Piątkowy wieczór. Wszelkie prognozy pogody nie pozostawiały złudzeń. Ten zbliżający się majowy łikend miał być pełen mokrych chmurek z których co pewien czas wyskakiwały piorunki.
Po obejrzeniu ich na ekranie pozostało tylko podjąć jedyną właściwą decyzję - jedziemy w Bieszczady.
Sobota obudziła się przykryta mocną kołderką chmur, z których - o dziwo - nic nie przeciekało. W Polańczyku Stanica zamknięta na cztery spusty mimo że jest już 11-sta. Pewnie nikt tu nie wieży w turystów w taką pogodę.
Poranną kawę trzeba było wypić gdzie indziej i ruszyć na punkt startu którym tym razem jest Studenne.
Wyciągamy z samochodu rowerki i ruszamy na pętelkę.
Zakładki