Szaleństwo na tle książki „Tajemnice Soliny”
(12-08-2009 )
BIESZCZADY. „Tajemnice Soliny” stają się szybciej niż można było się spodziewać książką kultową. W domu wczasowym „Tarnica” można zrobić sobie zdjęcie z Mychaliną Datkową i Teklą Zawiłykową, bohaterkami frapującej opowieści o dwóch wiejskich kobietach z Hordka, które chciały czarami powstrzymać budowę zapór wodnych w Myczkowcach i Solinie.
Rzeźby cieszące się dużą popularnością wśród turystów wyrzeźbił Janek Niedźwiedź z Polańczyka. Zakapior Józef zwany Wiecherkiem zaczął opowiadać, że obie czarownice znał osobiście. Coraz częściej można usłyszeć, jeśli komuś coś się nie powiodło, że to wina Datkowej i Zawiłykowej. Na uroczystą prezentację książki wewnątrz zapory przyszło więcej osób, niż spodziewali się organizatorzy. Krótko mówiąc, coraz powszechniej uważa się, że nie ma lepszej pamiątki z Bieszczadów, niż powrót z „Tajemnicami Soliny”.
Dlaczego ludzie tak chętnie sięgają po tę książkę? Może dla tego, że jednym z jej bohaterów jest najzwyklejszy robotnik, spawacz ze Stalowej Woli, Michał Chwiej, który okazał się świetnym menadżerem i wybudował zapory w Myczkowcach i Solinie. Może dlatego, że autor pokazuje ciąg przeciwności losu i nadzwyczajnych zdarzeń towarzyszących realizacji obu inwestycji: od samobójczej śmierci inżyniera odpowiedzialnego za wydrążenie tunelu w górze Grodzisko przy budowie zapory w Myczkowcach po rozproszenie po dramatyczne losy budowniczych zapory w Solinie, w tym dyrektora Chwieja, po jej zakończeniu. Może dlatego, że zapoznawaniu się ze szczegółami technicznymi obu budowli, naprawdę nie można się nudzić. A może wreszcie dlatego, że w książce poznajemy świat duchów i demonów bieszczadzkich.
Poznawanie tytułowych „Tajemnic Soliny” jest frapujące od początku do końca książki. Można w niej poznać, jak doszło do zburzenia kościoła w Wołkowyi oraz bezmiar wysiłku budowniczych zapory i atmosferę obyczajową lat sześćdziesiątych. Książka pokazała również, że marzec 1968 r. miał własną dramaturgię nie tylko w Warszawie, ale również w Bieszczadach. Paweł Jasienica przyjeżdżając tutaj był tak samo inwigilowany jak w Warszawie. Przytoczone w książce donosy tajnych współpracowników są przerażające w swej wymowie.
Próba odpowiedzi na pytanie, dlaczego Jezioro Solinie pochłania mnóstwo ofiar jest ciekawa i konsekwentna. Wszystko to sprawia, że książkę czyta się jednym tchem. Dla każdego, kto zna „Za wrotami cudów”, również bardzo dobrą książkę autorstwa Henryka Nicponia, nie ulega wątpliwości, że „Tajemnice Soliny” stanowią jej dopełnienie.
Zakładki