
Zamieszczone przez
Gazeta Wyborcza Rzeszów
Strażacy i służby ochrony środowiska mają nadzieję, że kolejny wyciek substancji ropopochodnych z kutra Posejdon nie spowodował zagrożenia dla Zalewu Solińskiego.
- Działaliśmy dosyć szybko i myślę, że udało nam się zebrać cały olej napędowy, który rozlał się na wodzie. Rozprzestrzenianie się plamy o długości około 700 metrów ograniczaliśmy zaporami, na olej sypaliśmy specjalny sorbent wchłaniający ropę i wszystko to zbieraliśmy. Pożyczyliśmy dwie zapory, w sumie mieliśmy kilkaset metrów zapór - mówi brygadier Mariusz Bieńczak, który 17 czerwca kierował akcją ratowania przed skażeniem Zalewu Solińskiego.
Przed południem przy brzegu w Polańczyku zatonął 12-metrowy kuter Posejdon. Statek poszedł na dno, a z jego wnętrza mogło się wylać, według strażaków, kilkadziesiąt litrów paliwa.
Tydzień wcześniej z Posejdona też wyciekło paliwo i rozlało się po wodach zalewu. Strażakom udało się zebrać zanieczyszczenie z powierzchni wody. Nie doszło do skażenia ani wody, ani terenu. O tym, czy teraz doszło do skażenia, będzie wiadomo za kilka dni, gdy będą znane wyniki badań wykonanych przez Inspekcję Ochrony Środowiska.
Dochodzenie w sprawie zatonięcia Posejdona prowadzi policja pod nadzorem leskiej prokuratury. Policjanci muszą wyjaśnić, jak doszło do zatonięcia kutra. Za pierwszym razem do wycieku doszło, bo na skutek obniżenia się poziomu wód w zalewie dziób Posejdona osiadł na mieliźnie, a rufę zalała woda. Kuter został wtedy wyciągnięty na brzeg, potem znów znalazł się na wodzie. 17 czerwca rano Posejdon został sprzedany za około 100 zł. Stary właściciel zapewnia, że gdy sprzedawał kuter, był on szczelny. Nowy właściciel poinformował strażaków, że nie zdążył przyjrzeć się statkowi, zanim ten zatonął. Nieoficjalnie nie wyklucza się celowego zatopienia kutra.
Posejdon nie mógł pływać po zalewie. Nie był dopuszczony do żeglugi, bo nie miał ważnych badań technicznych, nie był zarejestrowany w Urzędzie Żeglugi Śródlądowej. Statek stał przy kei od 2001 roku.
Zakładki