Strona 1 z 3 1 2 3 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 1 do 10 z 21

Wątek: Bieszczady 1999

  1. #1
    Bieszczadnik
    Na forum od
    08.2008
    Rodem z
    Radom
    Postów
    36

    Domyślnie Bieszczady 1999

    "Wyjazd w dniu 15.07.1999 ważny do: 16.07.1999 Od: Radom przez Rzeszow*Jasło*Sandomierz*Stalowa Wola Rozw. Do Zagórz" Kolejny raz patrzę na bilet i jeszcze nie dociera do mnie, że oto dokładnie rok po pierwszej wyprawie, ponownie stoimy na drugim peronie radomskiego dworca oczekując niecierpliwie na przyjazd pociągu z Warszawy. Nie zmarnowałem tych dwunastu miesięcy. Kupiony w lutym przewodnik Bosza, wertowany dziesiątki razy znam na pamięć. Teraz dobrze wiemy gdzie chcemy iść i co zobaczyć. Wyobraźnia posiłkowana nielicznymi zdjęciami tygodniami pracuje na pełnych obrotach: Połoniny, dolina Sanu, Łopienka... będzie wspaniale. Musi być! Śledzone od kilku tygodni prognozy pogody były dla nas optymistyczne: po kilkunastu dniach przelotnych opadów miała nadejść słoneczna aura - gdzie ten pociąg?! Jesteśmy o klasę lepiej wyposażeni: jeszcze pachnące nowością plecaki, lekki, niewielki namiot - ciemny - będzie dobrze maskował się w noclegach "na dziko",1kg butla gazowa z palnikiem, nie wspominając o tak podstawowych rzeczach jak karimaty, mocna latarka i najnowsze mapy (oklejone całkowicie przezroczystą taśmą klejącą - sposób prymitywny ale skuteczny na zabezpieczenie przed wilgocią, czy rozdarciem :) ). Na peronie poruszenie - oprócz nas kilkadziesiąt osób tej nocy zaczynało swoją przygodę - ostrzegawczy dźwięk i za chwilę obserwujemy jak bardzo zatłoczonym składem przyjdzie nam podróżować. Pociąg zatrzymuje się, otwierają się okna, spoglądają na nas twarze ludzi, których może spotkamy na szlaku - wtedy pewnie pozdrowimy się - teraz trwa prawie batalia aby gdzieś, w jakimś przedziale zamelinować się lub chociaż upchnąć swoje rzeczy na półkach. Zajmujemy miejsce w przedziale z pasażerami w średnim wieku - wyglądają na rozrywkowych, szczególnie jeden pan, sypiący dowcipami typu: "Ile kroków robi wróbelek na minutę?" Czy ktoś z Was wie? Podróż mija spokojnie - oczywiście spać się nie da, noc jest krótka. Od Sanoka spalinowa lokomotywka niemiłosiernie długo ciągnie wagony - Zagórz tak blisko, przedziały luźne - połowa podróżnych wysiadła w Sanoku... W końcu o godzinie 7:50 docieramy na miejsce. Rok temu zaczęła się wędrówka - tym razem szybko szukamy odpowiedniego autobusu. "Przez Rajskie?" Kierowca zajęty wydawaniem biletów kiwnął głową. Wsiadamy, kupujemy bilety (5zł 50gr). Patrzę na wydrukowany dystans: 48km... Niemożliwe! Aż tyle? Toż to z godzinę zajmie.
    Dwie godziny później zbieramy się do wyjścia :). W czasie jazdy obserwowaliśmy drogę, którą tak dobrze znamy - mamy ją w nogach. Wszystko wraca. To nie będzie nowa wyprawa - to będzie ciąg dalszy przygody ......

  2. #2
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1999

    Cytat Zamieszczone przez Eggstwo Zobacz posta
    [I]" (oklejone całkowicie przezroczystą taśmą klejącą - sposób prymitywny ale skuteczny na zabezpieczenie przed wilgocią, czy rozdarciem :) ).
    najlepszy!!! :) zgadnij co robilam zanim teraz siadlam do kompa??? :)
    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  3. #3
    Bieszczadnik
    Na forum od
    08.2008
    Rodem z
    Radom
    Postów
    36

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1999

    hehe gdyby procedura patentowa byłaby prostsza, życie wielu turystów plecakowych odmieniłoby się . Od zabezpieczenia siebie, dobytku na plecach do technik maskowania na biwaku. Każdy ma jakieś swoje, wypróbowane sposoby aby z gór wyjść cało...
    Ostatnio edytowane przez Eggstwo ; 27-03-2009 o 23:01

  4. #4
    Bieszczadnik
    Na forum od
    08.2008
    Rodem z
    Radom
    Postów
    36

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1999

    16 lipca 1999 Piątek
    Autosan zjechał szosą w dół, przejechał po moście na Sanie i zniknął za zakrętem drogi. My niespiesznie, sycąc wzrok tak upragnionym widokiem, pokonywaliśmy kolejne metry dzielące nas od drogi do Studennego.
    Po minięciu ośrodków wczasowych droga wspina się nieco. Pamiętałem San z jego krystaliczną wodą. To co zobaczyłem w dole tym razem, wprawiło mnie w osłupienie. Na całej szerokości rzeka toczyła jasnobrązowe wody - efekt kilkudniowych opadów. "Ładne powitanie" Niebo zasnute było chmurami, deszcz wisiał w powietrzu. Było duszno. Przy moście w Studennym przebrałem się, zmieniłem buty. Po śniadaniu ruszyliśmy dalej. Pół godziny później wyszliśmy z zarośli na łąki Tworylnego. Słońce też wyszło i jednocześnie zaczęło padać - niewielki przelotny deszcz, ale zrobiło się jeszcze bardziej parno. Chatka Prominenta zapraszała do środka, za nią aleja dworska. Nie wiem czemu, ale Tworylne kojarzy mi się własnie z tymi drzewami. Nie z filarami stodoły czy miejscem po cerkwi. Może dlatego, że te drzewa wciąż tam żyją?
    Mijamy schody "donikąd", cmentarze - Artur główną drogą, ja obchodze je po wschodniej stronie. Skręcamy zgodnie z drogą w lewo. Bobry jeszcze tu nie dotarły. Wtedy nieliczne kolonie trzeba było chronić w rezerwacie (w Uhercach). Dzisiaj bestie mają się dobrze, przysparzając - jak czytam w Waszych relacjach - nie lada kłopotu wędrowcom . Mam nadzieję, że podobnie będzie z wilkami.... Wczesnym popołudniem docieramy do drogi w Krywem wiodącej do zniszczonego mostu. Kierujemy się w drugą stronę. Wszędzie słychać cykanie owadow, łąka żyje. Pomiędzy drzewami w zaroślach widać stojące słupy z lampami i nic co by miały oświetlać. Swoją ciekawość zaspokoiłem w zeszłym roku: były tam pozostałe stodoły PGRu. O ile dobrze pamiętam było ich trzy w dolinie - pozostała jedna użytkowana przez państwa Majsterków. Skręcamy w ścieżkę prowadzącą do stóp wzgórza cerkiewnego. Na Diłok dostaliśmy się wschodnim zboczem na przełaj brnąc przez trawy. Niby tylko (i aż) mury, a jak doskonałą sposobność do refleksji dają - ile ludzkich nadziei, próśb i dziękczynień do Boga tam wznoszono. Niestety nie wszyscy przybywający potrafią to uszanować. Jednocześnie smutny jest proces samoistnego niszczenia Świątyni - wystarczy wspomnieć o zwieńczeniu okna na wprost wejścia...
    Trochę sentymentalne ten opis mi wyszedł :) - ale trasa pokonywana tego dnia skłania ku temu. Wróciliśmy do drogi wiodącej na Szczołb. Niebo już całkiem się przetarło z chmur. Dziwne, ale tym razem podczas podchodzenia na wzgórze nie czułem się już takim "intruzem" jak rok wcześniej. Otryt wydawał mi się bardziej przyjazny a wiatr, który pojawił się jak wtedy - znienacka - przyjemnie chłodził - nie "kazał" wyciągać zimowej czapy :). Nasz pierwszy nocleg zaplanowaliśmy w znanym już miejscu. Polanka na Szczołbie nie zmieniła się przez te kilka miesięcy. Po kolacji szybko zasnęliśmy - jeszcze widno było, brak snu poprzedniej nocy dał się we znaki. Jak zza ściany dotarł jeszcze do mnie odgłos jadącego - za drzewami powyżej - samochodu w stronę Krywego - pewnie pani Tosia wracała do domu....... Dobranoc.
    Załączone obrazki Załączone obrazki

  5. #5
    Kronikarz Roku 2010
    Awatar bertrand236
    Na forum od
    07.2004
    Rodem z
    Poznań
    Postów
    4,224

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1999

    Cytat Zamieszczone przez Eggstwo Zobacz posta
    "..... Kupiony w lutym przewodnik Bosza, wertowany dziesiątki razy znam na pamięć.
    Nie, żebym się czepiał. Chcę się upewnić: Bosza, czy Rewasza, kupiony w księgarni Bosza?
    Pozdrawiam
    bertrand236

  6. #6
    Bieszczadnik
    Na forum od
    08.2008
    Rodem z
    Radom
    Postów
    36

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1999

    Wydawcami są: BOSZ S.C. oraz Oficyna Wydawnicza REWASZ , opracowany przez Pawła Lubońskiego. Użyłem skrótu myślowego - ten przwodnik to już dzisiaj klasyk - teksty na niektórych stronach internetowych poświęcone Bieszczadom są żywcemz niego skopiowane. Wtedy był "ciepłą bułeczką" - rok wydania 1998.
    Dziękuję za czujność - wszelkie uwagi mile widziane - tylko bardzo mądrzy ludzie się nie mylą, więc i my się nie będziemy myli .
    Pozdrawiam.

  7. #7
    Bieszczadnik
    Na forum od
    08.2008
    Rodem z
    Radom
    Postów
    36

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1999

    17 lipca 1999 Sobota
    Nie wiem, która była godzina... ok. szóstej? Nieco skostniały wyskoczyłem z namiotu. Spoglądam na Krywe. Mgły jak mleko, wypełniają całą dolinę. Aby nie "wylały się" ktoś rozważnie postawił kawał wału górskiego za Sanem - teraz jego wystający grzbiet wydaje się być zawieszony w powietrzu. Wołam Artura żeby to zobaczył... Długo nie może się przemóc, aby opuścić ciepły śpiwór. Śniadanie przyrządzamy bez pośpiechu - i tak musimy poczekać aż wyschnie namiot. Jego mała waga i wymiary były wynikiem kompromisu - jednowarstwowa powłoka - dodatkowo przed wyjazdem zaimpregnowana - nie dawała dobrego schronienia przed wilgocią. Rano wszystkie rzeczy w środku były wilgotne - jednak i z tym nauczyliśmy się sobie radzić. Najważniejsze było, że mieści się do plecaka i nie zabiera tam dużo miejsca. Spakowaliśmy się i opuściliśmy gościnną łączkę (kolejny raz na nocleg zawitałem tam trzy lata później - na drzewach wtedy już były znaki szlaku poprowadzonego jej górnym skrajem). Idąc na południe osiągamy stokówkę. Kierunek na Zatwarnicę. Nie było śladu po wczorajszych chmurach - zapowiadał się słoneczny, upalny dzień. Po godzinie docieramy do Zatwarnicy. Idziemy do sklepu (teraz to Stokrotka). Jedyną rzeczą do jedzenia jaką kupowaliśmy w czasie tej wyprawy był chleb. Mając w perspektywie jutrzejszą niedzielę wzięliśmy dwa bochenki. Klapnęliśmy po przeciwnej stronie drogi, na ławeczce przy drugim sklepie (taka zielona budka) - chyba był już nieczynny. Po chwili ktoś dosiadł się do nas: chłopak szedł w stronę hotelu z torbą pełną butelek, podzieliliśmy się z nim kawałkiem cienia. Chyba z wdzięczności zaofiarował się poczęstować nas piwem. Przyznał się, że od kilku dni mieszka w hotelu i jak na razie nie udało mu się dotrzeć dalej jak do sklepu... A tak kusi Połonina... może jutro znowu spróbuje. Pomiędzy drzewami naprzeciwko nas na pieńkach i trawie siedziało kilku mężczyzn - miejscowi. Niespiesznie rozprawiali, co jakiś czas nawiedzając sklep. Ich czas biegł nieco wolniej od naszego. Zwolniliśmy ławeczkę i udaliśmy się w górę Zatwarnicy. Minąwszy hotel odbiliśmy w lewo. Idąc w górę potoku Hylaty dotarliśmy do wodospadu. Nie przepuściliśmy okazji do kąpieli. Przez długi czas nikt inny się nie pojawił. Dziwne, bo jest to dość licznie odwiedzane miejsce. W planach było dotarcie do drogi wiodącej przez przełęcz pomiędzy Dwernikiem i Jawornikiem do Nasicznego. Coraz bardziej zbliżaliśmy się do granicy Parku Narodowego. Niełatwo mi było odnaleźć tą drogę . W lewo odbijało kilkanaście ścieżek co paręset metrów. Większość rozjechanych przez strzęt zrywkowy. Ostatecznie zawróciliśmy i udaliśmy się spowrotem - do mostu na Sanie. Woda w rzece odzyskała klarowność. Mijamy cerkiew w Chmielu i docieramy do skrzyżowania z szosą do Berehów. Idziemy w stronę Dwernika. Powoli rozglądamy się za jakimś miejscem na biwak. Mijamy budynek kościoła w Dwerniku. Sprawdzam godzinę porannej Mszy. W pewnym momencie znaki zielonego szlaku prowadzącego do Koliby skręcają w lewo, przcinając zagajnik. Obok zardzewiały zbiornik na ropę z kranem... Tu się zatrzymujemy. wybieramy wysoką trawę ok 100m od szlaku. Czekamy, aż zrobi się szaro i w półmroku rozbijamy namiot. Psy z pobliskiego gospodarstwa wyniuchały naszą obecność - do późnych godzin słychać było ujadanie jakiegoś Burka - ten biwak był chyba za blisko wsi.
    Załączone obrazki Załączone obrazki

  8. #8
    Bieszczadnik
    Na forum od
    08.2008
    Rodem z
    Radom
    Postów
    36

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1999

    18 lipca 1999 Niedziela
    Na 8.30 idę do kościoła w Dwerniku. W czasie ogłoszeń ksiądz prosi parafian aby "któregoś dnia wzięli trochę ropy i zakonserwowali nowo postawione ogrodzenie przykościelnego parkingu". To takie oczywiste - czego jak czego, ale ropy ci tutaj dostatek. Po Mszy wracam do namiotu - Artur jeszcze drzemie. Słońce po porannym zachmurzeniu zaczyna znowu mocno dogrzewać. Śniadanie: chleb z pasztetem z puszki popijany herbatą - trochę za gorącą. Na szlaku z Koliby zrobił się ruch. Co chwilę wychodzi z lasu grupka wędrowców. Wczoraj to miejsce wydawało się lepeiej ukryte. Po dziesiątej ruszamy w stronę Nasicznego. Wędrówka nie przysparza żadnych trudności, W Tatry zabierałem zawsze jakieś mocne buty na grubej podeszwie. Takie trapery miały jedną wadę: wagę - jednak tam raczej nie dźwigało się dobytku na plecach, więc nie było to specjalnie uciążliwe. W Bieszczadach od zawsze chodzę w obuwiu roboczym - "przemysłowe obuwie z antypoślizgową, antyolejową, antygrzybiczną, kwasoodporną, wzmocnioną i antyprzebiciową podeszwą bez metalowego podnoska oraz wysokimi holewkami". Był czas, że miałem do nich nieograniczony dostęp, więc od lat na każdą wyprawę idę w nowych buciorach. Nigdy jeszcze nie doświadczylem w nich obtarć, czy jakichś innych usczerbków na zdrowiu. Wybierałem zawsze takie, które przy solidnej konstrukcji były najlżejsze. NIe rozwaliły się też nigdy przed powrotem. Upał doskwiera niemiłosiernie - słońce świeci nam prosto w twarze. Wchodzimy do Nasicznego, są kaskady - woda wyśmienita - bez kąpieli dzień byłby stracony. Zresztą nie tylko ja doszedłem do takiego wniosku. Kilka osób już zajęło wyżej położone skałki. Po godzinie jesteśmy w dalszej drodze. Teraz to już bajka. W pewnym momencie widać piętrzącą się nad nami Połoninę Caryńską. Mijamy kamieniołom. Coraz częściej na południu odsłania się Dział. Spośród przydrożnych drzew wyłania się leśniczowka ze sklepikiem i wiatą. Przed słońcem chroni się tam spora grupka. Przekraczamy bramę i uważnie rozglądamy się za miejscem do rozbicia namiotu. Wybieramy kawałek łąki przy jej zachodnim skraju - niedaleko ścieżki do strumienia wijącego się w dole za ogrodzeniem z tyczek. Po zapłacie za nocleg rozbijamy się. W tym samym czasie obok nas ktoś inny przygotowuje sobie schronienie. Cały swój tułaczy dobytek przywiózł na motocyklu. Stojąca w pobliżu maszyna przyciąga mój wzrok. Od zawsze marzyłem o Yamszce Virago, ale byłbym łaskaw zaakceptować każdy inny motocykl, który choć trochę przypominałby chopera. A tu: wspaniała, ogromna Honda. Natchniony tym widokiem idę zamyślony zrobić małe pranie w Prowczy. Przypomniałem sobie cały repertuar dotykający temat motocykli. Jak przypomniałem to i zaśpiewałem - nikogo w jarze nie było, to szkoda było nie wykorzystać panującej tam akustyki. Ostatecznie najbardziej podpasowały mi kawałki Dżemu i Harlemu. Po kilkakrotnym bisowaniu, z już czystymi skarpetkami wspiąłem się na skarpę i przeszedłem pod płotem. Przywitały mnie rozchachane gęby: Artura i owego motocyklisty. Rzeczywiście później przekonałem się jak doskonale niesie się dźwięk z koryta strumienia do miejsca gdzie postawiliśmy namioty.
    Nasz sąsiad okazał się bardzo sympatycznym człowiekiem. W "normalnym" życiu zajmował jakieś wysokie stanowisko - a urlop wykorzystywał na podróż przez południową granicę Polski. Obecnie dosiadał Hondy, ale przyznał się, że zbiera na Harley'a. Późnym popołudniem wybrał się na przejażdżkę. Wrócił wieczorem po objechaniu Połoniny Caryńskiej. W międzyczasie na pole zawitali dość nietypowi goście. Od strony Dwernika zajechał furgon, odsuwają się drzwi i ze środka wypada na ziemię plecak, a za nim z nie mniejszym impetem wielki marynarski wór. Po chwili wychodzi facet, przeciąga się, omija toboły i wchodzi na plac, rozgląda się i staje w geometrycznym środku pola. Z samochodu wychyla się jego towarzyszka, dziękuje kierowcy za podwózkę i na jedno ramię z trudem zakłada plecak, następnie pod drugą pachę bierze wór, który okazał się czteroosobowym namiotem i wygięta z pytającym spojrzeniem kieruje się na swojego kolegę. Ten głową wskazał miejsce, które wybrał pod namiot. Wydając odpowiednie komendy skutecznie doprowadził do postawienia konstrukcji. Pora obiadowa skłania do zrobienia obiadu. Koleżanka chodząc od namiotu do namiotu próbowała pożyczyć jakiś kocher. W końcu wypatrzyła nas. O dziwo zamiast o maszynkę, zapytała: "chłopaki macie może fajki?" Kurcze! nie miała szczęścia - my niepalący. Ale wodę pewnie byśmy jej zagotowali - jednak z obiadem dała sobie już spokój. To nie spodobało się jej partnerowi - zrobił jej scenę na środku pola, następnie urażony zaszył się w namiocie. Poszła na spacer... O zmroku Pan i Władca - jak go zaczęliśmy nazywać - zaczął rozglądać się za partnerką. Noc upłynęła spokojnie - przed snem słuchaliśmy jak przy ognisku gitarzysta intonuje, "Obława, obława na dzikie wilki obława..." ...ale najważniejsze, że Pan i Władca przebaczył partnerce (cokolwiek by to było) - bez krępacji godzili się długo w noc
    Załączone obrazki Załączone obrazki

  9. #9
    Bieszczadnik
    Na forum od
    11.2001
    Rodem z
    Warszawa (Ochota)
    Postów
    2,504

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1999

    Nie czepiam się - Twoja relacja podoba mi się.

    Jedno mnie jednak zastanawia.
    Pisząc - używasz czasu teraźniejszego, i prawidłowo ! To taki styl narracji, obliczony na powiększenie zainteresowania a nawet napięcia u czytających.
    W ślad za tym idą jednak b. szczegółowe opisy Twoich wrażeń w konkretnej chwili, stanu rzeki (wzburzona woda), dróg, wiatru, chmur na niebie - też w danym momencie, czyli prawie że w okamgnieniu.

    Pytam zatem: robiłeś wtedy, 10 lat temu, jakieś notatki (np. prowadziłeś dziennik) ?
    Czy może jest to taka licentia poetica ?
    Serdecznie pozdrawiam
    Stały Bywalec.
    Pozdrawia Was także mój druh
    Jastrząb z Otrytu

  10. #10
    Bieszczadnik
    Na forum od
    08.2008
    Rodem z
    Radom
    Postów
    36

    Domyślnie Odp: Bieszczady 1999

    Cytat Zamieszczone przez Stały Bywalec Zobacz posta
    Pytam zatem: robiłeś wtedy, 10 lat temu, jakieś notatki (np. prowadziłeś dziennik) ?
    Czy może jest to taka licentia poetica ?

    Nie robiłem notatek. Piszę tylko to co pamiętam, mam też mnóstwo "pamiątek" z tych wędrówek. Suche źdźbła trawy z pierwszych chwil na Połoninie - teraz płaskie jak pergamin - w przewodniku pełnią rolę zakladki - ile razy wyciągałem je i trzymając pod nosem wracałem do tych chwil. A do składni nie przywiązuję wagi - samo to płynie - stąd tyle błędów gramatycznych (i orto też)... To tylko jeden wyczekany i najlepszy tydzień w każdym roku - na co rezerwować szufladki w głowie jak nie na te chwile? Jest też Artur - praktycznie cały dzień jesteśmy w kontakcie przez GG - często go pytam o coś co mi umkęło... (np. o to kim był i jak sie tam znalazł ten motocyklista z ostatniego postu).

    A na punkcie Yamachy do dzisiaj mam hopla - na szczęście dość mocno staniały - kto wie...
    Pozdrawiam.
    Ostatnio edytowane przez Eggstwo ; 28-03-2009 o 21:37

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •