Na początku relacji napisałem, że byłem 3 tygodnie w Bieszczadzie. Ognisko jeszcze długo będzie się palić. raz mocniej, raz słabiej. Napiszę, kiedy wygaszam ogień.
Pozdrawiam
Na początku relacji napisałem, że byłem 3 tygodnie w Bieszczadzie. Ognisko jeszcze długo będzie się palić. raz mocniej, raz słabiej. Napiszę, kiedy wygaszam ogień.
Pozdrawiam
bertrand236
Niedzielny zimowy spacer poza Wami. Jesteście zmarznięci. To zapraszam...
Dzień 5
Nie wiem, jak to się stało, ale kolega chrześniaka zostaje z nami jeszcze jeden dzień. Rano usłyszałem to przy śniadaniu. O.K. Myślę sobie. Ciekawe, co dzisiaj będziemy robić. Żona kuzyna proponuje Zatwarnicę. Nikt nie oponuje. Po śniadaniu wyruszamy. Po drodze widzę po raz pierwszy przy tej drodze tablicę z napisem „Chmielowe Kaskady”, albo odwrotnie. Daję po hamulcach. Okazuje się, że słusznie. Miejsce bardzo zacne. Szkoda tylko, że po pierwsze przy samej drodze jest i po drugie, że nie można zejść nad San. Robimy sobie sesję zdjęciową. Podczas sesji pytam się kuzyna, czy gdyby jechał sam, to czy zatrzymałby się tutaj. Usłyszałem, że nie. Kuzyn jest takim typem kierowcy, który jedzie z punktu A do punktu B i nigdzie się nie zatrzymuje. W ten sposób jednak niewiele się zobaczy. Jedziemy dalej. Zatrzymuję się po drodze przy cerkwi w Chmielu, ponieważ nigdy nie byłem w środku. Idę do domu po drugiej stronie drogi z pytaniem, czy mogą mi cerkiew otworzyć. Usłyszałem, że muszę mieć zgodę księdza. Bez zgody nic nie załatwię. Lipa, ale na tacę też nie dostaną. Jakieś dziwne podejście do turystów. Zupełnie inne niż na przykład w Michniowcu, czy Smolniku, nie wspominając o Komańczy. Droga robi się iście bieszczadzka, czyli więcej dziur niż asfaltu. Nie wiem jak inni użytkownicy forum /nie cierpię nazwy forowicz – a ona ponoć poprawna jest/, ale ja z sentymentem dużym wspominam drogi bieszczadzkie jeszcze sprzed renowacji. Po drodze wypatruję pewnego miejsca, ale o tym opowiem innym razem. Teraz zatrzymuję się przy sklepie i na kultowym ponoć tarasie wypijam zimne piwko. Z rozrzewnieniem wspominam czasy, kiedy bezpośrednio z tarasu można było zamówić lane piwko. Dziś te drzwi są zamknięte. Na tarasie oczywiście nie jesteśmy sami. Trzech miejscowych fanów wyskokowych napojów chłodzących, właśnie się chłodzi. Mogę powiedzieć nawet, ze są dosyć mocno schłodzeni. Tak, żeby coś zagaić pytam się czy dojedziemy do Krywego. Ten najmniej schłodzony jegomość odrzekł, że i owszem dojedziemy bez problemów, ale nie tymi pojazdami, którymi przyjechaliśmy. „Panie tam za wysokie progi już są. Takim autkiem nie da rady”. Uznaję, że gość mimo swojego stanu wie, co mówi. Wybijam sobie z głowy jazdę w tamtym kierunku tego roku. Dopijam piwko i ruszamy dalej. Już niedaleko. Zostawiamy pojazdy na pętli autobusowej i ruszamy pieszo. Kuzyn się buntuje, że można jeszcze było trochę podjechać, ale idzie ze swoją załogą. Gdyby jechali na pewno nie zobaczyliby monumentalnego pomnika z zagadki, Henka chyba. Po kilku dosłownie minutach dochodzimy do miejsca szumnie zwanego Wodospadem. Tutaj czytamy na tablicy, jakie to w potoku tym pstrągi nie pływają. Informacje te chłoniemy bezkrytycznie. Skoro stoi napisane, to tak jest. Dopiero w listopadzie będąc w tym samym miejscu z Naczelnym Przyrodnikiem tego forum dowiedziałem się od niego, że pstrągów tęczowych tutaj nie ma i nigdy nie było. Ot ciekawostka przyrodniczo-informacyjna taka… Schodzimy do potoku, robimy zdjęcia i takie tam zabijanie czasu. Zdecydowałem, że idę na Dwernik Kamień i schodzę do Nasicznego. W towarzystwie zapanowała konsternacja całkowita. Wyjęto mapy i zaczęto studiować, co, gdzie i jak długo. Nikt nie przejawia entuzjazmu żadnego. Proszę Renatkę tylko, żeby po mnie przyjechała do Nasicznego o określonej godzinie.
bertrand236
Widzę, że nie tylko ja mam problemy z namówieniem kompanii na "spacerek"...tylko, że po mnie rzadko ma kto podjechać:(
Musimy razem kiedyś pochodzić. Na Renatkę zawsze można liczyć...
bertrand236
OK:)
Nie oglądając się za siebie ruszam w dalszą wędrówką ścieżką, którą tu przyszliśmy. Po chwili skręcam w lewo na starą drogę zrywkową. Po chwili słyszę za sobą kroki. Dogonił mnie chrześniak. I tak we dwóch szliśmy dalej. Lubię chodzić z tym młodzieńcem, bo on nic nie mówi. Nie, że jest niemową, co to, to nie. On jest naprawdę bardzo oszczędny w słowach. Tak nic nie mówiąc powoli pniemy się pod górę. Wiem, że tutaj gdzieś jest oznakowana ścieżka, ale na razie idziemy nie oznakowaną. Kto tamtędy szedł ten wie, że widoków żadnych tam nie ma. Tylko las i góra. Po pewnym czasie wychodzimy na oznakowaną ścieżkę. Zaczyna się cywilizacja, znaczy się papierki na ścieżce. Nie macie pojęcia jak mnie wq… śmieci w lesie. Cóż, nic nie poradzę. Po drodze mijamy schodzącą parę. Dalej cisza, spokój i las. Chrześniakowi też chyba to pasuje, chociaż od niego trudno wydobyć, co jemu pasuje. Małomówny jest chyba za swoim Don Corleone. Tuż przed samym szczytem słyszymy pilarza. Czy on kuźwa musi tak głośno zarabiać??? Na szczycie pusto, nikogo nie ma. Ludzi zero, czyli nul. Jest sierpień, środek sezonu. Gdzie ci ludzie poleźli? Się zastanawiam. Swoją drogą dobrze, że nie tutaj. Chwilę odpoczywamy. W głowie rodzi mi się następny pomysł. A może tak na przełaj na Magurę Nasiczańską?Patrzę na zegarek. Nie da rady, nie chcę, żeby Renatka zbyt długo na nas czekała. Znowu jest powód, żeby przyjechać w Bieszczad ponownie. Postanowiłem, że idziemy do Nasicznego, ale nie szlakiem. Trochę się cofamy i schodzimy w lewo na malowniczą łąkę, o której czytałem w jakimś przewodniku. Miejsce jest naprawdę warte zobaczenia. Przypuszczam, że nawet w czasie, kiedy na szczycie Dwernika Kamienia jest tłoczno, to na tej łące jest cisza. Poza tym myślę, że jeszcze przez jakiś czas z łąki tej będzie można oglądać sympatyczny widoczek. Później drzewa zasłonią. Napawałem się łąką do bólu i w końcu myśli moje pobiegły w kierunku Renatki. Czas ruszać. Przedzieraliśmy się dosłownie przez krzaczory w kierunku wschodnim. Było to dosyć męczące, ale ku mojemu wielkiemu zdziwieniu po jakimś czasie słyszę taki głos: „Wuja! Szlak jest!” Zdziwienie nie, że szlak tylko, że chrześniak się odezwał. Istotnie doszliśmy do szlaku. Szlak ten chyba pokrywa się ze ścieżką przyrodniczą. Kilkakrotnie mijamy tablice z opisami, co akurat tu rośnie, Teraz już wiem, ze nie musi tam być napisana prawda. Bardziej zastanawiają mnie tam kosze na śmieci. Miejsce, do którego nie da się podjechać i kosz na śmieci. Czy ktoś z Was wie, kto takie kosze opróżnia? I jeżeli tak, to w jaki sposób śmieci te znajdują się na dole? Quadami? Może motorami jakimiś?. Schodząc w dół, już szlakiem spotkaliśmy kilku turystów. Na parkingu przy wejściu na szlak stoi karawan z Renatką. Przyjechała tutaj kilka minut przed naszym zejściem. Jedziemy do Mucznego. Po drodze dowiaduję się, że reszta naszego towarzystwa spędziła sporo czasu na kamienistej plaży przy moście wiszącym. Po drodze mijamy po lewej stronie sercu bliski niektórym forowiczom bar „Piekiełko”, a raczej to, co z niego pozostało. Niby jest remontowany, ale pracowników żadnych tam nie widziałem. Zdjęcia baru już widzieliście po moim powrocie, możecie je znaleźć na forum. Ponieważ pora była jeszcze niezbyt późna pojechaliśmy do miejscowości, która jest siedzibą władz gminy. Tam poszliśmy na miejsce w, w którym kiedyś stała synagoga. Jest to strasznie opuszczone i zapuszczone miejsce. Zapomniane przez Boga i ludzi. Następnie pojechaliśmy w stronę Mucznego. Po drodze kontrola przez S.G. I znowu zdziwko!. Kontroluje mnie bardzo ładna i sympatyczna brunetka. Z czarującym uśmiechem wypytała o to, o co zawsze pyta S.G. i na pożegnanie wskazała nam miejsce bardzo ładnej piaszczystej plaży jeszcze przed Stuposianami. Sprawdziliśmy, istotnie miejsce niczego sobie. Potem kolacja w Wilczej Jamie rozmowy z gospodarzami i lulu. Oczywiście nie zapomnieliśmy o naszej lodówce….
P.S. Z tego dnia jest jeszcze jedno zdjęcie w wątku skąd znam ten widoczek
Ostatnio edytowane przez bertrand236 ; 12-01-2009 o 17:54
bertrand236
Przyjemnie się z Tobą wędruje...
Fajne, nieoklepane miejsca, "elastyczne" plany tras, ciepło ogniska, a wieczorkiem.. przyjemności z "lodóweczki".
Czy trzeba czegoś więcej?
Pozdrawiam serdecznie!
Widzę, że odwilż w Pyrlandii i ocieplenie jakieś, bo drwa do watry Bertrandzie nie podkładasz...
Marcin
To cały Bertrand. Kiedyś czekaliśmy prawie rok na ciąg dalszy nastąpi.
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki