Nie wiem czy moje wędrówki kwalifikują się jako "przetrwanie". W Bieszczadach chodziłem sam wielokrotnie, nocowałem pod gołym niebem nie schodząc "do ludzi", np. kiedyś spędziłem 4 dni włócząc się pomiędzy Haliczem, Krzemieniem (wspaniałe pólki skalne do spania), Rozsypańcem a Tarnicą. Teraz pewnie nie byłoby to mozliwe z powodu różnych przepisów - nie wiem, nie jeżdżę już w Bieszczady tak często. Wiewiórek nigdy nie jadłem, nie było takiej potrzeby. Nie poluję z powodów osobistych przekonań, ale gdybym musiał, na pewno bym to robił.
Obecnie mieszkam w Kalifornii, więc chodzę w inne góry. Chodzenie po Sierra Nevada też jednak ma swoje wymagania, i nie jest wcale takie łatwe jak się niektórym wydaje. Wszędzie są niedźwiedzie, czasem nie jest łatwo o wode, trzeba liczyc się z wysokością - na 3000-4000 metrów npm. człowiek o wiele szybciej się męczy. Wciąż często chodzę sam, bo wśród moich przyjaciół trudno mi znaleźc ludzi zdecydowanych na tydzień bez prysznica, ciepłego jedzenia, dachu nad głową. Może to przekona Cię że nie jestem tylko fotelowym podróżnikiem.
Wiem jaka surowa i bezwzgledna może byc przyroda. Warunki pogodowe zmieniają sie bardzo szybko. Głod, a zwłaszcza pragnienie bardzo zmieniają człowieka, byłem tego świadkiem lata temu na Saharze.
Oceniam Chrisa z pozycji kogoś kto trochę zna się na tym jak przetrwac w naturze. Oczywiście że upraszczam, ale jak inaczej do tego podejśc? Według mnie nie był zbyt dobrze przygotowany do tego co chciał zrobic. Popełnił kilka poważnych błędów zanim dotarł do swojego (geograficznego) celu. Książki Henry Davida Thoreau wyidealizowały dla niego naturę a jego (Chrisa) podróże przed wyjazdem na Alaskę nie były zbyt samodzielne. Myślę że niczego swoją śmiercią nie osiągnął, jeśli nie liczyc tego że złamał serca swoim rodzicom. No i ten autobus... Dlaczego?




Odpowiedz z cytatem
Zakładki