Browar... według mnie tak!
Jeśli z pełnym przemyśleniem zdecydowałem się na dziecko to jest ono dla mnie najwyższym dobrem. Dla najwyższego dobra zrezygnuję wtedy z wielu rzeczy, imprez i swoich przyjemności. Według mnie to tylko wychodzi na dobre dziecku. Moim celem jest bym dbał o jego zdrowie, o jego psychikę, o częsty z nim kontakt, ostrzegał go i uczył widzieć dobro i zło, poświęcę wszystko na jego edukację i na spędzenie z nim tyle czasu kiedy tylko będzie chciał. Kiedy to zrobię, to z czystym sumieniem mogę powiedzieć "zrobiłem wszystko co mogłem" i dalej to robię ale i obserwuję efekty. A efekty mają przyjść choćby i w miłości jego partnera do mnie i miłości do mnie jego dzieci. Dla wielu to zapewne wariactwo, ale efekty widzę i nie żałuję. To moje spojrzenie na sprawę i przez taki pryzmat wcześniej na ten temat wypowiadałem się. VM2301 bardziej to rozwinął. Bo kiedy mamy odpowiedź, że dobrze się zrobiło, że opłaciło się, że nie popełniło się na tyle istotnych błędów (bo wszyscy jakieś popełniamy), które znacząco wpłynęły na dalszy los dziecka i jego rozwój? No właśnie... kiedy?. Można wybrać łatwiejszą i wygodniejszą drogę, ale czy o to w tym wszystkim chodzi?
Stosując metodę, że dziecko nie jest najwyższym dobrem, z mety spychamy go podrzędnej roli. To czasami już widać zanim się urodzi!