co napisał diabeł-1410 i Henek, prawdą jest. Napiszę tu o mych "spotkaniach" z Ukraińcami na Dolnym Śląsku, latem 1978-go roku, gdym pracował ciężko w miejscowości J****, od 6-ej do 18-ej, dzień w dzień, z "tubylcami", przesiedlonymi po wojnie z jakże opłakiwanej, ponoć, ziemi.
Tematów politycznych nie było, nie było narzekań i obwiniań wzajemnych, różnic w wierze, liczyła się kasa, 70 zeta ówczesnych na godzinę, codzienne poranne marsze z jutowym worem zwrotnych butelek po przepysznym lokalnym jabolu, bania od rana i harówa, kończona na wieczór w pakamerze wódą żytnią pitą szklankami, dokańczano się w domu już, kolejnymi szklanicami.
Za odciski na łapach i nie wiem za co jeszcze, Ukraińcy chcieli mnie swatać, "zostań z nami, dobrze ci będzie, zobacz tu chałupę masz i tę kobitę młodą".
Jednak "tamtejsze środowisko nie odpowiadało mi".
W roku 1979 latem, na Mazurach, już jako prosty turysta, czyli, dajmy na to, "Mazur", ROTFL, miałem okazję poznać nocną porą lokalną elitę, jak się okazało, potomków, wysiedlonych z jakże opłakiwanej ziemi, Ukraińców, trudniących się okradaniem obcokrajowców z czego się dało, głównie z dżinsów, wiadomo, 20$ to pół albo cała ówczesna pensja była, które to Ukraińce w stanie upojenia wlazły na pole biwakowe, by pobić i okraść obcych, czyli nas.
Się bardzo zdziwiliśmy ich postawą i po prostu polaliśmy im po kubku gorzały, no bo "o czym, kuchfa, tu pitolicie", która okazała się gwoździem do trumny - ich alkoholowy zgon.
Świtem byliśmy najlepszymi kumplami, przez miesiąc wizyt wspominali, jak im polaliśmy zdrowo, podczas rozmów na różne tematy nigdy nie było sporu polityczno/religijno/wspominkowego.
Były i inne spotkania. Jednak ...
To nie malutcy, jak my, naonczas i teraz, rządzą światem, "wybierają" przywódców![]()
Zakładki