Czwartek rano: Zagórz. Dużo ludzi i wszyscy jadą do Ustrzyk Górnych, my do Soliny, bo oprócz gór kochamy wodę, a pogoda ma być ładna, więc miło będzie popływać po wędrówkach. Pełni optymizmu na myśl o komunikacji między Soliną a „Górami” .Pole namiotowe w Solinie: mało namiotów, dziwne jak na długi weekend, słoneczko świeci, namiot rozbity, 11:20 mamy autobus do Cisnej, a stamtąd sobie gdzieś pójdziemy na krótki spacer. Autobus nie przyjechał, został odwołany od 1 sierpnia, informacje o rozkładach dostępne w Internecie nie podają takiej wiadomości. Nieco zawiedzeni wróciliśmy do namiotu, zrezygnowana położyłam się spać, dobrze mi to zrobiło, bo sił nabrałam i dobry humor mi powrócił. Poszliśmy na spacer „po tamie”, troszkę pokropiło, ale co tam, nadal jest cieplutko. Niemal całą noc padało, ale radiowe prognozy mówią o słonecznym piątku, więc raniutko wstaliśmy, dojechaliśmy do Brzegów Górnych, skąd przez Połoninę Wetlińską, Przełęcz Orłowicza i dalej szlakiem na Zatwarnicę, mieliśmy szczere chęci dojść do Dwernika. Nim weszliśmy na szlak zaczęło padać, potem lać, a potem było mi już wszystko jedno. Deszcz stonki nie przestraszył, przed nami dziewczynka w jaśniutkich spodenkach i adidaskach twardo maszeruje pod górę, za nią chłopczyk z parasolem pod kolor jej kurteczki i lakierkowym plecaczkiem na ramieniu. Potem w schronisku planowali kolejny dzień w górach, przyznaję, że najpierw wątpiłam, że w ogóle tam dojdą, ale teraz już tylko podziwiać mi pozostaje, zeszli tą samą drogą, którą weszli, ale po tym błocie, nie było to proste. Na Połoninie mgła i widoczność maksymalnie na 10 metrów, przemoczeni, zabłoceni i już nieco spóźnieni wyszliśmy ze schroniska w kierunku Przełęczy. Oczywiście zanim tam doszliśmy, było już tak późno, że strach przed brakiem transportu do Soliny pozwolił zapomnieć mi o pierogach, czego dzisiaj wstydzę się okrutnie, do Dwernika nie doszliśmyL. Sobota rano: w autobusie relacji: Solina - Ustzrzyki Górne, zjedliśmy śniadanie, Z Ustrzyk udaliśmy się do Wołosatego, tam znowu tłumy ludzi, tym razem jest to zrozumiałe, bo słoneczko świeci jak szalone i nic nie wskazuje na najmniejszy nawet deszczyk. Za radą Szanownego SB, na Tarnicę poszliśmy przez Rozsypaniec i Halicz , jednak tłumów ludzkich nie udało nam się uniknąć. Droga faktycznie miła ,ale dziwna, szczególnie ten asfalt...., przed wejściem Na Halicz zaczęło lać, potem się trochę rozpogodziło, ale już przy wdrapywaniu się na Siodło, deszcz lał jak z cebra. Nadeszła chwila zwątpienia we własne siłyL, strasznie słaba, jak się okazuje, ze mnie istota. Nieprzemakalna kurtka przemokła, w trekkingowych butach, również nieprzemakalnych, nie wiadomo w jaki sposób znalazło się błoto, potem już się okazało, że błoto jest wszędzie, trochę na nogach i często na pupie „wędrowałam” w dół, perspektywa
( słuszna) braku możliwości dostania się do Soliny, nie sprzyjała raczej dobremu mojemu nastrojowi. Oczywiście widoki na trasie wynagradzały trudy, ale pomarudzić sobie musiałam. No i jeszcze to ważne wydarzenie, które miało miejsce, vis a vis Rozsypańca Przepięknego J,Za pomącą plastikowego krążka spod zakrętki od muszynianki zostały złożone mi oświadczyny, oczywiście przyjęteJ. W Ustrzyk Górnych autobusem do Dolnych, potem, do Uherców i na piechotkę do Soliny, Po drodze, dwie cudowne Bieszczadzkie duszy zabrały nas z tej nocnej wędrówki i późnym wieczorem dotarliśmy na pole namiotowe, W środku nocy za naszym namiotem dobiegała końca impreza, zmęczona i szczęśliwa zasnęłam, aby w niedzielę, po kąpieli w Jeziorze Solińskim, wrócić do domu. Dzisiaj w pracy i już na forum. Pozdrawiam wszystkich.
agnieszka