Zacznę od Twego ostatniego zdania - tak, jestesmy w mniejszości, zdecydowanej mniejszości. Interesuja nas Bieszczady przez cały rok, a nie tylko te pare dni, tygodni w roku, które tam spedzamy. Wiekszości (imho) nie obchodzi co będzie z nimi (Bieszczadami) po ich wyjeździe.
Co do przejścia od słów do czynów, to nie chcialbym sie powtarzac, bo juz się na ten temat pośrednio wypowiadałem i także w wątku rozpoczętym przez Felka. W tym temacie jestem niestety nieco sceptyczny. I tak naprawdę, to myslę, że my mieszkajacy nierzadko setki kilometrów od Bieszczadów, możemy miec bardzo nikły wpływ na poprawę ich losu. Przeciez nie poleziemy z transparentami protestować przeciwko degradacji srodowiska, spowodowanej w dużej mierze sporym wzrostem ruchu turystycznego. Nie dość, że nie pomoże, to jeszcze nas widłami pogonią - nie turyści bynajmniej...
Tak naprawdę, to problem zaczął się po roku 1989, wiadomo dlaczego. Nowe czasy nie mogły ominać Bieszczadów. Dla mieszkańców zyjących z turysty bezposrednio i pośrednio najwazniejsza jest ich liczba, a to co nas w tej chwili interesuje jest na drugim planie i dopóki tam nie zobaczą tego problemu, tak będzie - bo dla wielu to my będziemy wrogiem, a nie śmiecący i wrzeszczący turysta. To jest ich chleb. Liczba miejsc noclegowyxh rosnie w bardzo duzym tempie, przy czym osobiście przepowiadam im klapę na własne życzenie - ale o tym myślę będziemy mogli pogadać najwczesniej za rok - pod względem cen noclegów i wyżywienia, Bieszczady zrobiły sie najdroższymi górami w Polsce, przy relatywnie nizszym standardzie usług. Turysci juz to spostrzegli, dlatego w kolejnym sezonie bedzie ich jeszcze mniej.
Przy czym liczba turystów nie musi być wprost proporcjonalna do wzrostu degradacji środowiska, a własciwie tej części przez nich spowodowanej. Bo w znacznie ludniejszych górach, gdzie kultura bycia jest widocznie znacznie wyższa, nie ma to na to wpływu. Ja przynajmniej nie widziałem tylu walajacych się butelek, papierow i innych rzeczy choćby u naszych sasiadów (Fatra), ale także Alpy, Pireneje, czy Góry Katalońskie połozone zaledwie kilkadziesiat kilometrów od Barcelony, lekko licząc 5 razy ludniejszej od Warszawy. Wyobrażasz sobie jak wyglądałyby Bieszczady 40km od Warszawy? Aha - żeby się zaraz ktoś nie obraził - to przykład, może to być Kraków, Poznań, czy "moje" Opole, W-wa jest lepszym przykladem ze względu na liczbę mieszkanców.
Bylibysmy także bardzo niesprawiedliwi cała winę zwalając na turystów.
Proponuję zrobic sobie czasem np. dłuzszy spacer rzeką. I co my tu mamy? Butelki i papiery, ale już miejscowe, zardzewiałe wiadra i baniaki, czasem zdechła kura lub piesek się trafi, drut kolczasty w parze ze zuzyta łopata, niepotrzebne ubrania i buty. Tak lubie sobie czasem połazic rzeką i robie to od dawna. Nawet kiedys były tam ryby. W Komańczy poszedłeś nad rzekę 20 lat temu - ręką mozna było wyciagać pstrągi, szedłeś rzeką z Komańczy do Rzepedzi, 20 pstragów za jedno popołudnie (wędka). Widział kto dzisiaj potokowca w tym rejonie? Czasem jakis kleń zabłakany, ale raczej bliżej Szczawnego, albo aż pod Płonną. Na terenie wsi nie - ale wiader przybyło, "gnojówki" ile spod stajni spływało do rzeki, tyle i spływa nadal. No to na spacer, lub na rybki na Prełuki iść mozna było, albo spacerek zrobić Osławą od Smolnika do Prełuk. Ale tak, będzie juz ponad 10 lat, owce "bacom" się odrobaczać zachciało. Idea słuszna, a jakże. No to posypali te owce ładnie odpowiednim środkiem, a potem stado "heja" do rzeki, no przecież wypłukać sie gdzies muszą. Tyle, że od Smolnika do Rzepedzi ryby pływały już tylko do góry brzuchami, to ich nie obchodziło :(
Teraz kto mądry to juz w te rejony na ryby nie pójdzie - wie, że nie ma po co. A tam gdzie kontenerów brak, albo przyzwyczajenie dawne zostało, to co się ze smieciami robi? Zakopuje, o ile bliżej domu, lub wywala od tak - jeśli las i od domu dalej. Takich miejsc jest całe mnóstwo. A gdzie się myje wóz, ciagnik, samochód? Za dużo jeszcze w rzekach. Mógłbym takich przykładów jeszcze wiele napisać, ale po co. Smutno mi się zrobiło, bo zdjęcie ktore zamiesciłeś ostatnio (Sine Wiry, pod Połomą) tez wspomnienia nasunęło. W Szmaragdowym mozna było wędkowac do woli i to nie na jakies sztuczne przynety, spiningi, albo wcale jak teraz. Teraz ani ryb nie zawiele, ani łapać nie mozna (co mnienie martwi, bo wędkarzem nie jestem - ot, czasem fajnie połazić z kijem w rece), ani jeziora nie ma - dobrze, że chociaz to ostatnie to wina ludzi (mam nadzieję).

Z przyjemnością wysłucham propozycji innych, co do zmiany tego stanu, ja pomysłu na poprawę sytuacji z "naszego poziomu" na razie nie mam. Nie wątpię jednak, że jakieś rozwiazanie istnieje.
Pozdrawiam
Piotr