Strona 4 z 14 PierwszyPierwszy 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 ... OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 31 do 40 z 137

Wątek: Mocanita: ostatnia wąskotorowa leśna kolejka parowa w Europie

  1. #31
    Bieszczadnik Awatar Basia Z.
    Na forum od
    05.2007
    Rodem z
    Chorzów
    Postów
    2,771

    Domyślnie Odp: Mocanita: ostatnia wąskotorowa leśna kolejka parowa w Europie

    Cytat Zamieszczone przez andrzej627 Zobacz posta
    Basiu, wzdłuż rzeki Vaser ciągnie się "kolejka gosp. lub tramwaj" a obok "droga wiejska". Mapa jest z 1932 roku. Jak dzisiaj wygląda ta droga? Dokąd da radę dojechać?

    Przy okazji, to polecam film Mocanita "Mariuta" Steam Locomotive Passing First Tunnel.

    To jest kolejka nie tramwaj.

    Droga jest dość krótka - kilka, najwyżej kilkanaście km. i w bardzo złym stanie.
    A na dodatek nie mam pojęcia jak to wygląda po powodzi (sądzę że znacznie gorzej niż dawniej).

    Myśmy dojechali kolejką do Bardau bo potem wysiedliśmy i poszli na Pietros Budyjowski. W samym Bardau była szeroka droga gruntowa do zwózki drewna (na fotkach widać nawet jak nią idziemy) ale nie pamiętam kawałków "pomiędzy" - czyli między początkiem doliny a tą stacyjką (mały baraczek, jaka tam stacja). Być moze drewno transpotowało sie drogą tylko do tej stacji a potem kolejką ?
    To jest całkiem możliwe.
    Do dziś pamiętam ze to był 22 km od początku trasy (a jechaliśmy 2 godz.).

    Zaraz za Bardau jest kilka tuneli, myśmy przez nie już nie przejeżdżali, a tam już na pewno nie ma drogi wzdłuż doliny.

    Moze Kuba pamięta coś więcej, poproszę go jutro aby coś napisał (jeżeli pamięta i akurat ma dostęp do netu).

    Pozdrowienia

    Basia

  2. #32
    Malkontent Roku 2009 Awatar Krysia
    Na forum od
    09.2006
    Postów
    3,380

    Domyślnie Odp: Mocanita: ostatnia wąskotorowa leśna kolejka parowa w Europie

    Basiu a co to się stało, że szliście całą noc skądś tam. W sensie czemu nie rozbiliście namiotów?bo tak po nocy dreptać w nieznanym terenie to ja bym nie chciała raczej. Ale fotorelacja fantastyczna jeszcze raz muszę stwierdzić, w ogóle tam piknie jest
    "...Lecz ja wrócę tu, będę w twoim śnie.
    Nikt nie zabroni nam śnić..."
    Bogdan Loebl

  3. #33
    Bieszczadnik Awatar Basia Z.
    Na forum od
    05.2007
    Rodem z
    Chorzów
    Postów
    2,771

    Domyślnie Odp: Mocanita: ostatnia wąskotorowa leśna kolejka parowa w Europie

    Cytat Zamieszczone przez orsini Zobacz posta
    Basiu a co to się stało, że szliście całą noc skądś tam. W sensie czemu nie rozbiliście namiotów?
    Nie mieliśmy namiotów - to miało być jednodniowe przejście "na lekko". Niektórzy (np. Kuba) nie mieli nawet długich spodni co widać na zdjęciu (ale mówił że było mu ciepło)

    A dlaczego zeszła nam cała noc - dużo by opowiadać

    Zaczęło się od tego ze Mocanita spóźniła się 4 godz. i w góry wyszliśmy o 14.

    Resztę mogę zrelacjonować już jutro, bo idę spać.
    W każdym razie była to jedna z moich najfajniejszych górskich przygód

    B.

  4. #34
    Malkontent Roku 2009 Awatar Krysia
    Na forum od
    09.2006
    Postów
    3,380

    Domyślnie Odp: Mocanita: ostatnia wąskotorowa leśna kolejka parowa w Europie

    super, bardzo chętnie poczytam!
    "...Lecz ja wrócę tu, będę w twoim śnie.
    Nikt nie zabroni nam śnić..."
    Bogdan Loebl

  5. #35
    Bieszczadnik Awatar Basia Z.
    Na forum od
    05.2007
    Rodem z
    Chorzów
    Postów
    2,771

    Domyślnie Odp: Mocanita: ostatnia wąskotorowa leśna kolejka parowa w Europie

    Cytat Zamieszczone przez orsini Zobacz posta
    super, bardzo chętnie poczytam!

    No to proszę:

    Na wyjeżdzie było nas 7 - oprócz mnie moje dwie dobre koleżanki z którymi stale jeżdżę w góry - Ania i Jola, mój 16-letni wtedy syn - Maciek, dwóch kolegów zaproszonych przez te koleżanki (jednego wcześniej troche znałam drugiegio wcale) i potem dołączył Kuba.

    Należy zacząć od tego, że pierwotnie w planie było przejście z namiotami od Farkaula przez pasmo graniczne aż po Pietros Budyjowski. Jeszcze przed rozpoczęciem podejścia zostaliśmy spisani przez „Politia Frontiera” (czyli straż graniczną), ktora pilnuje granic Unii.
    Plecaki mieliśmy bardzo ciężkie, a pogoda była upalna, wiec podejście zajęło nam cały dzień. W końcu o zmierzchu rozbiliśmy się na ładnym płaskim miejscu jakieś 200 m przed reklamowanym nam jeziorkiem, za to w pobliżu obfitego źródła wody.

    Kolejnego dnia wcześnie rano pierwsza ekipa wyruszyła aby zdobyć Michajłek, niestety trwało to znacznie dłużej niż było w planie i ja nie zdążyłam już wejść.
    Farkaul zdobyliśmy wszyscy razem pozostawiając plecaki w miejscu gdzie zaczynał się trawers.
    Po zejściu ze szczytu nastąpiła secesja części grupy, której po prostu nie chciało się chodzić z tak ciężkimi plecakami (mi też). Po dyskusji i głosowaniu postanowiliśmy wszyscy zejsć w dół do Ruskiej Polany.

    Opuściliśmy więc przełęcz pod Farkaulem i zeszli w kierunku widocznej z dala styny pasterskiej domniemując że musi do niej prowadzić z dołu jakaś droga.
    Gospodarz szałasu zaprosił nas do siebie, poczęstował serem i mamałygą. Szałas był bardzo ciekawie urządzony – miedziane naczynia, baranie skóry jako posłanie, piękny bacowski pas.
    Od zejścia na dno doliny do Ruskiej Polany było jeszcze około 16 km marszu drogą, niektórzy zaczęli marudzić.
    Około godz. 23 dotarliśmy do wsi Ług i tam – niespodzioewanie, przyjechał samochodem ten sam pogranicznik, który spisał nas poprzedniego dnia w drodze na Farkaul. Jak Kuba powiedział nazwisko „Z.....” (moje) pan od razu sobie nas przypomniał. Dał się namówić i podrzucił wszystkie dziewczyny, mojego syna Maćka oraz co najważniejsze – wszystkie 7 plecaków aż do Ruskiej Polany.
    Do celu dotarliśmy tuż przed północą i od razu poszłyśmy z moją koleżanką Anią na poszukiwanie noclegu. W chwilę potem dojechali kolejnym stopem nasi panowie. I tu nagle – przykra niespodzianka, bo w czasie kiedy mnie i Ani nie było jeden z kolegów niespodziewanie zasłabł. Powodem był zbyt wytężający marsz i długi brak jedzenia. Na szczęście inny z kolegów jest lekarzem i od razu udzielił mu pomocy. My tymczasem znalazłyśmy mieszkanie (na podwórku u pewnych przesympatycznych państwa) i w końcu około 2 w nocy poszliśmy wszyscy spać w różnych dość dziwnych miejscach.

    Kolejnego dnia była w planie wizyta w cerkwi, no więc tam poszliśmy.
    Nabożeństwo zaczęło się o 10. O tej porze usiadłyśmy razem z Anią z tyłu, Kuba stał nieco przed nami. Nagle pojawił się nasz dobry już znajomy z „Politia Frontiera” i z radością zawołał do Kuby (tak że słyszałyśmy również my odległe o kilkanaście metrów) – „Z....” !. W chwilę potem obaj panowie nas opuścili a 10 min później pojawił się Kuba mówiąc szeptem : „Mamy załatwiony klucz do zabytkowej cerkwi i jesteśmy zaproszeni na nocleg”. Po nabożeństwie zwiedziliśmy jeszcze starą cerkiew, potem wróciliśmy do poprzedniego miejsca noclegu spakowali się i około 4 po południu, tuż przed potężną burzą dotarliśmy do naszych nowych gospodarzy. Błyskawice, pioruny i dosłownie oberwanie chmury obserwowaliśmy już spod ich dachu. Poczęstowano nas mamałygą, serem i przepysznym zsiadłym mlekiem. Reszta dnia upłynęła na odpoczynku i pogaduszkach.

    Kolejnego dnia zgodnie ze zmienionym już planem mieliśmy jechać kolejką przez dolinę Wazeru a następnie od Bardau podejść na Pietros Budyjowski i wrócić pieszo do Ruskiej Poalny.
    Taka trasa powinna była nam zająć ok. 10 godz. samego marszu więc wstaliśmy bardzo wczesnie i wyszli "na lekko", zabierajac tylko cieplejsze ciuchy i różne słodycze i rzeczy do jedzenia. Niestety jeden z kolegów zapomniał chleba.
    Podjechaliśmy busikiem do Viseu de Jos skąd startuje „ciuchcia”.
    Planowo miala wystartowac o 8.00, niestety już na starcie spóźniła się ponad 3 godziny, ponieważ pociąg podobno wypadł z szyn.
    W efekcie wyszliśmy na trasę o 14.

    Tak nam jednak zależało na wejściu na Pietros, że nie chcieliśmy się wycofać. Po drodze dopadła nas jeszcze gwałtowna burza, którą przeczekaliśmy, na szczęście jeszcze poniżej granicy lasu. Po burzy i po krótkim posiłku weszliśmy na połoninę.

    Na szczycie byliśmy około godz. 19.
    Widoczność była wspaniała, znacznie lepsza niż z Farkaula.
    Zaraz potem zaczęliśmy zejście.

    Wg opisu najkrótsza droga (jak również wyznakowany niebieskimi paskami szlak) prowadził przez gęste zarośla kosówki. Było już prawie ciemno, ponadto kosówka była jeszcze mokra po burzy, nie chcieliśmy się przez nią przedzierać. W tej sytuacji razem z Kubą zdecydowaliśmy się schodzić jedną z szerokich dróg do doliny wprost pod nami. Myśleliśmy że do domu dotrzemy około północy.

    Całkiem po ciemku trudno było znaleźć właściwą drogę, co rusz wyruszała „ekipa poszukiwawcza” , a potem była wołana reszta grupy. Baliśmy się trochę o naszego kolegę, ktory wczesniej mdlał, zwłaszcza że wszystkie „poważne” rzeczy już zjedliśmy (mielismy jeszcze ze sobą konserwy, dżem i ser, ale brakło nam tego zapomnianego chleba) mieliśmy też słodycze (za to było ich bardzo dużo, jakies czekolady, rodzynki itd. każdy miał po kilka paczek). Szeroka droga sprowadzała nas w głąb doliny, zeszliśmy może 200 może 300 m w dół (mowa o deniwelacji) i nagle – droga skończyła się jak nożem uciął przed wylotem sztolni. Sytuacja nieciekawa. My jeszcze wysoko (oceniałam wysokość na około 1200-1300 m n.p.m.) a tu drogi nie ma wcale. Schodzić stromo wprost w dół przez las odważyłabym się może gdybym była tylko z osobami dobrze mi znanymi czyli Jolą, Anią i Kubą i moim Maćkiem, reszty niestety nie znałam, nie wiedziałam jak zareagują. Kuba z Jolą wyruszyli na poszukiwania dalszej drogi. Po około 30 min. w czasie których reszta dostawała głupawki wynurzyli się z lasu niosąc ... chleb. Niestety stwierdzili, że trzeba wracać do grzbietu, bo w dół drogi nie ma, a jest ogromny wiatrołom. Chleb podarował im pasterz, który był tam poniżej w szałasie. Ostatecznie mogliśmy spać również i tam, ale woleliśmy iść.
    Wróciliśmy do grzbietu i prowadzącej nim drogi. Po dwóch-trzech kilometrach marszu, w miejscu bardziej zacisznym zrobiliśmy sobie jedzonko i herbatę. Potem poszliśmy dalej. Humory nam dopisywały, cały czas gadaliśmy, opowiadali kawały. Mniej więcej co godzinę robiliśmy sobie postój i jedli jakieś słodycze.
    Po kilku godzinach marszu zorientowaliśmy się że nasza trasa skręca za mocno w lewo, wobec tego wybraliśmy dobrą szeroką drogę w głąb doliny w prawo i zeszli z grzbietu. No niestety (tak jak w zasadzie spodziewaliśmy się) droga kończyła się jarem, który pokonywaliśmy około 3 w nocy, miejscami po kostki w wodzie. Gdzieś w tym jarze założyłam się z Kubą o „Smadnego Mnicha” (do realizacji na wycieczce na Słowację) o to w której dolinie jesteśmy. Ja twierdziłam ze już minęliśmy zwornik bocznego grzbietu i schodzimy do doliny dalszej od Ruskiej Polany, Kuba, że do bliższej. No jak się potem okazało, niestety to ja miałam rację (niestety – bo czekały nas dodatkowe kilometry).
    Około 6 rano doszliśmy wreszcie do początku porządnej, szerokiej drogi w dolinie. Z tej okazji zrobiliśmy sobie kolejną herbatę i zjedli kolejną czekoladę, a niektórzy się nawet chwilę przespali.

    Drogą do Ruskiej Polany było jeszcze ponad 12 km. Mojego Maćka i kolegę który źle się czuł wsadziliśmy dość szybko w ciężarówkę, która zawiozła ich do wsi, a reszta szła dalej. Pogoda była piękna, buty wprawdzie kompletnie mokre, ale szło się świetnie.

    Jeszcze tak zagadaliśmy się na trasie, że przegapilismy miejsce gdzie mieszkaliśmy i poszli za daleko.
    Do domu dotarliśmy ostatecznie około 10 rano.

    Patrząc na to z perpektywy ponad roku nadal myślę, że była to jedna z najfajniejszych wycieczek gorskich w moim życiu

    B.

  6. #36
    Malkontent Roku 2009 Awatar Krysia
    Na forum od
    09.2006
    Postów
    3,380

    Domyślnie Odp: Mocanita: ostatnia wąskotorowa leśna kolejka parowa w Europie

    Super!!! dziękuję Basiu!
    rewelacyjna relacja a do tego podparta fantastycznymi zdjęciami-w miarę czytania przypominają się zdjęcia czy to bacy i jego pasa, mamałygi, jeziorka , spania pod domem i wiele innych.
    Myślę, że każdy kto przeczyta będzie tego samego zdania co ja!
    A teraz tak: czy jak chcieliście iść pasmem granicznym to staraliście się o specjalne pozwolenia/gdzieś wyczytałam, że takowe są. 2. w którejś galerii pod tym zdjęciem z jeziorkiem było napisane, że woda się nie nadawała do picia z niego-to miejscowi Wam powiedzieli?
    "...Lecz ja wrócę tu, będę w twoim śnie.
    Nikt nie zabroni nam śnić..."
    Bogdan Loebl

  7. #37

    Domyślnie Odp: Mocanita: ostatnia wąskotorowa leśna kolejka parowa w Europie

    O, dzięki Ci,
    ja też po cichu czekałem na to opowiadanie choć już nieco znam tą historię...świetnie, górsko, karpacko

  8. #38
    Bieszczadnik Awatar Basia Z.
    Na forum od
    05.2007
    Rodem z
    Chorzów
    Postów
    2,771

    Domyślnie Odp: Mocanita: ostatnia wąskotorowa leśna kolejka parowa w Europie

    Cytat Zamieszczone przez orsini Zobacz posta
    A teraz tak: czy jak chcieliście iść pasmem granicznym to staraliście się o specjalne pozwolenia/gdzieś wyczytałam, że takowe są.
    Wystarczyło to "spisanie" nas przez Politia Frontiera, inne specjalne zezwolenia nie były potrzebne.

    Cytat Zamieszczone przez orsini Zobacz posta
    2. w którejś galerii pod tym zdjęciem z jeziorkiem było napisane, że woda się nie nadawała do picia z niego-to miejscowi Wam powiedzieli?
    Powiedzieli nam to spotkani na trasie Polacy. Po prostu obok pasą się konie i owce i wszystkie piją z tego jeziorka.
    Natomiast 300-400 m wcześniej było bardzo obfite źródło i tam obok na płaskim miejscu rozbiliśmy się.

    Pozdrowienia

    Basia

  9. #39

    Domyślnie Odp: Mocanita: ostatnia wąskotorowa leśna kolejka parowa w Europie

    Basiu, śledzę Twoją wyprawę na mapie. Załączam fragment zaznaczając miejsca, o których piszesz. Rozumiem, że zamiast trzymać cały czas kurs na zachód, zboczyliście zbyt na północ.
    Załączone obrazki Załączone obrazki

  10. #40
    Bieszczadnik Awatar Basia Z.
    Na forum od
    05.2007
    Rodem z
    Chorzów
    Postów
    2,771

    Domyślnie Odp: Mocanita: ostatnia wąskotorowa leśna kolejka parowa w Europie

    Cytat Zamieszczone przez andrzej627 Zobacz posta
    Basiu, śledzę Twoją wyprawę na mapie. Załączam fragment zaznaczając miejsca, o których piszesz. Rozumiem, że zamiast trzymać cały czas kurs na zachód, zboczyliście zbyt na północ.
    Nie, absolutnie nie.

    Po pierwsze - nie zgubiliśmy się, bo cały czas dokładnie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy (przynajmniej ja wiedziałam, jak pisałam wygrałam zakład z Kubą, co sprawiło mi dużą satysfakcję )

    Pierwotnie mieliśmy schodzić i szlak prowadził przez szczyt o nazwie Pieczal (nazwy wg Twojej mapy) , jednak ze względu na to, że trzeba tam było się przedzierać przez kosówkę, która była bardzo mokra zrezygnowaliśmy z tego.
    Zaczęliśmy schodzić szeroką wygodną drogą w głąb doliny Bardeu. Potem okazało się (jak pisałam) ze wygodna droga się nagle urywa doprowadzajac tylko do sztolni, wróciliśmy na grzbiet i poszli dalej grzbietem przez szczyt Bzica i stamtąd dalej na południe. Przegapiliśmy grzbiet schodzący w kierunku doliny Bardeu (ten gdzie jest wpisane 1375) i szli grzbietem dalej na południe, zeszli dopiero (wąskim kanionem po kostki w wodzie) do sąsiedniej doliny w miejscu gdzie jest wpisana liczba 800 i dalej tą doliną az do Ruskiej Polany.

    Pozdrowienia

    Basia

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Mocanita aktualny rozklad
    Przez Petefijalkowski w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 6
    Ostatni post / autor: 25-06-2013, 15:02
  2. ostatnia fotka...
    Przez buba w dziale Oftopik
    Odpowiedzi: 8
    Ostatni post / autor: 07-12-2010, 23:18
  3. Tapety na pulpit z podróży po Europie
    Przez bceuropa w dziale Oftopik
    Odpowiedzi: 5
    Ostatni post / autor: 19-03-2010, 12:38

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •