Czując na grzbiecie ciarki od prawdopodobnej inwersji, poderwałem rumaka w ostatni, niedzielny poranek stycznia i pomknąłem ku południowi. W trakcie jazdy straciłem nadzieję, bo z eleganckiego wskazania domowego -16, na miejscu zastałem zaledwie -3 C, silne podmuchy południowego wiatru i opar zasłaniający słońce.
- Nic to – mruknąłem, gramoląc się z wypełnianego dźwiękami gitary Satrianiego auta i poszedłem ku grzbietowi, a co zobaczyłem, tym się podzielę.
Bar5m.jpgBar3m.jpgBar6m.JPGBar4m.jpgBar2m.JPGBar1m.jpg
Zakładki