Jest to bardzo prawdopodobne bo na szlaku rzadko kto umknął naszej uwadze:P Miło, miło:) wiedziałam, że ktoś z forum na bank nas gdzieś spotkał:P
Jest to bardzo prawdopodobne bo na szlaku rzadko kto umknął naszej uwadze:P Miło, miło:) wiedziałam, że ktoś z forum na bank nas gdzieś spotkał:P
diabeł napisał
Na którejś mapie (chyba Krukara) nazwane jest to podejście " Krzywy ryj".Zaczynamy podejście na Chryszczatą,a pot ścieka wszędzie
i rzeczywiście zasługuje na to.
Poranek dzień trzeci wita nas słońcem i śmiechem,chociaż mięśnie nieco nadwyrężone wołają odpoczynku i ich pośbie czynimy zadość.Kilka fotek bacówki i schodzimy do Cisnej.Tam obowiązkowa kwaśnica w Łemkowskiej,zakup tomików wierszy naszej nieocenionej WUKI i Rysia Szocińskiego,następnie autobusem do Wetliny.Witamy się z przemiłym Henrykiem Ślimakiem,zajmujemy kwatere i LB.Po południu dołącza do nas Mariusz nick forumowy Duńczyk.W efekcie lądujemy w Bazie Ludzi z Mgły gdzie następuje inegracji część dalsza-wszak Mariusz jest dla naszych kobiet bieszczadzkich osobą nową.Na kwatere docieramy już ok.2 w nocy i spać.Przecież trzeba iść w góry.CDN
Dzień czawrty zaczynamy dosyć póżno(to chyba wina zbyt dużej ilości trunków w Bazie).Zjadamy tradycyjnie wspólne śniadanie i b.pózno idziemy na Wetlińską.Zakup biletów oczywiście na szlak nie ścieżke przyrodniczą.Bardzo szybko zostałem w tyle i drogę na przełęcz Orłowicza pokonuję sam.Na przełęczy spotykamy forumowicza o nicku Misieg.Po szybkim posiłku ruszamy dalej ale bez pośpiechu wszak widoki jedne z najcudowniejszych w całych Bieszczadach.Wraz z Wojtkiem zostajemy sobie z tyłu podczas gdy nasza młodzież zdąża szybko do przodu,my dwaj prowadzimy długie rozmowy,na podejściu na Osadzkiego robimy przystanek i łapiemy piękny zachód słońca.Gdzieś tam w katalogu niezastąpionej Karoliny można te fotki obejrzeć.Do Chatki docieramy juz po ciemku więc zostawiamy plecaki na glebie i idziemy na ławeczki przed schroniskiem gdzie impreza zaczyna się dobrze rozkręcać.Serdeczne pozdrowienia dla zapoznanych tam ludzi-Krzyśka,Rafała i całej reszty.Szczególne pozdrowienia dla gościa pracującego u Lutka-od Olki oczywiście.Nie pamiętam kiedy się kładliśmy ale późno było.Kładziemy się z myślą i szczerym zamiarem pobudki na wschód słońca.CDN
A potem nastał piąty dzień istnienia naszej komuny bieszczadzkiej.Pobudka była już o piątej rano-przecież czekalismy na wschód słońca-DZIĘKI KRZYSZTOF.Piękne widoki u śpiocha Karoliny(babsztyl wstać nie chciał)(PICASSO) a już około dziesiątej rano idziemy dalej.Wszak trasa lekka i łatwa,zresztą każde z nas trapi dziwne pragnienie-PIWA MNIE DAJCIE-bo susza jest straszna.Tego dnia idę jako pierwszy wraz z Kornelią(już naszą forumowiczką) prowadzimy długie rozmowy i podziwiamy i piękne widoki i strome zejście.W trasie spotykamy małżeństwo w nader podeszłym wieku-WSPANIALI LUDZIE ,OBYM SAM TAKI POZOSTAŁ NA STAROŚĆ-rozmawiamy z nimi kilkanaście minut i kontynuujemy zejście.Teraz mała dygresja.Widziałem sporo osób w sandałach i zastanawiam się(czy to głupota czy lekceważenie własnego zdrowia) szli bez czapek na głowach oczywiście. Doszliuśmy w końcu do parkingu w B.G. tam odpoczynek,czekanie na busa w kierunku podejścia do Schr.pod M.Rawka. W międzyczasie przypominam sobie o zajeżdzie pod Caryńską-naszym lokalu kontaktowym.Staramy się więc złapać tam oboje stopa(KORNELIA NAWET NOGĘ OBNAŻYŁA)-bezskutecznie niestety.pieszo dotarliśmy do parkingu Pod Małą Rawką,gdzie dotarła też po dłuższej chwili reszta naszej ekipy.Szybkie głosowanie i jest decyzja-KREMANEROS-następnym razem dziś UG.,a następnego dnia idziemy dalej.Po kilku minutach docieramy do celu.Pierwsze co czynię to wizyta w zajeżdzie gdzie spotyka mnie rozczarowanie.Wszak baner na płocie wisi więc i i obsługa zaznajomiona być powinna.Niestety pomyłka.Zniesmaczeni lekko wysyłamy nasze dziewoje do Białego w poszukiwaniu noclegu(kobiety na medal oczywiście zdobyły pokój wolny) my w trzech pozostaliśmy przy piwie.Potem jużbyło prosto i bez emocji-kąpiel,piwo i spanie-wszak rano w góry iść trzeba.CDN
Poranek dzień szósty przywitał nas chłodem i słońcem.wstaliśmy dość szybko bozaplanowana trasa dość długa była.Piuerwsze kroki do sklepu w celu nabycia wody i innych wiktuałów.Błyskawicznie znajdujemy busa i start do Widełek.tam podbijamy bilety izaczynamy podejście.Po pewnym czasie znajdujemy w błocie odciski łap. Wołamy Karolinę-wszak stara/w przenośni/traperka.Stwierdza że to wilcze i świeże.Wiemy że te zwierzęta są już bardzo daleko więc idziemy dalej.Przed samymwyjściem z lasu widzimy wiatę widać świeżo postawioną ale mijamy ją i idziemy dalej.Wychodzimy na połoninę-przecudne widoki nagradzają poniesiony wysiłek więc zaczynamy sesję fotograficznąażeby mieć na czym oko zawiesić gdy już do domu wrócimy.Idziemy dalej zachwycając się przepiękną panoramą gór.Dziadek zostaje daleko w tyle więc czekamy na niego i pytamy czy da radę iść dalej.Stwierdza że tak więc ruszamy w dalszą drogę.kiedy schodzimy już na przełęcz GOPR dostajemy telefon od niesfornego Dziadka że ma dość i zawraca.Humory nam się psują w momencie.Karolina zastanawia się czy nie cofnąć się do niego i nie towarzyszyć mu w trasie powrotnej.Po szybkiej naradzie uznajemy że jest już za daleko i gonić go jest bez sensu.Zaczynamy podejście do przełęczy pod Tarnicą.Kiedy jesteśmy już na miejscu Kornelia przyznaje się że zaczyna jej się odzywać kontuzjowany wcześniej bark.Znowu narada i stwierdzamy że schodzimy do Wołosatego.Oczywiście Kornelia postanawia jeszcze wejść na Tarnicę gdzie jeszcze nie była.Idę wiec z Nią na górę robię kilka fotek i schodzimy na dół.W międzyczasie jeszcze spotkaliśmy poznanego dzień wcześniej Rafała-towarzyszy nam aż do U.G dokąd docieramy busem. Tam nabywamy prowiant i napoje i udajemy się do bacówki Pod Małą Rawką.Zjadamy kolację i czekamy na info od Dziadka-telefon ma wyłaczony.postanawiamy że jeśli nie odezwie się do 22 alarmujemy GOPR.Na szczęście zadzwonił więc uspokojeni kładziemy się spać.CDN
Dzięki Twoim wywodom zostanę oficjalną dendrofilką i teraz po tych śladach jeszcze zoofilką:P hehe:) Oj to były czasy... Wracajmy już w nasze strony:)
etap kolejny rozpoczeliśmy od pójścia spać na glebie gdzie to okazało się że Czapa zoofilką jest na pewno.W środku nocy obudziła nas okrzykiem (no co ty robisz)ktoś na nogach jej się położył.okazało się że był to piesek zamieszkujący schronisko-upodobał sobie jej/Czapy/nogi lub śpiwór.kiedy już bliżej się zapoznali ze sobą spali zgodnie oboje przy wtórze naszego pochrapywania.Poranek przywitał nas deszczem i Dziadkiem cudem odnalezionym.nocował gdzieś w Nasicznem na sianie.nie wiem jak tam dotarł,grunt że wszystko skończyło się dobrze.wobec brzydkiej pogody rezygnujemy z wyjścia na Kremanerosa i udajemy się do naszego Henryka do Wetliny.przebieramy się w bardziej cywilizowane ubrania i jedziemy do Krysi do Szwjkowa aby z nią porozmawiać.W drodze powrotnej łapiemy wszystkie napotkane cerkwie,a przy okazji i cmentarze.Potem jużtylko zakupy w bacówce-słynna Łącka-sery i już jesteśmy w Wetlinie.Wieczorem idziemy w trzech do bazy żegnać się wszak już następnego dnia trzeba do domu wracać.Nagle znajdują się nasze dziewoje w towarzystwie Henryka i tortu urodzinowego dla Duńczyka.Łzy w oczach mu się zakręciły na widok tej niespodzianki.Potem huralne sto lat wykonane przez wszystkich obecnych w Bazie i długie nocne polaków rozmowy.I tak minęła nam ostatnia noc w Bieszczadach
A może tak troszkę szerzej-np.jak tam w Szwejkowie?Bo wygląda.że expresem przez Bieszczady przejechaliście!Pozdrawiam!
WUKA
www.wukowiersze.pl
Expresem, ale dogłębnie:)
W Szwejkowie, pusto i cicho... Jak byliśmy to w tamtych stronach pustki, jedynie szefową spotkaliśmy, no ale jeszcze jakich czas temu kwapiła się do sprzedania Szwejkowa, a teraz jak byliśmy i o tym wspomnieliśmy to już jej ten pomysł zszedł na drugi plan, więc dalej jednak chce to prowadzić i jacyś tam ludzie czasem zaglądają, jednak sam budynek wygląda już nieciekawie, część podczas mocniejszych deszczy zostaje zalewana (dach:/) a duża część budynku jest już do generalnego remontu. Krysia odnowiła sobie juz swoją część mieszkalną, więc ma uroczy kominek, mamy nadzieję, że stanie się tak też i cała resztą.
A nie o budynku, to kulawy piesek nas przywitał, myślę, że nie jedna osoba go stamtąd kojarzy:) Nasz samochodzik polubił czarny kocurek i zrobił sobie na nim miejsce wypoczynkowe, więc jak to w Szwejkowie- SPOKÓJ koi duszę i żyje własnym życiem:)
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki