Moja własna relacja z VIII KIMB, a nawet z całego pobytu w Bieszczadach w dn. 11 - 20 maja 2009 r.
Proszę nie zaciskać pięści, tematu "rozliczenia absencji" tu nie poruszę, poświęciłem mu odrębny wątek pt. "Bądźmy poważni".
Relację z pobytu w Bieszczadach zamieszczam w dziale KIMB, a nie w części forum specjalnie poświęconej takim relacjom, ponieważ mój tegoroczny pobyt majowy okazał się nierozerwalnie związany z KIMB oraz ludźmi z Naszego Forum. Nie było dnia, abym nie miał kontaktu z kimś z Forum. O tym już za chwilę.
Zanim jednak zacznę swoje sprawozdanie wg schematu "dzień po dniu", nie mogę oprzeć się znanej skądinąd refleksji, że świat jest taaaki ... mały. Przekonałem się o tym, zresztą nie pierwszy raz w życiu, teraz w Ustrzykach Górnych.
Wydawałoby się np., że cóż znowu takiego może łączyć mnie z kolegami Andrzejem627 i Długim, poza wspólnym członkostwem Forum i przybliżonym wiekiem. Nic ?
A jednak.
Na Przełęczy Wyżniańskiej dogadaliśmy się z Andrzejem627, iż mamy wspólnych znajomych, i to nie byle jakich. Obaj circa about 100 lat temu studiowaliśmy na UW, Andrzej - matematykę, a ja - ekonometrię. Analizy matematycznej uczył nas obu niejaki "Krwawy Koko", którego sobie teraz z nostalgią i raczej z sympatią przypomnieliśmy.
Mało tego. Obaj w swoim czasie byliśmy "żołnierzami Królowej Madagaskaru", czyli uczestnikami studium wojskowego UW, ubierającymi raz w tygodniu dziwaczne uniformy - długie zielone płaszcze (tzw. wyjściowe) zakładane na mundury polowe. I, proszę teraz wstrzymać oddech, mieliśmy tego samego dowódcę kompanii, majora B. ! Tegoż naszego dowódcę, jak i innych oficerów ze sławnego w swoim czasie (głównie z anegdot) Studium Wojskowego Uniwersytetu Warszawskiego, obgadaliśmy sobie - po tylu latach.
Teraz kolej na Długiego.
W "pokimbowy" poniedziałek siedzieliśmy sobie wieczorem w zajeździe "Pod Caryńską" z Długim i Jego żoną, Asią. Rozmawiając z mieszkańcami Sopotu nie mogłem nie wspomnieć, iż również jestem sopocianinem z pochodzenia. Tam się bowiem urodziłem i zawsze, gdy zachodzi taka potrzeba, odpis swojej metryki otrzymuję właśnie z UM w Sopocie. Mam też związki rodzinne z Sopotem, mieszka tam nawet i obecnie mój wujek. Ma się dobrze, jest wprawdzie już po 80-tce, ale nadal jeździ w góry (i to wyższe niż Bieszczady, bo w Tatry), a w ubiegłym roku nawet powtórnie się ożenił - z panią młodszą o lat 17.
Do owego wujka (i nieżyjącej już ciotki) jeździłem w drugiej połowie lat 60., będąc jeszcze wtedy pryszczatym młodzieńcem golącym swój pierwszy zarost co drugi dzień. Głównie w wakacje, na 1 miesiąc, zawsze to atrakcja zamienić w tym czasie Radom na Sopot.
A co robi nastolatek ? Wiadomo - zakochuje się. Pierwszą i "największą" miłością w życiu. Do tego dochodzą pierwsze pocałunki, takie jeszcze niemrawe, ale już "z języczkiem". Nie byłem wyjątkiem, też się zakochałem na zabój w przeuroczej Krysi. Jeszcze długo po moim powrocie do radomsko-licealnej okrutnej rzeczywistości korespondowaliśmy ze sobą (z czym był powiązany pewien zabawny epizodzik, ale to już tylko tak na marginesie). Tak więc moja znajomość z Krysią to nie tylko owe parę tygodni w Sopocie. Naszą korespondencję prowadziliśmy (z przerwami) także jeszcze w czasach studenckich.
Znów proszę wstrzymać oddech. Krysia to długoletnia przyjaciółka Państwa Długich, cały czas utrzymują ze sobą kontakty towarzyskie. Jest po prostu koleżanką Asi jeszcze od czasów szkolnych.
CDN
Zakładki