Strona 1 z 4 1 2 3 4 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 1 do 10 z 31

Wątek: Bieszczady 1998

  1. #1
    Bieszczadnik
    Na forum od
    08.2008
    Rodem z
    Radom
    Postów
    36

    Domyślnie Bieszczady 1998

    Wstęp
    Moje zafascynowanie Tatrami dopiero kiełkowało. Czerwiec 1998 roku upływał mi na planowaniu drugiego w życiu wyjazdu do Zakopanego.
    Jednocześnie zastanawiałem się kogo spośród znajomych "zwerbować" do towarzystwa. Ta przyjaźń miała dopiero nadejść. Tymczasem moje relacje z Arturem opierały się bardziej na koleżeństwie będącym wynikiem znajomości z podstawówki i trzech lat we wspólnej klasie trwającego technikum. Zaproponowałem wakacyjny wyjazd w Tatry. W odpowiedzi usłyszałem: "Znajomy był w Bieszczadach i opowiadał, że dziko tam jest". Kumpel, z którym miał jechać spłukał się z kasy i odpadł więc jak bym chciał to... Zabrzmiało to dla mnie co najmniej egzotycznie - nawet przez sekundę nie brałem Bieszczad pod uwagę. Przemyślałem sprawę i uznałem, że do Zakopanego jeszczę będę mógł pojechać - później. Decyzja zapadła: Jedziemy w Bieszczady. Wyjazd pociągiem z Radomia w nocy z 15 na 16 lipca. Założenie było proste: iść przed siebie, spać tam gdzie nas noc zastanie i czuć się całkowicie wolnym w tej "głuszy", skąd według naszych wyobrażeń człowieka wywiało i do dzisiaj nie wrócił. Zaczęło się kompletowanie ekwipunku. Dodam, że posiadaliśmy... nic. Plecak - w zieloną panterkę :) z efektownym, pomarańczowym światełkiem odblaskowym - pożyczyłem od znajomego harcerza. Namiot - kilkunastoletni, płócienny, ważący tonę - pożyczony od sąsiada. Nie miałem karimaty - zastąpił ją czarny wojskowy koc. Kocher lub butla turystyczna... postanowiłem zrobić samodzielnie z małej puszki po farbie i knota z kawałka koca. Do gotowania wody na herbatę i zupki zabrałem półlitrowy garnek z jednym uchem, nakrywany - ech, powiem Wam: szklanym spodkiem. Cały ten zestaw gwarantował półgodzinny relaks po ciężkim dniu wędrówki - tyle czasu potrzebne było na uzyskanie 1/2 litra wrzątku :). Ponad to: nóż - samoróbka z rozhartowanej stali - nadający się bardziej do otwierania butelek niż do cięcia, zbiornik na wodę w postaci 5litrowej butli mocowanej do paska spodni i śpiwór.
    Ekwipunek Artura był również interesujący: plecak: zielona kostka - chyba każdy wie jak wygląda i ile może pomieścić. A pomieściła: zapasowe "buty": trampki, sweter, spodnie, jedzenie (o tym za chwilę). na górze przywiązany śpiwór - żeby mnie nie było głupio: zielony w żółte kwiatki :)
    Pomyśleliśmy też o prowiancie. Przecież tam w górach nic nie ma. Ja zaopatrzyłem się w ok 15 puszek konserw mięsno-tłuszczowych i kilkadziesiąt zupek "chińskich".
    A kolega: tak samo.
    Dodam tylko, że to na tygodniowy pobyt. Mój plecak po spakowaniu ważył ponad 50 kg (z ubrań: dwie pary spodni, ciężki płaszcz przeciwdeszczowy, zimowa czapka - tak, tak - bardzo się później przydała w Krywem, jakieś koszulki itp.).
    Z Radomia skład wyruszył dokładnie o 22.20 - zaczęło się...

  2. #2
    Poeta Roku 2010
    Poeta Roku 2009
    Poeta Roku 2008

    Awatar WUKA
    Na forum od
    07.2006
    Rodem z
    Toruń
    Postów
    3,908

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1998

    O kurcze,zapowiada się tak interesująco,że już nie mogę doczekać się dalszego ciągu....!Dale,dalej....!

  3. #3
    Bieszczadnik
    Na forum od
    08.2008
    Rodem z
    Radom
    Postów
    36

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1998



    16 lipca 1998 Czwartek
    Podróż przebiegła bez zakłóceń. "Ekscytacja do granic wytrzymałości albo i bardziej :)" czekającą nas przygodą nie pozwalała zasnąć. Jechaliśmy w towarzystwie Zielonych Beretów - kilkudziesięciu chłopa na przepustki jechało - nawaleni a przez to rozmowni. Dowiedzieliśmy się wielu ciekawych rzeczy, m.in. że jak byśmy do woja chcieli iść to "nie do bordowych beretów bo to dupy są a nie wojsko" i że jak skaczesz ze spadochronem "to targa tobą jak szmatą"...
    Jestemy w Zagórzu. Wyskakujemy z wagonu, chwila na ustalenie kierunkow świata :) i w drogę. Ponieważ nikt nam nie powiedział gdzie tak naprawdę zaczynają się Bieszczady uznaliśmy, że własnie jesteśmy w ich centrum i że czas założyć plecaki na plecy. Przejąłem przewodnictwo w stadzie i ruszyliśmy w stronę Tarnawy. Po przekroczeniu mostu na Kalniczce wspięliśmy się na stoki Gruszki. Plan był taki aby leśną drogą dostać się przez szczyt Gruszki do Hoczwi. Ostatecznie zniechęceni błotnistą drogą, zeszliśmy do Huzeli. Chwila odpoczynku niedaleko mostu na Sanie - połączona z rozmową ze starszym panem siedzącym na ławeczce pod drzwem. Dla nas "wyprawa życia" a on, gdy dowiedział się skąd jesteśmy, spokojnie stwierdził " Eee to blisko - myślalem, że z gdzieś daleka jesteście". Przeszliśmy most i dotarliśmy do Leska. Nie zatrzymując się w mieście dopadliśmy lasów na stokach Czulni. Tam dopiero zjedliśmy pierwszy tego dnia posiłek. Zaczęło dopadać nas zmęczenie. Tego dnia już nie dotrzemy dalej. Namiot rozbiliśmy w ciemnym zagajniku po zachodniej stronie góry, mając kilkadziesiąt metrów do brzegu Sanu. W oddali widać było zabudowania przyczółku Bachlawa.

    Załączam kilka archiwalnych fotek - pochodzą z albumu "Zapomniane Bieszczady" Pawła Kusala.
    Załączone obrazki Załączone obrazki

  4. #4
    Bieszczadnik
    Na forum od
    08.2008
    Rodem z
    Radom
    Postów
    36

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1998

    17 lipca 1998 Piątek
    Noc minęła bez niespodzianek. Jedyne co nas zaskoczyło to cała masa bezskorupowych, niebieskich ślimaków (pomrów błękitny). Były dosłownie wszędzie. Szybko zwinęliśmy obóz i bez śniadania ruszyliśmy polną drogą wzdłuż Sanu w stronę Średniej Wsi. Na mapie ścieża doprowadzała do mostu. Owszem most był, ale jego konstrukcja mocno naruszona (foto) albo krą, albo ubiegłoroczną powodzią nie zachęcała do przejścia. Dopiero gdy zobaczyliśmy jak jeden z mieszkańców śmignął na rowerze w jedną stronę a po nim babcia z koszykiem pełnym grzybów w drugą postanowiliśmy zaryzykować :). Za mostem pech dopadł Artura: odpadła podeszwa do jednego z jego butów - były to - na oko - solidne skórzane, trapery a przy tym bardzo ciężkie. Postanowił nie dżwigać ich dalej - dalszą drogę pokonał w trampkach.
    To dopiero drugi dzień a plecy (głownie ramiona) już mocno dawały mi się we znaki. Szliśmy asfaltem, minęliśmy Berezkę, głośny Polańczyk. W okolicach serpentyn przed Wołkowyją rozpadało się. Siedząc pod foliowym płaszczem przeciwdeszczowym w lesie koło szosy zastanawiałem się gdzie te odludne Bieszczady? Ale nie żałowałem decyzji o wyjeździe - czego nam więcej trzeba - było wesoło, nikt nas nie poganiał, robiliśmy co chcielimy - jest ok. Gdzy przestało padać ruszyliśmy w dalszą drogę. Minęliśmy Bukowiec i zaczęliśmy rozglądać się za miejscem na biwak. Gdy przechodziliśmy most na Solince było już szaro. Ostatecznie - już pociemku wyszukaliśmy jakąś polanę - właściwie dziwnie piaszczyste miejsce wśród krzaczorów. Po omacku rozbiliśmy namiot i jak codziennie większe dziury w płótnie nakryliśmy folią - dla pewności że deszcz, nie zmoczy nam dobytku. Jeszcze godzina na zagotowanie wody, zupka pomidorowa i spać. Teraz sen już tak szybko nie przyszedł. Usłyszeliśmy dźwięk bębnów. W środku nocy ktoś walił w kotły na wschód od nas. Chcąc zobaczyć co to - wyszliśmy z namiotu i po ciemku ruszyliśmy przez las w stronę, z której dochodziły dźwięki. Po kilkunastu minutach trafiliśmy na parkan w środku lasu... Przecież nie będziemy wchodzić komuś na działkę, zawróciliśmy. Jednak gdybyśmy nie wyszli za namiotu tej nocy, nie dowiedzielibyśmy się, że wokól roi się od świetlików. Wrażenie niesamowite, nie unosiły się w powietrzu - usiany były nimi ziemia i trawy . Chmury przesłoniły gwiazdy na niebie, ale za to pojawiły się pod naszymi stopami :).
    Załączone obrazki Załączone obrazki

  5. #5
    Bieszczadnik
    Na forum od
    08.2008
    Rodem z
    Radom
    Postów
    36

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1998

    18 lipca 1998 Sobota
    Poranek przyniósł jeszcze jedną niespodziankę. Zanim wyszliśmy z namiotu Artur powiedzia, że w nocy chyba ktoś się kręcił wokół nas. W świetle dnia zobaczyłem, że ten dziwny piach, na którym rozbiliśmy namiot to miejsce zryte przez zwierzynę. Obok stał paśnik. Śniadanie (godzina czekania na herbatę) upłynęło nam w pogodnych nastrojach - zaczęło wyglądać słońce, zrobiło się cieplej niż wczoraj. Spakowaliśmy się i podążyliśmy w kierunku Rajskiego. Przed mostem na Sanie skręciliśmy w prawo w stronę Studennego. Zazwyczaj wodę uzupełnialiśmy raz dziennie. Prosiliśmy w mijanych gospodarstwach o napełnienie butli. W Rajskim pierwszy raz (i ostatni) odmówiono nam w dość opryskliwy sposób. Od tego momentu ilekroć byłem w Bieszczadach sklep znajdujący się naprzeciw ośrodków wypoczynkowych omijałem szerokim łukiem. Taki mój prywatny bojkot połączony z embargo :). Pora obiadowa przypadła w połowie drogi między ośrodkami wczasowymi a mostem w Studennym. Siedząc na poboczu i zajadając konserwy, po trzech dniach, musieliśmy wyglądać na starych, obytych z górami Bieszczadników... a na pewno na paralotniarzy. Podeszły do nas dwie urodziwe dziewczątka i nieśmiało zapytały: "czy to wy jesteście tymi paralotniarzami, którzy mieli przyjechać je szkolić?" Z żalem, że nie jesteśmy, odpowiedzieliśmy że nie jesteśmy. Gdy się oddaliły zastanawialiśmy się, czy to chodzi o jakieś przelecenie, czy co... Nie rozwikłaliśmy tej sprawy. Za to woda w Sanie pod mostem w Studennym była cholernie zimna jak na lipiec. Pierwsza kąpiel od trzech dni jednak musiała się odbyć.
    Sobota była jedynym bezdeszczowym dniem w czasie tej wyprawy. Przeszliśmy most i podązyliśmy stokówką i podnóża Otrytu. Zaczęliśmy dostrzegać jak bardzo niwni byliśmy myląc tereny Zagórza z prawdziwymi Bieszczadami. Tego dnia obserwując Tworylne z punku widokowego, docierać zaczęło do mnie, że to może być dłuższa przygoda - nie tylko na te wakacje. Wędrowaliśmy dalej - wypatrując drogi do mostu w Krywem. Otryt - nawet oglądany ze stokówki robi wrażenie. Wijąca się pusta droga, ciągle szumiące strumienie i sąsiadujący rezerwat daje sposobność do zachwytu - szczególnie gdy jest się tu pierwsz raz. Most w Krywem dopadliśmy późnym popołudniem. Prezentował się bardzo malowniczo w tle z bujną zielenią - mieliśmy swój dziki ląd. Teraz wiem, to był ostatni rok, kiedy można było przejść po tym moście. Wiosenna kra zniosła środkowe przęsło (załączam fotkę zdjęcia, którą wykonałem w domu pani Tosi w 2008r.). To co się działo później - to był najlepszy monent w czasie całego pobytu. Wspinaczka na Szczołb z czarnym wałem Otrytu za nami - rosnącym z każdą chwilą, ruiny cerkwi - zreszą sami Wiecie. Zakochałem się w Krywem w tym momencie. Do dzisiaj pamiętam jak bardzo było mi nieswojo. Gdzie my jesteśmy - myślałem ciągle. Na szczycie zaczął wiać zimny wiatr - mieszały się we mnie uczucia strachu i zachwytu. Nie szliśmy dalej. Namiot postawiliśmy na łączce mocno nachylonej w kierunku północnym w lasku na Szczołbie. Ze względu na wiatr nie rozpalaliśmy kuchenki. Kolega leżał już w namiocie, kiedy ja ubrany w płaszcz, zimową czapkę -zrobiło się naprawdę zimno- siedziałem przed namiotem i obserwowałem drapieżne ptaki szybujące na niebie i dolinę jak ze snów przeświecającą pomiędzy drzewami. NIe zapomnę jednego maleńskiego światełka na oborze państwa Majsterków - palący się całą noc. Dzisiaj już nie ma tego widoku - drzewa urosły, tak jak i sama polanka zarosła krzewami. To był jeden z tych dni, które zapamiętuje się na zawsze...
    Załączone obrazki Załączone obrazki
    Ostatnio edytowane przez Eggstwo ; 26-03-2009 o 14:43

  6. #6
    Kronikarz Roku 2010
    Awatar bertrand236
    Na forum od
    07.2004
    Rodem z
    Poznań
    Postów
    4,224

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1998

    Eggstwo, piszesz Ekkstra!
    pozdrawiam
    bertrand236

  7. #7
    Poeta Roku 2010
    Poeta Roku 2009
    Poeta Roku 2008

    Awatar WUKA
    Na forum od
    07.2006
    Rodem z
    Toruń
    Postów
    3,908

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1998

    SUPER!!!Dalej,DALEJ!!!

  8. #8
    Bieszczadnik
    Na forum od
    08.2008
    Rodem z
    Radom
    Postów
    36

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1998

    Dziękuje Wam. Pomyślalem, że po kilku miesiącach przyglądania się Forum, ja też coś dam od siebie - na powitanie .

    Czyli dalej:

    19 lipca 1998 Niedziela
    Pobudka i od razu ocena sutyacji pogodowej: nie jest dobrze - ołowiane chmury zawisłu nam nad głowami. Zwijamy namiot, pakujemy dobytek i już jesteśmy na drodze (tej gruntowej, która schodzi do Krywego). Ze Szczołbu bardzo ładnie widać drogę do Zatwarnicy po drugiej stronie doliny Hulskiego. Pnie się ona do góry i nagle zakręca w lewo. Uznałem, że nic prostrzego nic zejść łąkami do Hulskiego i dojść do tej drogi. Podczas schodzenia zaczęło mżyć. Zaliczając kilka potknięc często zakończonych glebą :) dotarliśmy do brzegu potoku Hulski. Wczoraj widzieliśmy jak jakaś kobieta (teraz wiem, że to była pani Tosia) kierując UAZem bez problemowo podjechała trawersując to zbocze. Ja do dzisiaj nie mam takich umiejętności . Po drugiej stronie strumienia stoją zabudowania samotnego gospodarstwa. Przeszliśmy śliską kładkę w postaci kłody opartej o dwa brzegi i nie chcąc niepokoić mieszkańców zamierzaliśmy oddalić się w stronę stokówki. W tym momencie w drzwiach pojawił się człowiek (to chyba był pan Piotr - już prawdopodobnie mieszkał w Hulskim). Przeprosiliśmy i upewniliśmy się w kierunku marszu. Jakiś czas towarzyszył nam, potem zwolnił. Ponownie minęliśmy się pod kościołem w Zatwarnicy. Za pół godziny miała być Msza, więc zaczekaliśmy. W trakcie jej trwania rozpętała się nawałnica z piorunami. Ci mniej gorliwi parafianie, którzy słuchali kazania pod płotem, szczelnie wypełnili w popłochu wejście do kościoła :). Po skończonej Mszy plac opustaszał. My jeszcze chwilę zbieraliśmy się, gdy pojawił się ksiądz z jakimś rozmówcą. Nie zwróciem na nich większej uwagi, gdy zostałem zapytany o długopis - wymieniali jakieś dane między sobą. Potem poszli. "Ty! wiesz kto to był?" zapytał mnie Artur. "Przecież to Jan Maria Rokita". To tak odnośnie nietypowych spotkań na szlaku.
    Skierowaliśmy się na Sękowiec. W planach mieliśmy przejście przez Otryt do Polany - niebieskim szlakiem. Rezerwat Hulskie robi wrażenie - może dlatego pogubiłem się i zamiast przejść na drugą stronę grzbietu szliśmy górną stokówką wracając do mostu w Studennym. Czas poświęcony na brnięcie przez błoto zmęczył nas solidnie i niestety zabrał parę godzin z tego dnia. Popołudnie spędziliśmy na brzegu Sanu robiąc przegląd ekwipunku i posilając się obficie. Muszę tutaj podziękować koledzei: przez cały pobyt jedliśmy tylko moje konserwy - aby odciążyć nieco mój plecak. W wyniku czego cały zapas Artur zabrał sprowrotem do domu. Takie doświadczenia procentują - mogę jedynie powiedzieć, że rok później byliśmy przygotowani wzorowo: począwszy od plecaków, przez lekki, nowy namiot, kuchenę gazową a na kryptonowych latarach kończąc :). Załączam zdjęcie zrobione tego wieczoru od strony mostu - jedno z moich ulubionych. Kiedy pół roku później oglądałem w tv "Projekt X" Bogusia Lindy poczułem się wyjątkowo bogaty w doświadczenie. Może ktoś z Was miał okazję widzieć odcinek z Bieszczad, jak samochodami terenowymi rozjeżdżali Bieszczadzkie drogi i jak organizowali "wielką" przeprawę przes San w Studennem (dokładnie w tym samym miejscu co załączone zdjęcie) i jak operator gimnastykował się aby nie uchwycić mostu 20 metrów dalej... ...no ale my nie jesteśmy twardzielami - pewnie też byśmy nie skorzystali z mostu :). Na nocleg wybraliśmy miejsce w zaroślach po prawej stronie drogi do Kalnicy - ok. 300 metrów od mostu.
    Załączone obrazki Załączone obrazki

  9. #9
    Bieszczadnik
    Na forum od
    08.2008
    Rodem z
    Radom
    Postów
    36

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1998

    20 lipca 1998 Poniedziałek
    Tutaj można by już zakończyć opis. Jeśli chodzi o mnie, w czasie każdej wyprawy przychodzi moment "nasycenia". Nie planowana decyzja o powrocie. Tak było i tym razem - bez pośpiechu udaliśmy się do przystanku w Rajskim, wielokrotnie po drodze zatrzymując się i spoglądając wstecz. Wiedzieliśmy, że dotarliśmy do serca Bieszczad i że za rok własnie tu zaczniemy naszą wędrowkę. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w Solinie obejrzeć zaporę (nie lubię tego miejsca - kilka lat później jeszcze raz tam z musu zawitałem, na krótko). Dojazd od Zagórza i oczekiwanie na pociąg relacji Zagórz - Warszawa. Rankiem w Radomiu wszystko już było inne - spojrzenia ludzi przede wszystkim. W "(już) moich" Bieszczadach byłem u siebie, a tutaj? Trochę obcy.

    A Tatry? W sierpniu pojechałem, na jeden dzień...

    Pozdrawiam,
    Eggstwo

    Marcin

  10. #10
    Poeta Roku 2010
    Poeta Roku 2009
    Poeta Roku 2008

    Awatar WUKA
    Na forum od
    07.2006
    Rodem z
    Toruń
    Postów
    3,908

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1998

    Dzięki!No,ale..wróciłeś?Czekamy na relacje z powtórki!

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •