Nie czuję się na siłach aby oceniać czy Gary Moore grał "komerchę" czy nie .Faktem jest jego prawie 40 lat estradowej działalności w pierwszej lidze bluesa.Na największych scenach,z największymi nazwiskami z bogatym dorobkiem płytowym.Odszedł jeden z tych autentycznych ludzi zatracających się w graniu "do końca".Nie był pozerem ani efekciarskim gitarzystą mimo wyraźnych inklinacji rockowych,nie był "czystym" bluesmenem i może stąd dla niektórych taki obraz trąci "komerchą" .Jednak mnie to w niczym nie przeszkadza i słuchając np.jego duetu z Albertem Kingiem to wszystko jest nieistotne bo zostaje muzyka
http://www.youtube.com/watch?v=6V48_CvbHP8
Zakładki