Co do lokalizacji mojej szkoły średniej - pudło. Radom to ani wschód, ani ziemie tzw. odzyskane.
Ale to moje liceum było rzeczywiście świetne.
Zapomniałeś o jeszcze jednym ważnym źródle edukacji historycznej w czasach PRL - radiowych rozgłośniach zachodnich (RWE, Głos Ameryki i in.). Słuchali ich wszyscy, z aktywistami partyjnymi włącznie. Owszem, działały różne zagłuszarki, ale nie do końca skutecznie, raczej tylko przeszkadzały niż uniemożliwiały odbiór.
Co zaś do cenzury (b. GUKPiW), to sprawa jest złożona, warta dyskusji w nowym wątku w dziale OT (może go kiedyś założę, chyba że ktoś mnie w tym uprzedzi). Na pewno źle, że cenzura w ogóle była, bo jej być nie powinno - z tym się absolutnie zgadzam.
Natomiast co do podręczników szkolnych, to ich treść - pomijająca pewne fakty historyczne lub je źle interpretująca - nie wynikała z cenzury, lecz po prostu z polityki ówczesnego państwa. Do podręczników zredagowanych przez dyspozycyjnych pedagogów cenzor już zaglądał tylko pro forma, raczej nie miał tam nic do roboty.
Podobnie dzieje się obecnie dziś, nie tylko w zakresie redakcji podręczników, ale też np. przy tworzeniu dzieł sztuki powszechnego odbioru, m.in filmów.
Ostatnio o mało co szlag mnie nie trafił, gdy oglądałem film o generale Fieldorfie ("Nilu"). Film doskonały warsztatowo - bardzo mi się spodobał jako film.
Natomiast mam pretensję do autora scenariusza, reżysera i producenta (który z nich zawinił ?) za manipulację historyczną polegającą na pominięciu pewnych ważnych - w kontekście scenariusza filmu - faktów, a mianowicie:
- do rehabilitacji generała Fieldorfa doszło już w 1956 r. (sprawdź w encyklopedii), ta druga - z 1989 r. - miała charakter bardziej historyczny niż prawny,
- wprawdzie w końcowych napisach poinformowano, że gen. Jaruzelski ufundował "Nilowi" pomnik na cmentarzu, ale nie podano, iż uczynił to już w latach 70.,
- w filmie jest b. wyrazisty wątek nt. szykan ekonomicznych rodziny Fieldorfów przez UB i w ogóle przez administrację (bo to prawda), ale już ani jednym słówkiem czy końcowym napisem nie napomknięto, że pani Fieldorfowa brała po 1956 r. aż do śmierci generalską rentę rodzinną.
A przecież ów film zalecany jest w szkołach dla uczniów jako uzupełnienie wiedzy historycznej. I dzisiejszy nastolatek dowie się z niego, że na rehabilitację ofiar UB to trzeba było czekać aż do końca epoki PRL. Przecież podobnej manipulacji nie powstydziłaby się b. cenzura, a i to jeszcze ta z epoki przedgierkowskiej.
Cholera, jak odbiegłem od głównego tematu (nb. przez siebie zainicjowanego).
Żeby więc do niego wrócić: sprawa konfliktu polsko - ukraińskiego, w tym bratobójczych mordów podczas II w. św. i po niej, nie była nagłaśniana w czasach PRL z przyczyn politycznych ("przyjaźn" z Wielkim Bratem, w skład którego wchodziła przecież USRR), ale wiedza o niej była. Traktowały o tym publikacje stricte naukowo - historyczne (np. Polskiej Akademii Nauk).
Co pewnien czas "Polityka", "Kultura" czy "Przegląd Tygodniowy" też się na coś odważyły.
A i nauczyciele nic na owych "kółkach historycznych" nie ryzykowali, gdy opowiadali (w tzw. rozszerzonym programie) o rzeziach wołyńskich. Natomiast studenci historii się wręcz o tym uczyli na uniwersytetach - a przynajmniej na UW, gdzie studiowała moja jeszcze licealna koleżanka, z którą często dyskutowaliśmy nt. "białych plam" w historii Polski (i nie tylko).
Wynika z tego, iz Twoja "historyca" ze szkoły średniej po prostu nie miała odpowiedniego wykształcenia. Była w ogóle mgrem historii ?
Zakładki