Chyba już ktoś kiedyś próbował zakładać taki wątek, ale gdzieś znikł. Stąd też zaczynam od nowa... (jak któryś z moderatorów stwierdzi że taki wątek już gdzieś jest - proszę o przeniesienie).
Zaczynam od cytatu z „Małej Encyklopedii Obciachu” praca zbiorowa pod redakcją M. Rychlewskiego:
Taka "Mała Encyklopedia obciachu" przydałaby się Bieszczadom...Kraina Łagodności, albo ile się zmieści cukru w cukrze
Program telewizyjny nadawany w połowie lat 90. oraz nazwa nurtu w rodzimej muzyce popularnej. W największym skrócie: to, co się mieści pod szyldem Krainy Łagodności, stanowi ekstremalny biegun ekstremalnego metalu. Z tego właśnie powodu nurt ten jest ekstremalny. Oczywiście jesteśmy za miłością, dobrocią czy szlachetnością, są to wartości niezwykle pożądane w świecie, w którym epatuje się chamstwem w celu zapewnienia sobie sukcesu zawodowego oraz osobistego. Nie mamy również nic przeciwko tak zwanej „piosence poetyckiej”, bo co też nam z tego. Kłopot wiąże się z ilością cukru, którą średnio inteligentny organizm jest w stanie strawić. Witold Gombrowicz, w słynnym eseju – nomen omen – "Przeciw poetom" słusznie zauważył, że „cukier nadaje się do osładzania kawy, ale nie do tego, aby go jeść łyżką z talerza jak kaszkę”. Artyści z kręgu tego nurtu chcieliby najwyraźniej w swojej miłości do świata zdeklasować Matkę Teresę z Kalkuty: są krańcowo wrażliwi i delikatni, kulturalni, eteryczni i w dodatku – obligatoryjnie – melancholijni. Wiemy, to trzeba poczuć. My też jesteśmy melancholijni. Dlatego bierzemy gitary i płaczemy. Tym bardziej że o zmierzchu, po młodopolsku ogarnia nas jakaś taka „bez dna tęsknica”.
Zakładki