Witajcie !
Ten pobyt w Bieszczadach postanowiłem zorganizować sobie nieco inaczej niż zwykle i na dach samochodu zapakowałem rower, ze szczerym zamiarem jazdy nim po moich ukochanych górach.
Tak więc dojechałem do UG ok godz. 13, nie zagłębiając się w szczegóły zjadłem, odpocząłem nieco i postanowiłem się rozgrzać. Wyruszyłem z UG i poprzez Bereżki, Stuposiany i Procisne dotarłem do skrzyżowania w Smolniku gdzie skierowałem się w stronę Dwernika.
Ta część trasy nie była bardzo wymagająca, trochę płaska, troszkę z górki, jedyny podjazd to ten przed skrzyżowaniem.
Potem nieco ostro w dół, ale przy 60 km/h musiałem hamować, gdyż mój leciwy już rower zaczął kolebotać się na wszystkie strony, prawie niczym X1 przy pierwszej próbie przekroczenia bariery dźwięku.
Teraz zaczęło się trudniejsze, do samych Brzegów Górnych pod górę.
Tu skierowałem na UG, celem dokończenia pętli. Do przełęczy jeszcze pod górę, a potem to już praktycznie z napędem grawitacyjnym.
Jadąc rowerem zamiast samochodem można zobaczyć znacznie więcej, na przykład puszki, butelki i opakowania po papierosach, które stonka wyrzuca ze swych aut. Z pozytywnych rzeczy natomiast udało mi się wysłuchać wielu ciekawych odgłosów przyrody i zaobserwować bociana czarnego.
Gdzie jutro pojadę ? Jeszcze nie wiem. Na koniec dam jakieś zdjęcia.
A ha. Chcę zaznaczyć, że jestem rowerzystą amatorem. Mój bicykl ma dobre 12 lat i nie waży kilka deko jak nowoczesne maszyny, a i ja jestem szczupły inaczej :)
Zakładki