ech...
ech...
Zbrzydnąć, to nigdy nie zbrzydną...chyba że horyzont przesłonią mega-pensjonaty
Wk**wia mnie to, że od nie wiem ilu już dni...od wakacji byłem w listopadzie na weekend tylko, a potem jedyne "góry", które widziałem, to Pieprzówki i na nic innego nie mam szans do Wielkiejnocy. Ten rok mnie wykończy.
I pomyśleć, że parę lat temu spędziłem w Biesach około 80 dni w przeciągu takich 12 miechów...
...ech
Ostatnio edytowane przez vm2301 ; 02-03-2009 o 21:51 Powód: by mięso przypudrować
Heh,ja tak mam co dnia...niekoniecznie muszą być Bieszczady bo górek bliżej nie brakuje. Ten ostatni wyjazd mieliśmy w formie luźno rzuconego hasła, że "trzeba zrobić jakieś back-country w Bieszczadach" obgadany już dawno ino nic z tego nie wynikało. W środę, siedząc w robocie, po tym jak Lucyna wydała z siebie słowa iż jakaś zima tam jest, zagadałem do kumpla, że może by tak pojechać...przystał na to i nagle spręż taki nastąpił, że pojechaliśmy wieczorem jeszcze tego samego dnia, ot impuls ;]
He he impulsów to mi nie brakuje.
Rzekłbym raczej, że mną tak targają na okrągło.
Tylko co z tego, że wieczorową porą mnie wytelepią, gdy z rana trza do roboty zapieprzać...
...ech
Kolejny odcinek zimowej opowieści.
Hyh, w piątkowy wieczór też mnie telepało...telepało między weekendem rowerowym a narciarskim...nawet budzik nastawiłem żeby rano mieć możliwość wyboru![]()
I pewnie by tak telepało do rana gdybym w końcu nie zasnął.
Sobota...do roboty nie trza zapieprzać, a ranek dość wczesny...coś zadzwoniło o 4:05, ciemno za oknem...
Hm,może jednak dospać i rower ruszyć? Dosypiam więc do 4:08.
Jakoś po godzinie wpadam na hajłej A4 i mam ostatnie 176km do przejechania...w Gorce.
Podróż mija jakoś dziwnie szybko co pewnie jest zasługą wczesnej pory...o ósmej jestem już bardzo zaawansowany w podejściu na Jaworzynkę.
W Rzekach gdzie porzuciłem swój bolid zimnica okrutna, śniegi i lody na drodze.
A na odległej o kilka minut marszu przełęczy (Przysłop) jest już bardzo ciepło, od ostatnich zabudowań idę już w koszulce z krótkim rękawem...
tu zaczyna się śnieg,a jest go duuuużo, rozpoczyna się wspomniane narciarskie podejście na Jaworzynkę.
Dalej grzbietem ponad doliną Kamienicy, przez Gorc Troszacki i Kudłoń sunę na Turbacz.
Jest bardzo ciepło,a najbliższa gwiazda spala odkryte części ciała
Wszędzie śniegu ponad metr, jest mokry i miękki...pierwszych ludzi spotykam dopiero (i całe szczęście) pod Czołem Turbacza.
Przed schroniskiem ludzi już całkiem sporo, wykładam się na nasłonecznionym murku i chyba nawet ucinam krótką drzemkę...jak kot.
14:00...czas ruszć w drogę, na Długiej Hali mijam kilka wycieczek typu "tramwaj", dalej pusto.
Przy "Bulandowej Kapliczce" na Jaworzynie Kamienickiej nachodzę dwóch gości, korzystając z okazji używamy się wzajemnie w roli fotografów.
Chłopaki poszli szlakiem na Gorc, a ja polaną zjeżdżam w dół...do stokówki, która gdzieś tam ponoć ma być. Szczęśliwie ostały się jakieś stare ślady narciarskie i łatwo udaje się trafić między 2 właściwe drzewa.
Stokówka bardzo długa jest i całkiem przyjemna chociaż przy tak mokrym śniegu lepsze byłoby nieco większe nachylenie. Po osiągnięciu dna doliny i dalszym długim człapaniu docieram do samochodu...do końca na nartach.
Bardzo udana wycieczka, trochę długa bo rzędu 30km, niniejszym dobiega końca.
Jakieś obrazki jak zwykle u mnie.Pozdrawiam
No nie wiedziałem, żeś Ty Paszczaku taki pomysłowy Dobromir, żeby na nartach po sianie zapindalać...
Zdjęcia jak zwykle super...no ale jak sie ma aparat za pińć tysięcy i talent![]()
Heh, czasem takie siano ma zupełnie przyzwoite własności poślizgowe no i nart tak nie niszczy jak śmig po kamienistym dukcie
A aparat za pińć tysięcy to wiesz...w dobie kryzysu tankuje się pojazd, zarywa wolny dzień i gdzieś jedzie by dać upust wybujałym przewodnickim ambicjom, tam prowadzi się bardzo liczną wycieczkę...nic, że najczęściej jednoosobową.
Ważne, że i przewodnik i uczestnik zawsze zadowolony, a to korporacje doceniają!![]()
To bardzo czysty interes, bez kwitów, umów, uprawnień, faktur i innych papierów...czysta żywa radość. Polecam. Aaa...i Gorce też polecam.
Ciąg dalszy mej offtopicznej wędrówki niniejszym następuje...
(hyh, wypadało to zaznaczyć bo zbędnych wątków pomnażać nie chcę)
10/11 czerwiec 2009r.
Baaaaardzo już późną zimąwybrał się ja daleko dość od domu...
Dlaczego daleko skoro góry są i znacznie bliżej? Hmm...jakoś tak już mam.
Lubię zaszyć się gdzieś między wysokie wierchy Beskidów Zachodnich i podobnie wysokie piki Wschodnich...
Nie jestem przekonany by moje niesamowitewyczyny w zestawieniu z dość mizerną aurą warte pisanej relacji były...
Póki co niech obrazy opowiadają. Kto chętny obejrzeć pierwszą ich porcję niechaj klika w to: http://tiny.pl/3pjs
cdn...
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki