Powrót.
Wychodzę naprzeciw drzewom,
czarnym bzom,które w rowach
przysiadły,
makom w zboża szmaragdzie
przydrożnym
jak krwi krople co z nieba spadły.
Znów zostawiam za sobą choć trochę,
oczy sycąc świeżym pokosem.
W zachwyt wpadam nad niezmiennością,
ubolewam nad krętym złym losem.
Wszystko tutaj jak było przed rokiem,
może chmury płyną inaczej.
Tylko we mnie pochyliło się drzewo
i deszcz zamiast śpiewać wciąż płacze.
Zakładki