a my z Renatką do Moszczańca. W Moszczańcu skręcamy w lewo. Nie dają mi spokoju te dwa pomniki, które powinniśmy zobaczyć przedwczoraj. Jestem roztargniony, ale żeby pomnik przeoczyć? Albo ślad po nim? Cos mi tu nie grało, ale chodzić takie hektary ponownie też mi się już nie chciało. Mijamy dawny PGR i Zakład Karny. Dojeżdżam do leśniczówki. Tutaj kicha. Szlaban i leśniczy przy nim. Mówi, że dalej to nie wolno jechać. Zapytałem, czy skoro nie wolno, to może tak sobie przejadę? Nie wolno, nie szybko, ot tak. Podparłem się tym, że żonie chciałem pokazać Rezerwat, ale ona tam nie dojdzie. Od razu inna rozmowa. Oczywiście może pan jechać, ale tylko do następnego szlabanu. Dalej to już z buta trzeba. Już dziś nie pamiętam ile, ale kilka 2-3 może 4 kilometry podjechaliśmy. Zatrzymałem się przy szlabanie i poszliśmy pieszo. Jeszcze kawałek było. Cały czas w dół, drogą przez las. W pewnym momencie droga ostro skręciła w prawo i po kilkuset metrach wyprowadziła nas na jasielskie łąki. Aż przystanąłem zdumiony. Po prawej ręce miałem Pole Biwakowe. Wielkie, czyste i zadbane. Elegancja Francja. Jeszcze dziś jestem pod wrażeniem. Wiata, miejsce na ognisko, stoły, ławy. A za polem biwakowym stoi sobie śliczny jak malowanie Pomnik Wopistów. Okazało się, że, mapencja którą się posługiwałem przedwczoraj i dzisiaj była prawie dobra. Prawie czyni jednak różnicę. Zamienione zostały podpisy przy pomnikach. Ot i całe zamieszanie. Nie żałowałem, ze tu przyszedłem, pomimo wcześniejszego łażenia nad Turzańskiem. Znowu odkryłem piękne miejsce. Januszu! Jak mogłeś zwątpić we mnie? Myślałeś, ze się tak poddam bez walki? Jeżeli czegoś nie znajdę to rezygnuję. Chłopie! Ja chatkę z cieknącym dachem za czwartym razem dopiero znalazłem.Poczekaliśmy, aż Renatka odpocznie i wróciliśmy do karawanu. Po drodze do Komańczy zatrzymaliśmy się jeszcze nad stawem i zamówiliśmy obrazki u mieszkającego tam artysty. Potem już tylko wieczór w Komańczy.
Zakładki