Przy dolnym jeziorku byliśmy około południa, może troszkę później.
Więc stwierdziliśmy, że raczej spokojnie przed zmrokiem powinniśmy osiągnąć nasz pierwszy cel, czyli przełęcz Żebrak.
Tym bardziej, że czekała tam na nas ukryta whisky
Oj jak bardzo się przeliczyliśmy.
Górne jeziorko osiągnięte zostało po ok godzinie. Bardzo ciężkiej godzinie.
Na brzegu korzystając z okazji pecik, który poprawił bardzo "samopoczucie".
Popatrzyliśmy na drugi brzeg, gdzie koło symbolicznej mogiły leśnika szlak odbija od brzegu prosto na zbocze Chryszczatej.
Pierwsza myśl, skracamy drogę, idziemy przez jeziorko.
Jednak rezygnujemy z tego pomysłu i z mozołem zaczynamy okrążać zgodnie ze szlakiem.
Idę w rakietach torując szlak towarzyszom. Staram się iść brzegiem, lód wydaje się wytrzymywać moje obciążenie. Nie ma tu tyle śniegołomów co wyżej, tylko śniegu sporo.
Na samym końcu jeziorka, gdzie wpada do niego strumień i szlak ostro schodzi w dół przechodząc przez osuwisko, wiedziony pokusą skrócenia nieco drogi idę prosto po tafli trzymając się jak najbliżej wystających ze śniegu krzaków. W rakietach idzie mi się nieźle. Śnieg jest tu na tyle zleżały, że zapadam się niewiele.
Gdy docieram ponownie na brzeg słyszę wołanie za sobą.
To Czapa postanowiła spełnić swoje marzenie i co prawda nie udało jej się umyć włosów, ale za to jedną stopę tak
Szła ostatnia i niestety lód nie wytrzymał.
Śniegu i powalonych drzew jest tyle, że okrążenie jeziorka zajmuje nam kolejną godzinę.
Dalej jest już tylko gorzej.
Początek podejścia na Chryszczatą, to istna wspinaczka po powalonych drzewach przysypanych śniegiem, w którym zapadamy się co rusz prawie po pas.
Mijają kolejne dwie godziny a do szczytu jeszcze daleka droga.
Dają znać o sobie zmęczenie i nieprzespane noce.
Diabeł wysuwa się na szpicę, ja z Czapą ledwie dyszmy.
Na dzisiaj wystarczy. Dalej nie ma sensu.
Rozbijamy się wprost na szlaku w miarę równym terenie.
Przygotowujemy platformy pod namioty, w międzyczasie topiąc śnieg na herbatkę.
Pomimo zmęczenia humory nam dopisują.
Planujemy następny dzień.
Wstać przed wschodem i na śniadanie zmierzyć się z Chryszczatą.
Potem to już górą Działu więc na pewno będzie lżej.
Następny nocleg to pewnie za Wołosaniem, a może i w samej Cisnej.
Przecież w poniedziałek w Cisnej dołącza Ela z Duńczykiem.
Tak więc parzymy herbatkę, szybka liofilizowana kolacja, smakuje rewelacyjnie zwłaszcza spaghetti przyprawione proszkiem z pochłaniacza tlenu, następnie po peciku, szybka toaleta i do śpiworków. (Czapa toalety nie zażywała, wszak nogi myła całkiem niedawno)
Zasypiam błyskawicznie, nie pamiętam co mi się śniło, pewnie Chryszczata)
cdn...
Zakładki