Wróciłem tej nocy stamtąd. Kopcę papierocha oparty o parapet okna i z perspektywy dziesiątego piętra, wieżowca na wałbrzyskim osiedlu (ani słowa o Sudetach, bo mogę się wkurzyć) patrzę na betonowe ściany sąsiednich budynków i myślę sobie: po cożeś tu wracał, gamoniu? Zaraz, zaraz... a, już wiem - do pracy. Po prostu urlop się skończył. Już bym jechał tam z powrotem. A w sercu lęk, czy w przyszłym roku one jeszcze tam będą? Nie ma się co oszukiwać, Bieszczad w Bieszczadach jakby coraz mniej. Coraz więcej tandety - na ustrzyckim "manhattanie"drewnianane tancbudy z żarciem z prefabrykatów, rodem z Pobierowa i bałtyckimi cenami, takąż muzyką (no może z wyjątkiem "Matragony", tam jeszcze pamiętają "Stare Dobre Małżeństwo", ale sztuczne zarcie i tak dają), "odjazdowe" imprezy "U Rzeźbiarza" ze skowytem i amerykańskimi pohukiwaniami, baardzo miła obsługa w "Barze pod Kremenarosem", gdzie serwują kawę rozpuszczalną z mlekiem i okruszkami sera i ciasta z bułki, które nie zdązyły sie zatrzymać na bródce barmana,. A w Wołosatem to nawet przejście graniczne otworzyli. Wreszcie ten betonowy mostek "Bratniej Pomocy i Przyjaźni", do czegoś się przydał. Tylko co to teraz będzie? Cytując Kaziuka z "Konopielki" - "Każda franca, sucho nogo przelezie". Korzyść dla mieszkańców Wołosatego, owszem. Ale jak prorokuje spotkany tam Marcin z Warszawy (pozdrawiam tysiąckrotnie) skończy się to wyciągiem krzesełkowym na Tarnicę. I to będzie szlus kochani. Rozdepczą Bukowe Berdo do reszty. Tylko może jeszcze nie za rok i nie za dwa? Może jeszcze zdążę?
Ech Bieszczady, Bieszczady mile moje
Bieszczady, Bieszczady ljube moje
Bieszczady, Bieszczady dragie moje
Bieszczady Bieszczady zlate moje
Pozdrawiam wszystkich, ze szczególnym uwzględnieniem już wspomnianego Marcina, Daniela i Tomka Z Krakowa (Cieszyn - Wołosate)
do zobaczyska: Jarek
Zakładki