwy : wssi woloskye Serednye 1580, Serednie sive Polanczyk 1654, Seredni Polanczyk 1673, Serednia alias Polanczyk 1678, Serednie małe 1855, Seredne 1860. Rusini należeli do parafii greckokatolickiej w Polanie. Po II wojnie światowej wszystkich mieszkańców wsi przesiedlono. W okresie 1945-1951 wieś należała do ZSRR.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Serednie_Ma%C5%82e
Zakładki