Myślę, że nie... To było w innym miejscu.
Pozdrawiam
Myślę, że nie... To było w innym miejscu.
Pozdrawiam
bertrand236
Ładnie to tak straszyć forumową kolezankę?
pozdrawiam
Marek
Sądząc po nicku koleżanki, to Bertrand powinien się bać.![]()
Pozdrawiam
Przemek
No, no. Poczytali o pejczykach i proszę...Ognisko wyobraźnię rozbudziło
Pozdrawiam
bertrand236
Polej! A może Ty opowiesz, jak spędziliśmy następny dzień? Tak, tak. Następny dzień był naszym wspólnym dniem.
Pozdrawiam
bertrand236
Bertrandzie, Gospodarzu Ogniska, czyń dalej swą powinność. Uwielbiam słuchać Twych opowieści, które z wielką skrupulatnością i szczegółowością (znam Twój na to sposób) oddają klimat minionych dni.
Ja niestety mógłbym ominąć wiele szczegółów co mogłoby w znaczący sposób zniekształcić prawdziwy obraz wspólnie spędzonego dnia. Aczkolwiek dziękuję za wywołanie „do tablicy”.
Pozdrawiam
Przemek
Użyłem podstępu i mi nie wyszło. Buuu
bertrand236
Dzień 10
Dzień spotkania. Jesteśmy umówieni na wspólne połazęgowisko z Polejem, jego żoną Hanią i jego dwoma siostrami. Teraz jest mi głupio i jest mi wstyd.Po prostu zapomniałem imion tych przesympatycznych dziewcząt. Próbowałem Poleja namówić, żeby napisał relacje z tego dnia, to by się moja skleroza nie wydała
, ale się wykpił. Trudno. Poleju przeproś siostrzyczki swoje za to, ze nie pamiętam ich imion.
Umówiliśmy się na spotkanie na punkcie widokowym, do którego można dojechać samochodem. Niech się nazywa, ze się nie spóźniliśmy z Renatką, ale mieliśmy dalej na spotkanie. Pogoda przednia była tego dnia. Po powitaniu wsiadamy do rydwanów i jedziemy dalej. Jedziemy drogą wzdłuż starej trasy bieszczadzkiej ciuchci. Po drodze mijamy ruiny wiaduktów kolejowych, że nie wspomnę o najsłynniejszym wypale w Polsce. Migiem przejechaliśmy przez „Kazimierzowo” i dojechaliśmy do ostatniej miejscowości w tej stronie Polski. Zostawiliśmy samochody na przestronnym parkingu hotelowym. Okazała budowla hotelu trochę mnie zasmuciła. Nikt nie wyszedł ze środka, żeby przestawić nam samochodyPusto i głucho. Całokwite olanie potencjalnego klienta. Okazało się, że ostatni bar przy tej drodze też jest zamknięty. Trza było piwo z bagażnika wyjąć…Dalej nie jedziemy, bo jesteśmy z Pyrlandii. Nie rozumiecie? Za dalszy przejazd trzeba płacić…..Nie dość, ze droga płatna jest, to w takim stanie, że jazda na niektórych odcinkach na drugim biegu grozi wszystkimi konsekwencjami. Za to stać nas na kupno biletów na łąki. Po tej rozrzutności przekraczamy drewnianą kładkę na potoku i wychodzimy na przepiękne łąki. Celem naszym jest pewna nekropolia. Szlak prowadzi nas wąską ścieżką poprzez wiosenne trawy. Wszystkim się tutaj bardzo podoba. W pewnym momencie stajemy jak wryci. Idziemy pod wiatr i może, dlatego nie wyczuł nas plujący tutaj lis. Dał się podejść naprawdę blisko. Wyskoczył w górę i opadł uderzając nosem w ziemię. Myślę, że tuż pod ziemią wyczuł kreta, myszkę, czy innego takiego stwora. Bardzo się zdziwił, kiedy nas zobaczył. Po chwili zniknął nam z oczu razem ze swoją zdobyczą. My podążyliśmy ścieżką poprzez wąwozy, przecinając potoki poprzez łąki. W końcu ścieżka doprowadziła nas do betonowej autostrady. Niestety autostrada ta jest tak skonstrułowana, że ma tylko jedną nitkę. Ma za to duży plus nie jest płatna. Co prawda nie wolno po niej jeździć, ale za to chodzenie po niej jest gratis. W pewnym momencie jedna z Polejowych sióstr stwierdziła, ze popełniliśmy błąd. Otóż w tak pięknych okolicznościach natury brak piersiówki jest niewybaczalnym błędem. Taką mądrą siostrę ma Polej. Wszyscy ze smutkiem się z nią zgodziliśmy i z opuszczonymi głowami pomaszerowaliśmy dalej. Pomimo opuszczonych głów widzieliśmy mijane stare krzyże przydrożne. W końcu kiedyś żyło tu przeszło tysiąc osób we wsi. Oglądając krzyże, kwiaty, rzekę nie spiesząc się doszliśmy do celu naszej wędrówki. Po zwiedzeniu nekropolii usiedliśmy na ławkach przed cmentarzem. Wtedy wyjąłem z plecaka flaszeczkę, którą jak uważni słuchacze tej ogniskowej gawędy pamiętają dostałem w Krakowie. Oj PiotrkuF jak wtedy Ciebie wspominaliśmy. Musiało Ci się wtedy czkać… Trunek ten miał tylko jedną wadę, ale za to fundamentalną. Szybko się skończył. Zostawiłem towarzystwo z pustą flaszką a sam…/no nie! Nie poszedłem po pełną!/ poszedłem na pobliski drugi cmentarz. Kiedy wróciłem do reszty Polej dał hasło do powrotu. Wracaliśmy tą sama drogą, czyli betonową autostradą. Po drodze mieliśmy kilka odpoczynków, bo nie mieliśmy się dokąd spieszyć. Nie skręciliśmy też na ścieżką na łąki tylko dalej po betonie poszliśmy prosto. Za to mogliśmy obserwować kunszt inżynieryjno-hydrologiczny zwierząt futerkowych, które ty znalazły swój azyl. W końcu udało nam się dojść na parking hotelowy. Bar nadal zamknięty był. Pojechaliśmy, więc do „Kazimierzowa”. Tam jest taki lokal o pięknej nazwie :"Lisia nora”, w którym zawsze serwuje się wyśmienite jedzono. Tak było i tym razem. Pojedliśmy, popiliśmy piwem, pogadaliśmy sobie i ……pożegnaliśmy się. Poleje pojechali na nocleg, a my w drugą stronę, czyli też na nocleg. No może nie od razu, ale do Zawozu. Tam nastąpiły długie Polaków rozmowy z Danusią i Krzysztofem.
bertrand236
To był wspaniale spędzony dzień. Pomimo dwunastogodzinnej, nocnej jazdy samochodem zmęczenie uległo urokowi cudownych miejsc okraszonych wspaniałym towarzystwem i "piotrkowym" rarytasem oczywiście. Czegóż można chcieć więcej? Dzięki Bertrandzie (i Renatko oczywiście) za ten błogi czas wspólnie spędzony. Szkoda tylko, że dzień tak krótki jest i to co dobre szybko się kończy.![]()
Pozdrawiam
Przemek
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki