Bardziej precyzyjny link do tego wcześniejszego :)
http://www.biegrzeznika.pl/index.php...e&id=59:witamy
Bardziej precyzyjny link do tego wcześniejszego :)
http://www.biegrzeznika.pl/index.php...e&id=59:witamy
Jeśli was tego dnia złapie poważna zadyszka, to nie trzeba się spod dawnej Koliby na połoniny wspinać, tylko przejść się doliną Caryńskiego do Nasicznego i tam przenocować u harcerzy. A jeśli zadyszka będzie mniejsza, to po przejściu Caryńskiej nie trzeba się wspinać na Wetlińską, tylko można się wbić na siano do leśniczówki w Berehach Górnych (całkiem sympatycznie).
O Matko i Córko !!! ... jaki piękny plan.
Tylko że on nie jest to plan bieszczadzki. To jest plan na jakąś grę komputerową, w której ustalamy obciążenia i dystanse a potem pokonujemy trasę na ekranie.
Nie ma tu miejsca na luzik, nie ma zaplanowanego czasu na zachłystanie się widokami, nie ma placu na deszcz (na przykład w Cisnej), nie ma miejsca na spotkania,czy knajpy.
Powtórzę: to jest piękny plan , ale wyluzuj. Bez tego nie poczujesz klimatu. Gdy spędzisz dzień na przeczekanie deszczu , to to nie jest strata. Ale może do tego trzeba dojrzeć ???
Też tak sądzę ,że to tylko plan i do tego bardzo ambitny.Nie przesadzajcie, to nie "Bieg Rzeżnika".Chodzenia po górach ma być przyjemnością. Po pierwszym , a ostatecznie po drugim dniu zmienicie diametralnie zamiary.
W trzecim dniu jak Was przystawi pod Jawornikiem,to odechce się Wam już pójść dalej. Jak już, to tą trasę bym odwrócił i schodził z Jawornika, jest łatwiej.
http://forum.bieszczady.info.pl/show...C5%82+a&page=8
Krzysiek nie odbieraj tego jako krytykę i nie zniechęcaj się, ale zważ ,że w jednym dniu wychodzisz na górę i schodzisz i popatrz jakie masz w sumie przewyższenia.
Pozdrawiam i życzę powodzenia
"dosyć często rozważam co jest warte me życie?...tam na dole zostało wszystko to co cię męczy ,patrząc z góry w około - świat wydaje się lepszy.."
Pozdrawiam Janusz
Ja Cię rozumiem.
Też mi się zdarzało "biegać" po Bieszczadach, gdym wygłodniały chciał "zaliczyć" byle jak najwięcej, bo mi się zdawało, że będę żałował, gdy gdzieś tam nie dojdę, czegoś nie zaliczę.
Przyłączam się i radzę nieco wyluzować, gonitwa od punktu A do punktu B to nie to samo, co delektowanie się trasa między np. Komańczą a Cisną. Musisz mieć czas na zobaczenie terenu, którym będziesz szedł, odpoczynek, fotografowanie (relacje są tu obowiązkowe), podglądanie - gdyby tak szczęśliwie było co podglądać, ewentualne załamanie pogody, wzdęcia, czy piwko z kompanami na jakiejś polance
...w końcu wrócisz tam, więc nie ma co się spieszyć
Pozdrawiam:)
Ależ oczywiście, że to nie będzie wyglądało w ten sposób, że wstajemy rano i biegniemy niemalże szlakiem byle dalej i szybciejMoże źle zrobiłem pisząc "DZIEŃ X", lepiej byłoby "ETAP X". W Bieszczadach najważniejszy jest klimat. Pisałem już o ubiegłorocznym wrześniowym wypadzie, który pod względem chodzenia był absolutnym niewypałem (deszcz przez pięć bitych dni non stop), a mimo wszystko wspominam go bardzo dobrze, chociażby ze względu na wspaniałą atmosferę w "pod Honem" - wspólne piwkowanie i śpiewanie z przybyłymi wędrowcami. Kapitalne chwile. Oczywiście chciałoby się pochłonąć jak najwięcej
Niemniej spontaniczne modyfikacje planu są jak najbardziej dopuszczalne
Co do wątku ekwipunku, to bierzemy tylko niezbędne minimum jeśli godzi o odzież plus jedzenie typowe "na przetrwanie" (tak swoją drogą, co polecacie?) porozkładane po plecakach wszystkich członków "ekspedycji"Z namiotem jest problem, bo to jednak trochę waży. Wolelibyśmy nie brać i spać po schroniskach raczej, ale może jednak warto zabrać...
@joorg - dlaczego miałbym odbierać cenne wskazówki jako krytykę? :) Po to tu piszę, żeby zasięgnąć wskazówek od ludzi doświadczonych w temacie. Swoją drogą dziękuję za duży odzew :)
Ostatnio edytowane przez Krzysiek ; 27-03-2009 o 21:49
A ja, na przekór innym powiem tak: Masz potrzebę pędzić? To pędź! Bo cóż komu do tego, jak kto lubi wypoczywać i góry poznawać.. I cieszyć się nimi i klimat poczuć... Ja osobiście od lat łażę po nich... Łażę sobie po 30-40 km dziennie... Z plecakiem... W pogodę i niepogodę (choc ja jej tak nie nazywam). I to, że łażę nie przeszkadza mi czuć ich klimatu. Wręcz przeciwnie. Tylko tam, idąc i patrząc czuję je... nie siedząc w Siekierezadzie czy innym wyszynku... Czasem spotkam kogoś... Czasem z nim jakiś etap mojej włóczęgi przemierzę... I poznam lepiej niż kogoś kto towarzyszył mi w posiłku w knajpie jakiejś. A czasem nie widzę człeka dni kilka... I też jest dobrze... Czasem oczarowany jakimś miejscem zatrzymam się na chwilę... fotek parę zrobię... porozmawiam ze staruszkiem lub posiedzę w niebo tępo patrząc. Ale za jakąś chwilę, godzinę lub dwie idę dalej... Bo... "wedrówką wieczną życię jest człowieka", bo... wiem, że tam jeszcze czeka mnie to drzewo.. tamten strumyk czy owo wzgórze... I gonię do nich! I dobrze czuję się idąc... I nikogo ze spotkanych nie pouczam i nie doradzam jak ma te góry chłonąć... Co robic by je poczuć... Znam kilku takich co przyeżdżają w jedno i to samo miejsce w Bieszczadach. Wdrapują się do schroniska i siedzą tam tydzień nie ruszając się dalej niz kilkaset metrów. Dumnie nazywają się Bieszczadnikami... Ich też nie pouczam.... Każdy ma swój sposób na życie... I niech tak zostanie....
Pozdrawiam...
P.S. Co do jadłospisu.. Ja tam noszę to co konieczne, czyli wody ze dwa litry i parę tabliczek czekolady (wodę uzupełniam gdy tylko mogę a czekoladę trzymam na czarną godzinę). To co lekie i szybko da się przyrządzić czyli zupki Amino i jakieś tam gorące kubki. No i owoce...bo lubię... Orzeszków kilogram, bo też lubię... jakiś konserw i pieczywko. I pomidor, bo zawsze lepiej ta kanapka wchodzi. No i herbatkę dobrą zawsze mam! I nie jakaś Saga ani Lipton... Herbata taka aromatyczna. Taka, co to gdy z kubkiem wieczorem skonany zasiadasz, uśmiech wywołuje na twarzy i zadumę.... I wtedy wiem gdzie jestem...
No i jeszcze jedno... Krzysiek, jak i ja, musi świat drogi przemierzyć by znaleźć sie w Bieszczadzie... I może stąd się bierze ten pęd, by być wszędzie... zobaczyć po raz kolejny znane nam miejsca... Może... A może to wilcza natura i niespokojność ducha...
Pozdrawiam raz jeszcze...
Nieźle, nieźle Krzysiek... Jeśli Zrealizujecie plan to koniecznie Musisz to opisać. Jedna wyprawa i Będziesz miał większy dorobek niż ja po 10 latach szwendania się po Biesach...no ale jeśli człowieka ciągle coś ciągnie pod ten Otryt.... ech.
Powodzenia i dobrej pogody życzę.
tak, cos w tym jest! dla mnie przejsc dziennie 20km to ogromna wyrypa ktora przestaje mnie bawic.. najlepiej kolo 10km.. trase komancza-cisna szlam 3 dni..ale tez nie wyobrazam sobie zeby spac wiecej niz 2 noclegi w jednym miejscu, najlepsza wedrowka ślimacza- noga za noga i z domkiem na plecach :) ale rozumiem ludzi co w ciagu dnia ida 40km, co nie znaczy ze oni nie patrza w niebo.. moze po prostu niektore odcinki ida szybciej.. moze gdybym miala takie mozliwosci tez bym tak robila? wiecej swiata mozna by zobaczyc...
najlepiej jak kazdy zna swoje mozliwosci i wie co go bawi
udanej wedrowki krzysiek!! i przede wszytskim zdrowia i ladnej pogody!!!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "
na wiecznych wagarach od życia...
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki