W Bieszczad zajechałem późnym piątkowym wieczorem. Temperatura plusowa, drogi czarne. Nocleg miałem zarezerwowany w Wisanie. Pokój czekał, ale Ośrodek był pełen. Byłem zaniepokojony o spokój piątkowej nocy. Kierownik Ośrodka mile wspominał Wojtka 1121. jest również pod dużym wrażeniem śmierci Andrzeja. Jeszcze tylko sprawdzenie prognozy pogody i spać. Rano wstaję wcześnie, bo od wczesnego popołudnia ma padać. Karawanem jadę tylko kawałek. Parkuję naprzeciwko „czerwonoustego”. Dalej idę szlakiem drogą leśną. Lekkie błoto i trochę lidu pod stopami. Znaki prowadzą mnie w las. Idę za nimi, wszak taki mam plan. Idę pod górę, dosyć stromo pod górę. Cholera, co się stało ze mną zimą? Ja brnę powoli pod górę, a moja kondycja jeszcze chyba z Poznania nie wyjechała… Co kilka minut staję, żeby mi mroczki przed oczami nie latały. I naprawdę nie mam na myśli telewizyjnych braci. Idę stokiem południowym, więc śniegu nie ma. Widoczność kiepska. Mgła jest. W końcu udaje mi się wyjść na grzbiet. Teraz już jest lżej. Idę a ż dochodzę do drogowskazu kierującego mnie w lewo do rezerwatu. Schodzę zboczem już nie południowym miejscami po kolana w śniegu. Dochodzę do rezerwatu. Troszkę się po nim pokręciłem i znowu mozolnie wspinałem się pod górę do szlaku. Kiedy go osiągnąłem ruszyłem szlakiem dalej. Obawiałem się wrócić tą samą drogą, którą przyszedłem. Bałem się, że na stromiźnie się przewrócę i sobie coś zrobię. Jestem sam, a zasięgu tu nie ma. Teraz schodzę już północnym stokiem, a więc w śniegu. Zauważam, ze łazi tu sporo zwierzyny, albo kilka sztuk kręci się po okolicy. Dochodzę do przełęczy. Tutaj szlak jest gorzej oznaczony. Daję jednak radę bez szlaku i dochodzę do stokówki. Po tej drodze od dawna istota ludzka nie szła. Same tropy zwierząt. Powoli schodzę w dół. Powoli, bo miejscami do pół łydki w śniegu. Po drodze mijam pracowników leśnych układających metrówki po obu stronach drogi. Jeszcze tylko kilkanaście minut, a może dłużej i jestem przy karawanie. Teraz jadę do miejscowości, w której bardzo dźwięcznie pada deszcz według Krystyny Prońko. Od razu widać, ze sezonu turystycznego nie ma. Herbaciarnia zamknięta, a taki miałem apetyt na kawę. Zacisze Zamknięte, to już zgroza jest. Zacisze zawsze było otwarte, a tu kicha. Tylko Rysiu traw na posterunku, mimo, ze od kilku dni nic nie sprzedał, bo klientów nie było. Liczy na jutro, na niedzielę. W Bieszczadzie zawsze mnie coś zaskoczy. Tym razem o mało nie usiadłem. Rysiu powiedział mi, ze taki chudy facet z siwą brodą posiada telefon komórkowy. Świat się wali pomyślałem. Zadzwoniłem, ale abonent był poza zasięgiem. W lokalu z siekierami wbitymi w stoły wypiłem herbatę z cytryną i zadzwoniłem do paru osób. Załatwiłem kilka spraw /jedną związaną z KIMBEM/ i wyszedłem z pustego całkiem lokalu. Pożegnałem się z Ryśkiem i pojechałem najkrótszą drogą na południe. Obawiałem się trochę tej drogi, ale była czarna. W pewnym momencie się zatrzymałem. Tam gdzie w sezonie jest parking. Dalej pieszo białą i zaśnieżoną drogą poszedłem pokłonić się Pani. Zaczęło zgodnie z prognozą padać. Się tym nie przejmowałem. Szedłem śmiało. Po drodze chłopaki układali metrówki. Sporo drewna po obu stronach drogi. Niech Marcin mówi, co chce, a ja nie wierzę w racjonalną gospodarkę drewnem, w Bieszczadzie. Według wpisownika od pięciu dni nikt się nie przyszedł pokłonić w to miejsce. Odszukałem swój wpis z sierpnia, sporo czasu poświęciłem na zadumę i szybko wróciłem do karawanu. Ruszyłem dalej na południe. Po chwili się zatrzymałem, żeby zapalić nad przepaścią /papierosów nie palę/. Dojechałem w końcu do małej szosy. Skręciłem w lewo. W drugiej miejscowości znowu skręciłem w lewo. Interesowało mnie, o której jutro są Msze Św. w cerkwi. Jutro się tu wybieram. Może się coś dowiem o księdzu Przewodniku? Dalej pojechałem do Kurortu. Tutaj też słaby sezon. Nawet Pan Leszek zamknął kawiarnie /znowu nici z kawy/ i wyjechał sobie. U Pani Leszkowej zjadłem pyszny obiad. Później odwiedziłem artystę gawędziarza mieszkającego na krzyżówce i po ciemku wróciłem do Wisana. Na jutro nie mam plana, wszystko zależy od pogody. Pada cały czas, tylko teraz to śnieg.
Już chyba mam plan....
Zakładki