Nosiłem się z tym tematem już jakiś czas, ale niech tam... napiszę.
Zanim zacznę opis proszę by czytający przypomniał sobie jak się porusza gąsienica, taka żerująca na różnych tam roślinkach, taka owłosiona. Już jest wizja?.............. Oki, zaczynam.

Czerwiec, piękna pogoda, słoneczko, spokój, bo to jeszcze nie sezon. Pierwsza część stokówki z Cisnej do Smerku. Idę spacerkiem z kobietą, która będąc pierwszy raz w Bieszczadach ma głowę naokoło, nadwrażliwie wszystko słyszy, wszystko widzi, nawet gdy tego nie ma i ciągle ze strachem w oczach kręci naokoło głową. "Co to?" słyszę co chwila i zaczyna mnie to męczyć. Więc idziemy tą stokówką i znowu "co to?" leniwie patrzę za wskazującym palcem i w odległości 30-40 m na starym asfalcie widzę coś czarnego. Niby patrzy się w naszą stronę, ale gdzie ma łeb? Patrzę przez lornetkę... czarne, włochate, grube na średnią pięść, długie na 30-40 cm, lekko się rusza, ale chyba jakby nadsłuchiwało? Ruszam powoli w stronę tego czegoś i oceniam, że to jakieś tam łasicowate. Na mój ruch to coś rusza w poprzek drogi, ruchem właśnie gąsienicy. Oceniam, że aby temu się przyjrzeć i zobaczyć z bliska muszę mocno wystartować , bo biorąc pod uwagę tempo "gąsienicy" to mam "ją" szansę dogonić przed dojściem do przeciwległej krawędzi stokówki. Trwa szaleńczy wyścig z "gąsienicą", ja do niej a ona do bezpiecznej krawędzi gdzie są chaszcze i spadek w dół. Idąc ruchem gąsienicy "to coś" jednak dotarło szybciej w te chaszcze, ja tylko z odległości 3-4 metrów zobaczyłem jej tył wsuwający się w gęste krzaczory.
Jak wspomniałem, nijak nie mogłem zlokalizować łba, a biegnąc i patrząc się na "gąsienicę" także zlokalizować nóg, ogona... kurcze czegokolwiek dodatkowego, widziałem czarne puszyste futerko takie jak np. u kota perskiego.
Tyle... wszystko co widziałem opisałem i nic więcej nie mogę dodać.
Teraz jajcarze będą robić sobie z tego opisu jaja no bo w pierwszym odruchu i ja bym chyba sobie pożartował?
Ale "to coś" widziałem!