No cóż, sezon ogórkowy na turystyce jak widać
Rok 1990, po tygodniowym pobycie w RFN-ie, gdzie służbowo byłem 2 dni a pozostałe fajnie spędziłem na zwiedzaniu, melduję się na lotnisku REN-MEN we Frankfurcie nad Menem. To jest czas wojny w Iraku i jeżdżąc po RFN-ie widzę sporo US Marines w rynsztunku bojowym. Kupiłem też w sklepie militarnym w Bonn sporo ciuchów amerykańskiego wojska.
No, ale jestem na tym lotnisku i mając trochę czasu do odprawy chodzę sobie i pstrykam Kodakiem S900 co ciekawszego mi wpadnie w oko, bo mam jeszcze zapas na kliszy. Po jakimś czasie widzę, że chodzi za mną jakiś dziwny gość... olewam go i dalej pstrykam. Wreszcie odprawa... gdy ja podchodzę to zjawia się nagle znowu ten gość, zza zaplecza wychodzą celnicy, żołnierze i bóg wie kto jeszcze. Zostaję otoczony i na oczach gawiedzi i pod automatami przeszukany. Wyciągneli mi wszystkie klisze... znaczy prześwietlili te, które miałem przy aparacie. Przetrzepali bagaż a w nim połowa pojemności to oryginały US Marines. W samolocie, leciałem business class i gdy już siedlismy, w rzędzie obok, nagle jakiś facet delikatnie namawia jakiegoś Polaka by się przesiadł co tamtem z widocznym strachem w oczach czyni. Ten który usiadł miał mnie, aż do Warszawy, na oku. Na Okęciu następna powtórka na osobistej i pytanie "po co mi bojowe amerykańskie mundury?".
Zakładki