Kotów nie widziałam - naprzeciw hoteliku był sympatyczny piesek - podobny troszkę do owczarka collie
Serdecznie pozdrawiam
Stały Bywalec.
Pozdrawia Was także mój druh
Jastrząb z Otrytu
Właśnie wróciłam z Tarnawy.
Hotelik w najlepsze działa i co ważne - wszystko jest po staremu. Pani Magda, która mieszka naprzeciwko hoteliku i zajmuje się końmi posiada kicię łaciatą biało czarną. Ta kotka ostatnio urodziła czwórkę podobnych dzieci (jest jeden tygrysek). Ojciec nieznany.
Kocur czarny, który regularnie dbał o rozwój populacjii kotów na Tarnawie, niestety zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Tak więc wszystko jest jak dawniej. Co ciekawe, w rowie naprzeciw hoteliku kwitną kaczeńce a wśród nich codziennie wyrastają maślaki.
I co tu dodać... Niebo nocne na Tarnawie bardziej białe od gwiazd niż czarne; w dzień - jakby ktoś cały ten skrawek ziemi nakrył niebieskim kloszem... Na nieuczęszczanej drodze na Sokoliki odbite w resztkach błota olbrzymie łapy niedźwiedzia...
Nie potrafię tak jak WUKA ubrać w słowa tego piękna, tej ciszy będącej równocześnie koncertem świerszczy, tego majestatu przyrody.
Tak strasznie mi teraz źle, tak ciężko w tym Krakowie i pewnie dlatego nie zdecydowałabym się na zabranie z Tarnawy któregoś z nowo narodzonych kotów, aby nie odbierać im tej ich kociej szczęśliwości, tego raju dzieciństwa, który teraz przeżywają.
Oby jak najdłużej...
Właśnie wróciłem z Tarnawy.
W hoteliku nie ma nikogo ....i nie ma wolnych miejsc. Wszystkie zostały zarezerwowane dla gości weselnych (które odbywało się w Mucznem)
Warto być przygotowanym na takie sytuacje.
Może tak. Ale po pierwsze - żaden z nich nie dał się złapać, a po drugie - pani Magda jest nie tylko miłośniczką koni, ale też wszystkich żywych stworzeń.
Jestem w 100% pewna, że spokojnie przetrwają zimę w jej małym domku.
Zresztą wybieram się do Tarnawy na przełomie września i października, więc sprawdzę jak cała kocia sprawa wygląda.
Co do szans przeżycia kota przeniesionego z jego naturalnych wiejskich, warunków miałam już doświadczenie niefajne bardzo; miałam Kicię urodzoną pod Tarnowem... Żyła na siódmym piętrze bez żadnego kontaktu z naturą.
Była okropnie nieszczęśliwa, ale regularne wizyty u weterynarza miały zapewnić jej - jak piszesz - kilkunastoletni żywot. Niestety, w wieku dziewięciu lat zachorowała na raka i musieliśmy Ją uśpić. Chyba nie muszę Ci tłumaczyć, jakie to było ciężkie, jakie straszne.
Fajnie jest w pejzażu bieszczadzkim zachwycić się "kicią" .
Zabrać ją w dalekie miasto, to tak jakby ukochane Bieszczady przenieść w swoją codzienność; to jest dla NAS dobre, ale niekoniecznie dla kota![]()
Ja mam w domu bieszczadzkiego hultaja, teraz w wieku ok. 15 m-cy, zabranego z Bieszczad w wieku ok. 3 m-cy.
Nie dostrzegam, aby cierpiał. Jest b. żywotny, strasznie rozrabia, gryzie i drapie, żre jak górnik przodowy (a mimo to nie jest otyły).
A wiesz, jak to jest przyjemnie, gdy się takie miłe, żywe kocie futerko przytuli do twarzy ? Od razu pachnie Bieszczadami.
A zresztą możesz się sama przekonać, gdy wpadniesz we wrześniu na dokończenie VIII KIMB w Sękowcu.
Tradycyjnie przyjeżdżam bowiem w Bieszczady z kotem.
PS
W tej chwili mi wskoczył na kolana i zaczął mruczeć.
Eh, Doroto, masz czego żałować !
.
Serdecznie pozdrawiam
Stały Bywalec.
Pozdrawia Was także mój druh
Jastrząb z Otrytu
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki