W ostatni piątek coś mnie ciągnęło do lasu. Plecak tylko na to czekał i wkrótce wędrowaliśmy sobie wspólnie pomiędzy metrówkami.
Ta nowoczesna wersja lasu jakoś mniej nam odpowiadała, rychło skręciliśmy więc w lewo w lichą ścieżkę. Po chwili daliśmy spokój i ścieżce i wędrowaliśmy wesoło pod górę wśród zieloności...
... na spotkanie z najbardziej zielonym z bieszczadzkich słupków. Czekał tam, gdzie powinien: na samej górze. Od czasu ostatniej "forumowej" wizyty awansował znacznie, obecnie należy go tytułować ogniomistrzem.
Pogadaliśmy chwilę o wspólnych znajomych i powędrowaliśmy stromo w dół. I tak sobie łaziliśmy, aż przyszedł czas powrotu. Na sam koniec wycieczki ukazał się nam na chwilę On:
Mądra księga mówi, że tam nigdzie i znikąd takich widoków nie ma. Z radości, że znaleźliśmy miejsce-którego-nie-ma, postanowiliśmy zostać w tej okolicy jeszcze na chwilę...
Piątek, 12.06.2009







Odpowiedz z cytatem
Zakładki