Czas powędrować dalej, bo znów będę się musiał z lenistwa tłumaczyć
Jak tylko PKS wypluł mnie z rana namierzyłem kierunek i ruszyłem na podbój Wielkiego Miasta. Przeskoczyłem jedną górkę i jak przyglądałem się następnej pod japonki rzuciło mi się coś takiego:
Niby ptak, ale nie latał - pewnie kura albo kiwi. Polazłem dalej ale już za chwilę dziwnie się ściemniło i nad głową z majestatem przeleciał mi Gwiezdny Niszczyciel typu Imperial
Miałem wrażenie, że z trudem uniknął kolizji z Ziemią... Przyspieszyłem, aby następne bojowe okręty Imperium oglądać już z lasu. Na pożegnanie odwróciłem się jeszcze za siebie:
ale nie zobaczyłem niczego, co by tłumaczyło tajemnicze Słońce narysowane w tym miejscu na mapie. Rzuciłem jeszcze okiem na
pchełki skaczące po sąsiedniej łące ...
i zagłębiłem się w las, w którym spotkałem i monstrum (niechybnie z dalekich Bieszczadów), i pomnik opisany rzadko tu obecnie używanym językiem, i krzyż opisany także obcym językiem (ale używanym chyba trochę częściej). Długa to była wędrówka, a zakończyła się widokiem zupełnie nie-bieszczadzkim i nie-leśnym, ale spodziewanym i przez ostatnią godzinę wędrówki mocno wyczekiwanym
Sobota, 8.08.2009
Zakładki