Solina
Być w Bieszczadach to być "na Solinie". Dumą PRL-owskich budowniczych jest osiemdziesięciometrowej wysokości budowla, a powstałe przez zagrodzenie Sanu jezioro o urozmaiconej linii brzegowej i kilku wyspach należy do najbardziej malowniczych zakątków Bieszczad. Nic dziwnego, że jest jedną z największych atrakcji regionu.
Jezioro Solińskie - spokojnie jest tu tylko na wodzie
fot.
www.trybalski.com
W związku z tym w pogodne letnie dni zjeżdża się tu kilka tysięcy turystów, których głównym celem jest spacerowanie po koronie zapory i podziwianie okolicznych widoków. Spacer koroną zapory przypomina wtedy raczej marsz miejską ulicą, urozmaicony przez nadjeżdżające znienacka rowerowe ryksze, wożące tych, którym nie chce się spacerować.
Dokładając do tego jeszcze zatłoczenie parkingów i unoszący się w powietrzu przenikliwy zapach smażalni ryb i frytek, miejsce to nie wiele ma wspólnego z prawdziwymi Bieszczadami.
Zamiast jechać na zaporę, zdecydowanie lepiej odwiedzić którąś z położonych na brzegu jeziora miejscowości letniskowych– Polańczyk (tu i tak jest jeszcze stosunkowo dużo ludzi), Chrewt, czy zagubiony Werlas.
A ci, którzy chcą zobaczyć "prawdziwe" Bieszczady, powinni pojechać do Wetliny lub Ustrzyk Górnych, i wspiąć się na połoninę, by odetchnąć górskim powietrzem i poczuć prawdziwą wolność.
Zakładki