Wiecie co?
Z moich doświadczeń wynika, że tylko wówczas, gdy byłem sam w podróżach, plany można było zrealizować niemal w 100%. Kiedy jednak szło się w góry "kupą", plany zwykle brały w łeb... A to jeden nabawił się gniotów (adidaski!), a to dziewczyny spały do 11.00, itp.). Najlepiej (to do Ciebie Chwastek) chodzi się samemu: na wszystko jest czas, nikt nie kwęka, widoki jakieś takie piękniejsze są... A przypadkowi kompanioni z zasady są zbliżeni poglądami i podejściem do górskiego życia do nas. i takich trzeba szukać na szlaku...