Pokaż wyniki od 1 do 10 z 21

Wątek: Bieszczady 1999

Mieszany widok

  1. #1
    Bieszczadnik
    Na forum od
    08.2008
    Rodem z
    Radom
    Postów
    36

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1999

    Wydawcami są: BOSZ S.C. oraz Oficyna Wydawnicza REWASZ , opracowany przez Pawła Lubońskiego. Użyłem skrótu myślowego - ten przwodnik to już dzisiaj klasyk - teksty na niektórych stronach internetowych poświęcone Bieszczadom są żywcemz niego skopiowane. Wtedy był "ciepłą bułeczką" - rok wydania 1998.
    Dziękuję za czujność - wszelkie uwagi mile widziane - tylko bardzo mądrzy ludzie się nie mylą, więc i my się nie będziemy myli .
    Pozdrawiam.

  2. #2
    Bieszczadnik
    Na forum od
    08.2008
    Rodem z
    Radom
    Postów
    36

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1999

    17 lipca 1999 Sobota
    Nie wiem, która była godzina... ok. szóstej? Nieco skostniały wyskoczyłem z namiotu. Spoglądam na Krywe. Mgły jak mleko, wypełniają całą dolinę. Aby nie "wylały się" ktoś rozważnie postawił kawał wału górskiego za Sanem - teraz jego wystający grzbiet wydaje się być zawieszony w powietrzu. Wołam Artura żeby to zobaczył... Długo nie może się przemóc, aby opuścić ciepły śpiwór. Śniadanie przyrządzamy bez pośpiechu - i tak musimy poczekać aż wyschnie namiot. Jego mała waga i wymiary były wynikiem kompromisu - jednowarstwowa powłoka - dodatkowo przed wyjazdem zaimpregnowana - nie dawała dobrego schronienia przed wilgocią. Rano wszystkie rzeczy w środku były wilgotne - jednak i z tym nauczyliśmy się sobie radzić. Najważniejsze było, że mieści się do plecaka i nie zabiera tam dużo miejsca. Spakowaliśmy się i opuściliśmy gościnną łączkę (kolejny raz na nocleg zawitałem tam trzy lata później - na drzewach wtedy już były znaki szlaku poprowadzonego jej górnym skrajem). Idąc na południe osiągamy stokówkę. Kierunek na Zatwarnicę. Nie było śladu po wczorajszych chmurach - zapowiadał się słoneczny, upalny dzień. Po godzinie docieramy do Zatwarnicy. Idziemy do sklepu (teraz to Stokrotka). Jedyną rzeczą do jedzenia jaką kupowaliśmy w czasie tej wyprawy był chleb. Mając w perspektywie jutrzejszą niedzielę wzięliśmy dwa bochenki. Klapnęliśmy po przeciwnej stronie drogi, na ławeczce przy drugim sklepie (taka zielona budka) - chyba był już nieczynny. Po chwili ktoś dosiadł się do nas: chłopak szedł w stronę hotelu z torbą pełną butelek, podzieliliśmy się z nim kawałkiem cienia. Chyba z wdzięczności zaofiarował się poczęstować nas piwem. Przyznał się, że od kilku dni mieszka w hotelu i jak na razie nie udało mu się dotrzeć dalej jak do sklepu... A tak kusi Połonina... może jutro znowu spróbuje. Pomiędzy drzewami naprzeciwko nas na pieńkach i trawie siedziało kilku mężczyzn - miejscowi. Niespiesznie rozprawiali, co jakiś czas nawiedzając sklep. Ich czas biegł nieco wolniej od naszego. Zwolniliśmy ławeczkę i udaliśmy się w górę Zatwarnicy. Minąwszy hotel odbiliśmy w lewo. Idąc w górę potoku Hylaty dotarliśmy do wodospadu. Nie przepuściliśmy okazji do kąpieli. Przez długi czas nikt inny się nie pojawił. Dziwne, bo jest to dość licznie odwiedzane miejsce. W planach było dotarcie do drogi wiodącej przez przełęcz pomiędzy Dwernikiem i Jawornikiem do Nasicznego. Coraz bardziej zbliżaliśmy się do granicy Parku Narodowego. Niełatwo mi było odnaleźć tą drogę . W lewo odbijało kilkanaście ścieżek co paręset metrów. Większość rozjechanych przez strzęt zrywkowy. Ostatecznie zawróciliśmy i udaliśmy się spowrotem - do mostu na Sanie. Woda w rzece odzyskała klarowność. Mijamy cerkiew w Chmielu i docieramy do skrzyżowania z szosą do Berehów. Idziemy w stronę Dwernika. Powoli rozglądamy się za jakimś miejscem na biwak. Mijamy budynek kościoła w Dwerniku. Sprawdzam godzinę porannej Mszy. W pewnym momencie znaki zielonego szlaku prowadzącego do Koliby skręcają w lewo, przcinając zagajnik. Obok zardzewiały zbiornik na ropę z kranem... Tu się zatrzymujemy. wybieramy wysoką trawę ok 100m od szlaku. Czekamy, aż zrobi się szaro i w półmroku rozbijamy namiot. Psy z pobliskiego gospodarstwa wyniuchały naszą obecność - do późnych godzin słychać było ujadanie jakiegoś Burka - ten biwak był chyba za blisko wsi.
    Załączone obrazki Załączone obrazki

  3. #3
    Bieszczadnik
    Na forum od
    08.2008
    Rodem z
    Radom
    Postów
    36

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1999

    18 lipca 1999 Niedziela
    Na 8.30 idę do kościoła w Dwerniku. W czasie ogłoszeń ksiądz prosi parafian aby "któregoś dnia wzięli trochę ropy i zakonserwowali nowo postawione ogrodzenie przykościelnego parkingu". To takie oczywiste - czego jak czego, ale ropy ci tutaj dostatek. Po Mszy wracam do namiotu - Artur jeszcze drzemie. Słońce po porannym zachmurzeniu zaczyna znowu mocno dogrzewać. Śniadanie: chleb z pasztetem z puszki popijany herbatą - trochę za gorącą. Na szlaku z Koliby zrobił się ruch. Co chwilę wychodzi z lasu grupka wędrowców. Wczoraj to miejsce wydawało się lepeiej ukryte. Po dziesiątej ruszamy w stronę Nasicznego. Wędrówka nie przysparza żadnych trudności, W Tatry zabierałem zawsze jakieś mocne buty na grubej podeszwie. Takie trapery miały jedną wadę: wagę - jednak tam raczej nie dźwigało się dobytku na plecach, więc nie było to specjalnie uciążliwe. W Bieszczadach od zawsze chodzę w obuwiu roboczym - "przemysłowe obuwie z antypoślizgową, antyolejową, antygrzybiczną, kwasoodporną, wzmocnioną i antyprzebiciową podeszwą bez metalowego podnoska oraz wysokimi holewkami". Był czas, że miałem do nich nieograniczony dostęp, więc od lat na każdą wyprawę idę w nowych buciorach. Nigdy jeszcze nie doświadczylem w nich obtarć, czy jakichś innych usczerbków na zdrowiu. Wybierałem zawsze takie, które przy solidnej konstrukcji były najlżejsze. NIe rozwaliły się też nigdy przed powrotem. Upał doskwiera niemiłosiernie - słońce świeci nam prosto w twarze. Wchodzimy do Nasicznego, są kaskady - woda wyśmienita - bez kąpieli dzień byłby stracony. Zresztą nie tylko ja doszedłem do takiego wniosku. Kilka osób już zajęło wyżej położone skałki. Po godzinie jesteśmy w dalszej drodze. Teraz to już bajka. W pewnym momencie widać piętrzącą się nad nami Połoninę Caryńską. Mijamy kamieniołom. Coraz częściej na południu odsłania się Dział. Spośród przydrożnych drzew wyłania się leśniczowka ze sklepikiem i wiatą. Przed słońcem chroni się tam spora grupka. Przekraczamy bramę i uważnie rozglądamy się za miejscem do rozbicia namiotu. Wybieramy kawałek łąki przy jej zachodnim skraju - niedaleko ścieżki do strumienia wijącego się w dole za ogrodzeniem z tyczek. Po zapłacie za nocleg rozbijamy się. W tym samym czasie obok nas ktoś inny przygotowuje sobie schronienie. Cały swój tułaczy dobytek przywiózł na motocyklu. Stojąca w pobliżu maszyna przyciąga mój wzrok. Od zawsze marzyłem o Yamszce Virago, ale byłbym łaskaw zaakceptować każdy inny motocykl, który choć trochę przypominałby chopera. A tu: wspaniała, ogromna Honda. Natchniony tym widokiem idę zamyślony zrobić małe pranie w Prowczy. Przypomniałem sobie cały repertuar dotykający temat motocykli. Jak przypomniałem to i zaśpiewałem - nikogo w jarze nie było, to szkoda było nie wykorzystać panującej tam akustyki. Ostatecznie najbardziej podpasowały mi kawałki Dżemu i Harlemu. Po kilkakrotnym bisowaniu, z już czystymi skarpetkami wspiąłem się na skarpę i przeszedłem pod płotem. Przywitały mnie rozchachane gęby: Artura i owego motocyklisty. Rzeczywiście później przekonałem się jak doskonale niesie się dźwięk z koryta strumienia do miejsca gdzie postawiliśmy namioty.
    Nasz sąsiad okazał się bardzo sympatycznym człowiekiem. W "normalnym" życiu zajmował jakieś wysokie stanowisko - a urlop wykorzystywał na podróż przez południową granicę Polski. Obecnie dosiadał Hondy, ale przyznał się, że zbiera na Harley'a. Późnym popołudniem wybrał się na przejażdżkę. Wrócił wieczorem po objechaniu Połoniny Caryńskiej. W międzyczasie na pole zawitali dość nietypowi goście. Od strony Dwernika zajechał furgon, odsuwają się drzwi i ze środka wypada na ziemię plecak, a za nim z nie mniejszym impetem wielki marynarski wór. Po chwili wychodzi facet, przeciąga się, omija toboły i wchodzi na plac, rozgląda się i staje w geometrycznym środku pola. Z samochodu wychyla się jego towarzyszka, dziękuje kierowcy za podwózkę i na jedno ramię z trudem zakłada plecak, następnie pod drugą pachę bierze wór, który okazał się czteroosobowym namiotem i wygięta z pytającym spojrzeniem kieruje się na swojego kolegę. Ten głową wskazał miejsce, które wybrał pod namiot. Wydając odpowiednie komendy skutecznie doprowadził do postawienia konstrukcji. Pora obiadowa skłania do zrobienia obiadu. Koleżanka chodząc od namiotu do namiotu próbowała pożyczyć jakiś kocher. W końcu wypatrzyła nas. O dziwo zamiast o maszynkę, zapytała: "chłopaki macie może fajki?" Kurcze! nie miała szczęścia - my niepalący. Ale wodę pewnie byśmy jej zagotowali - jednak z obiadem dała sobie już spokój. To nie spodobało się jej partnerowi - zrobił jej scenę na środku pola, następnie urażony zaszył się w namiocie. Poszła na spacer... O zmroku Pan i Władca - jak go zaczęliśmy nazywać - zaczął rozglądać się za partnerką. Noc upłynęła spokojnie - przed snem słuchaliśmy jak przy ognisku gitarzysta intonuje, "Obława, obława na dzikie wilki obława..." ...ale najważniejsze, że Pan i Władca przebaczył partnerce (cokolwiek by to było) - bez krępacji godzili się długo w noc
    Załączone obrazki Załączone obrazki

  4. #4
    Bieszczadnik
    Na forum od
    11.2001
    Rodem z
    Warszawa (Ochota)
    Postów
    2,521

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1999

    Nie czepiam się - Twoja relacja podoba mi się.

    Jedno mnie jednak zastanawia.
    Pisząc - używasz czasu teraźniejszego, i prawidłowo ! To taki styl narracji, obliczony na powiększenie zainteresowania a nawet napięcia u czytających.
    W ślad za tym idą jednak b. szczegółowe opisy Twoich wrażeń w konkretnej chwili, stanu rzeki (wzburzona woda), dróg, wiatru, chmur na niebie - też w danym momencie, czyli prawie że w okamgnieniu.

    Pytam zatem: robiłeś wtedy, 10 lat temu, jakieś notatki (np. prowadziłeś dziennik) ?
    Czy może jest to taka licentia poetica ?
    Serdecznie pozdrawiam
    Stały Bywalec.
    Pozdrawia Was także mój druh
    Jastrząb z Otrytu

  5. #5
    Bieszczadnik
    Na forum od
    08.2008
    Rodem z
    Radom
    Postów
    36

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1999

    Cytat Zamieszczone przez Stały Bywalec Zobacz posta
    Pytam zatem: robiłeś wtedy, 10 lat temu, jakieś notatki (np. prowadziłeś dziennik) ?
    Czy może jest to taka licentia poetica ?

    Nie robiłem notatek. Piszę tylko to co pamiętam, mam też mnóstwo "pamiątek" z tych wędrówek. Suche źdźbła trawy z pierwszych chwil na Połoninie - teraz płaskie jak pergamin - w przewodniku pełnią rolę zakladki - ile razy wyciągałem je i trzymając pod nosem wracałem do tych chwil. A do składni nie przywiązuję wagi - samo to płynie - stąd tyle błędów gramatycznych (i orto też)... To tylko jeden wyczekany i najlepszy tydzień w każdym roku - na co rezerwować szufladki w głowie jak nie na te chwile? Jest też Artur - praktycznie cały dzień jesteśmy w kontakcie przez GG - często go pytam o coś co mi umkęło... (np. o to kim był i jak sie tam znalazł ten motocyklista z ostatniego postu).

    A na punkcie Yamachy do dzisiaj mam hopla - na szczęście dość mocno staniały - kto wie...
    Pozdrawiam.
    Ostatnio edytowane przez Eggstwo ; 28-03-2009 o 21:37

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •