Pokaż wyniki od 1 do 3 z 3

Wątek: Krótka relacja z pierwszego wypadu

  1. #1

    Domyślnie Krótka relacja z pierwszego wypadu

    Dzień 1
    Przyjeżdżam do Cisnej późnym wieczorem, pije piwko, jem ciepły posiłek i udaje się w stronę Bacówki Pod Honem. Pierwsze złe symptomy: docieram do schroniska w stanie jakbym co najmniej zdobył jakiś wysoki szczyt. Udaje mi się załapać na nocleg zastępczy.
    Dzień 2
    Wyruszam w trasę ok. godziny 8.Docieram do podnóża Rożków i zaczynam mozolną wspinaczkę.

    Czuje każdy wypalony papieros, każdy dzień bez ruchu. Z nieba mimo wczesnej godziny leje się żar, kilkukrotnie robię postoje. W pewnym momencie jestem zdecydowany rzucić to wszystko w diabły, wrócić do Cisnej, zostawić plecak w schronisku i usiąść w karczmie popijając zimne piwko. Jednak gdzieś w sercu czuje lekkie ukłucie irytacji na samego siebie. Być w Bieszczadach i zrezygnować przy pierwszym podejściu? Tak tocząc walkę ze swoją własną słabością, przystając co kilka minut i oglądając się za siebie docieram w końcu do szczytu. Postanawiam, że przejdę jeszcze trochę i wracam (oszukuje siebie, że wyprawa nie skończy się całkowitą klęską).Idę przed siebie. Mijam kolejno Worwosoke, Małe Jasło, Szczawnik, Jasło. Wchodzę na Okrąglik. Klamka zapadła w tym momencie jest już bezsensowne myślenie o powrocie. Zatrzymuje się,pale papierosa (nałóg już usunął w tył wspomnienie podejścia pod Rożków)Kusi mnie szlag na Smerek, ale postanawiam kontynuować plan (duma zabija).Podejście na wierzchołek Płaszy kosztuje mnie resztki wody do picia. Gratuluje sobie pomysłu na zmniejszenie ciężaru plecaka poprzez zabranie mniejszej ilości wody. Głupi ma szczęście; schodząc ze szczytu oczom moim ukazuje się najpiękniejszy widok w dotychczasowej wędrówce: znak prowadzący do źródełka. Nabieram wody do butelki, nastrój zdecydowanie mi się polepsza i ruszam dalej. Przed Dziurkowcem ponownie uzupełniam wode (strome zejście do źródełka, przy gorszej pogodzie, z plecakiem i bez jakieś podpory wydaje mi się że mogłoby to być trochę ryzykowne). Na Dziurkowcu ostatni raz spotykam się z dwójką rówieśników z którymi od Kurników Beskidu wymijamy się kilkukrotnie (jest gdzieś koło godziny 15). Oni schodzą do Wetliny, ja idę dalej granicznym (oczywiście żarówki z nieba ciąg dalszy, żeby tak chociaż z pół godziny deszczu). Rabia skała, Czoło, Borsuk i w końcu u celu. Tu mnie czeka niespodzianka. W chacie pod Czerteżem zadekowała się już liczna grupa słowacka. Jednak znajduje się jeszcze jedno miejsce (wielkie podziękowania dla nich), czekam w kolejce do „łazienki” i choć jest jeszcze wcześnie ładuję się na pięterko. Postanawiam jutrzejszy dzień zacząć zdecydowanie wcześniej niż dzisiejszy.
    Leżąc w śpiworze i podsumowując dzień zaczynam rozumieć co znaczyło wyrażenie „ambitnie” użyte przez jednego z forumowiczów na mój plan.

    Dzień 3

    Budzę się grubo przed 5. Wyjście na szlak trzeba jednak odłożyć z powodu deszczu (góry spełniają z opóźnieniem moje życzenie z dnia wczorajszego i to z nawiązką). Wracam pod śpiwór, mijają minuty i nie zanosi się na szybką poprawę pogody. Dach zaczyna przeciekać, nakrywam się całkowicie śpiworem. W końcu o godzinie 9 pogoda zaczyna się stabilizować i można ruszać. Dzień zaczyna się od mozolnej wspinaczki na Czerteż. Cała okolica jest zasnuta mgłą, pada lekka mżawka. Idzie się znacznie lepiej niż dzień wcześniej i po 2 godzinach moim oczom ukazuje się obelisk na szczycie Krzemieńca. Później Wielka Rawka, Mała Rawka i w końcu rozpoczynam ostatni etap mojej wędrówki wchodząc na zielony szlak do Wetliny. Kiedy wydaje się, że wszystko przebiegnie bez problemu zaczyna dosyć intensywnie padać. Grunt staje się śliski, kilka razy wchodzę w dosyć głębokie błoto. I tu zawodzi najważniejsza część ekwipunku. Moje buty zaczynają przemakać i po kilku minutach słysze z każdym krokiem chlupot wody w obuwiu. Na mój ekwipunek składała się zwykła wiatrówka (a na niej nieprzemakalny bezrękawnik) i materiałowe spodnie które miały prawo przemóc i przemokły ale zdawałem sobie z tego sprawę w trakcie przygotowywań i nawet gdy się to stało nie było to jakimś wielkim uniedogodnieniem. Jedyną rzeczą do której niezawodności byłem przekonany(chociaż nie testowane przezemnie w takich warunkach pogodowych) były właśnie buty - wysokie ponad kostke buty do trekkingu firmy Raichle (z tego co się orientuje stosunkowo uznana firma). Wychodząc na szosę do Wetliny moje buty nie nadają się do dalszej wędrówki. Zatrzymuje się na przystanku z myślą o papierosie jednak to co wyciągam z kieszeni bardziej przypomina kulke z mokrego papieru niż paczke papierosów.
    Na rozkładzie jazdy szukam jakiegoś połączenia z Sanokiem by jutro udać się w podróż powrotną. Okazuje się, że jeszcze dziś (za 10 minut) odjeżdża autobus to Sanoka. Podejmuje decyzje wcześniejszego powrotu zdając sobie sprawę ze stanu moich stóp i z tego, że jutro odpada możliwość jakiegokolwiek, nawet krótkiego wypadu na szlak.


    Jakie podsumowanie tego wypadu? Napewno okazało się, że moja kondycja jest słabsza niż zakładałem (palenie chyba naprawde nie jest zdrowe). Przeliczyłem się z siłami przedewszystkim nie biorąc pod uwagę ciężaru plecaka który musiałem nieść. W tym momencie uważam, że dla osoby która nie zna swojego przygotowania,idzie pierwszy raz na szlak bardziej odpowiednie jest takie złożenie trasy by zaczynała i kończyła się w jednym miejscu, co powoduje, że nie musimy taszczyć całego sprzętu ze sobą (ogólnie wśród osób mijanych na szlaku grupa idąca z całym dobytkiem była naprawdę nieliczna).
    Najgorsze momenty na moim szlaku dla mnie to Rożków i zielony z Rawki do Wetliny (czynnik decydujący o tym to może nie trudność techniczna ale pogoda jaka mi towarzyszyła).

    Wiele razy na trasie przeklinałem samego siebie za pomysł wyjścia w góry,wiele razy miałem ochotę rzucić plecak na ziemie i wrócić. Popełniłem kilka błędów w przygotowaniu i na trasie.
    Mimo wszystko chyba bym to powtórzył (z lepszymi butami lub lepszą pogoda).
    Uczucie, że pokonało się choć w części swoje słabości jest cholernie satysfakcjonujące.


    Dziękuję za udzielenie się w moim poprzednim wątku: Fiaa, Pyra.57 („pan ambitnie”), vm2301, sturnus,bernardyn,katasza89, rafcinek.

    http://www.flickr.com/photos/janek84/
    kilka zdjęć

  2. #2
    Poeta Roku 2010
    Poeta Roku 2009
    Poeta Roku 2008

    Awatar WUKA
    Na forum od
    07.2006
    Rodem z
    Toruń
    Postów
    3,907

    Domyślnie Odp: Krótka relacja z pierwszego wypadu

    Ja Ci wprawdzie dobrych rad nie udzielałam,ale przeczytałam z zainteresowaniem relację.Gratulacje za pokonanie własnych słabosci i rada po czasie- RZUĆ PALENIE!!!! Pozdrawiam!

  3. #3

    Domyślnie Odp: Krótka relacja z pierwszego wypadu

    Nie ma takich butów, które nie przemokłyby na mokrej połoninie. :D

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Rumunia. Krótka relacja
    Przez Wojtek1121 w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 3
    Ostatni post / autor: 06-08-2010, 17:29
  2. Krótka relacja...
    Przez bertrand236 w dziale Relacje z Waszych wypraw w Bieszczady
    Odpowiedzi: 175
    Ostatni post / autor: 15-11-2007, 14:03
  3. Jabol i Bizonek znowu gdzieś poleźli...[krótka ;) relacja]
    Przez Jabol w dziale Relacje z Waszych wypraw w Bieszczady
    Odpowiedzi: 44
    Ostatni post / autor: 28-01-2006, 15:16
  4. Moje refleksje nt wypadu w bieszczady
    Przez migut w dziale Relacje z Waszych wypraw w Bieszczady
    Odpowiedzi: 8
    Ostatni post / autor: 02-08-2005, 09:21
  5. Zdjęcia z wypadu na Tarnicę 2004.11.12
    Przez ebik w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 16
    Ostatni post / autor: 26-11-2004, 01:17

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •