rano ruszamy zwiedzac zamek w świrzu. Fajnie sie prezentuje z zewnatrz , ale niestety jest zamkniety na klodke..obchodzimy go starannie dookola coby sprawdzic czy gdzies nie ma jakiegos okienka, niezamknietej bramki, dziury w murze itp. niestety nie wyglada to dobrze..jest tylko jedno male okienko, dosyc wysoko i jeszcze naprzeciw siedzi rybak i sie gapi... rezygnujemy z tego wejscia i powoli wracamy. Ale jak z nieba spada nam gosciu ktory ma klucze do zamku, dogadujemy sie z nim ze nas wpusci, zamknie i pojdzie na obiad a po godzinie otworzy... hmmmm..ciekawe czy nie zapomni.. ciekawe czy tak samo prosto bedzie sie szukac wyjscia z zamku jak wejscia










po godzinie gosciu zjawia sie punktualnie i nas wypuszcza...nie bedzie noclegu w zamku..

nastepnie odwiedzamy zamek w starym siole





na przejezdzie kolejowym niespodzianka!! spotykamy chrisa i andrzeja wracajacych z burkutu :)

a potem juz jedziemy do lwowa. Podroz autem po lwowie jest bardzo ciekawa- krecimy sie pol godziny wokol miejsca gdzie chcemy dojechac z powodu nawalu jednokierunkowych uliczek, atrakcji dostarczaja rowniez korkujace ulice tramwaje ktore sie akurat popsuly, piesi pojawiajacy sie w najbardziej nieoczekiwanym momencie na srodku drogi oraz nowe zasady pierwszenstwa na skrzyzowaniach (pierwszy jedzie ten co jest wiekszy i ma glosniejszy klakson

w koncu spotykamy sie wszyscy w puzatej chacie , przychodza tez ukrainscy znajomi toperza



w nocy wybieramy sie na wysoki zamek we mgle oraz na cmentarz łyczakowski, ktory noca spodobal mi sie duzo bardziej niz a dnia









nocujemy w hotelu "lviv" ktory niestety sie juz popsul tzn oferuje normalny standard hotelowy za normalne ceny.. my placilismy od osoby rownowartosc 30zl